Deportacje obywateli polskich na Sybir w latach 1940–41 były wcześniej zaplanowaną, precyzyjnie przygotowaną akcją władz sowieckich wymierzoną przeciwko obywatelom polskim z terenów, które wcześniej sowiecki zaanektowali – podkreśla badacz tematyki deportacji prof. Albin Głowacki.
Historyk mówił o tym w czwartek wieczorem w Muzeum Pamięci Sybiru w Białymstoku podczas promocji swojej najnowszej książki pt. "W tajdze i w stepie" poświęconej tematyce deportacji. Książkę wydało Muzeum Pamięci Sybiru.
Bazując na różnych materiałach źródłowych, Głowacki opisuje w książce precyzyjny mechanizm - jak to nazwał - "machinę" - ściśle tajną operację logistyczną przygotowania wywózek przez aparat represji i przeprowadzenia deportacji. Było w nią zaangażowanych kilkadziesiąt tysięcy ludzi.
"Moją ideą było przygotowanie opisu, który by pokazał mechanizm, funkcjonowanie aparatu (represji) w okresie przeprowadzenia tych wywózek" - powiedział PAP prof. Głowacki. Dodał, że najwięcej miejsca poświęcił opisowi pierwszej masowej wywózki, bo pokazane przy niej wszystkie techniczne aspekty wywózek, tego - jak to określił - "mechanizmu zbrodni" w następnych wysiedleniach powtarzają się.
Pierwsza masowa wywózka zaczęła się 10 lutego 1940 r. Wywieziono w niej na Sybir 110 tys. obywateli polskich, których władza sowiecka uznała za swoich wrogów. W czterech akcjach deportacyjnych w latach 1940-41 wywieziono łącznie ok. 330 tys. obywateli polskich różnych narodowości.
"Moją ideą było przygotowanie opisu, który by pokazał mechanizm, funkcjonowanie aparatu (represji) w okresie przeprowadzenia tych wywózek" - powiedział PAP prof. Głowacki. Dodał, że najwięcej miejsca poświęcił opisowi pierwszej masowej wywózki, bo pokazane przy niej wszystkie techniczne aspekty wywózek, tego - jak to określił - "mechanizmu zbrodni" w następnych wysiedleniach powtarzają się.
Opisał dekrety, rozkazy, akty, dokumenty z przygotowań do deportacji, które poprzedzała wcześniej przeprowadzona akcja ewidencyjna i kwalifikacja osób do wywiezienia.
"My mamy wyobrażenie o deportacjach od momentu załadowania ludzi do wagonów, natomiast ten moment został poprzedzony kilkumiesięczną pracą, najintensywniejszą od grudnia 1939 r., ale już w październiku Ławrientij Beria wydał rozkaz, żeby zewidencjonować, wytypować osadników" - mówi prof. Głowacki.
Dodaje, że swoje działania ewidencyjne NKWD przeprowadzało tak, aby nie budziły one podejrzeń, pod pretekstami np. inwentaryzacji budynków, ustalania wysokości podatku rolnego, zbierania danych do wyborów. Nawet miejscowi ludzie, których wykorzystywano np. do przewozu osób, które miały być deportowane, nie wiedziały do samego końca, w czym uczestniczą.
"Z wykorzystanych źródeł wynika, że przygotowania do deportacji przebiegały w trybie ściśle tajnym, pod stałą kontrolą partii i władz administracyjnych, z uwzględnieniem takich terminów, które gwarantowały oprawcom sprawne ich prowadzenie. Szczegóły organizacyjno-techniczne akcji zostały drobiazgowo uregulowane w dyrektywach i instrukcjach. Ale ogniwa zaangażowane w ich realizację dbały głównie o to, ażeby wysiedlonych po prostu dostarczyć na miejsca zsyłki, nie przejmując się zbytnio ich sytuacją i potrzebami" - opisuje w książce udostępnionej PAP przez Muzeum Pamięci Sybiru.
Historyk pokazuje porażającą skalę tych represji, pozbywanie się ludzi, rodzin, które zostały przez sowietów ocenione jako niebezpieczne dla systemu stalinowskiego, którzy mogli tworzyć - jak napisał "potencjalną bazę dla ruchu oporu i realną przeszkodę w instalowaniu systemu bolszewickiego na zaanektowanych obszarach II Rzeczpospolitej". Dlatego osoby te wywożono w odległe miejsca, słabo zaludnione, źle skomunikowane takie jak Syberia czy Kazachstan.
Profesor wskazuje w książce, że decyzje o masowych deportacjach podejmowały najwyższe władze partii komunistycznej i państwa sowieckiego.
"Były one świadomą realizacją represyjnego kursu państwa wobec wybranych grup obywateli polskich z obszarów zaanektowanych przez Moskwę w latach 1939-1940. Politykę tę można uważać za kontynuację eksterminacyjnych działań, których najbardziej wyrazistym przejawem była +operacja polska+ NKWD z lat 1937-38. Według niepełnych jeszcze ustaleń skazano wtedy w ZSRR prawie 140 tys. Polaków, spośród których rozstrzelano 11 tys. osób. Natomiast w latach 1940-41 cztery fale wywózek objęły ok. 330 tys. obywateli polskich różnych narodowości, głównie jednak Polaków" - napisał w książce prof. Albin Głowacki.
Historyk pokazuje porażającą skalę tych represji, pozbywanie się ludzi, rodzin, które zostały przez sowietów ocenione jako niebezpieczne dla systemu stalinowskiego, którzy mogli tworzyć - jak napisał "potencjalną bazę dla ruchu oporu i realną przeszkodę w instalowaniu systemu bolszewickiego na zaanektowanych obszarach II Rzeczpospolitej". Dlatego osoby te wywożono w odległe miejsca, słabo zaludnione, źle skomunikowane takie jak Syberia czy Kazachstan.
Obywatele polscy były wysyłani do pracy przymusowej np. przy wyrębie lasów, w rolnictwie, przemyśle wydobywczym. Musieli podejmować tę pracę, żeby mieć jakiekolwiek środki na przeżycie.
W książce profesor Głowacki wykorzystał między innymi nowe materiały, które tuż przed pandemią udało mu się zdobyć w archiwach w Ukrainie.(PAP)
autorka: Izabela Próchnicka
kow/ aszw/