Profesor Bogdan Musiał w rozmowie z PAP zwraca uwagę, że po wojnie "państwo niemieckie konsekwentnie chroniło zbrodniarzy z Auschwitz przed odpowiedzialnością karną". Podkreśla, że "Polska ma szanse wpłynąć na kształt i kierunek debaty o Auschwitz", wykorzystując zasoby polskich archiwów.
"Na Zachodzie debata wokół tematu obozu w Auschwitz często nie toczy się w oparciu o źródła, które istnieją i są dostępne. Większość autorów, którzy piszą książki i artykuły o obozie zagłady nie sięga do nich. Mam tu na myśli źródła, które są w polskich archiwach" - zauważa w rozmowie z PAP Bogdan Musiał.
Ponieważ "polskie podziemie, polskie sądy i polskie organy ścigania już od początku funkcjonowania Auschwitz zbierały informacje, dowody zbrodni. I te dowody znajdują się z reguły w polskich archiwach. Po 1945 roku miały miejsce w Polsce również procesy sądowe, kluczowe jeśli chodzi o historie obozu zagłady w Auschwitz, czyli proces przeciwko Rudolfowi Hessowi oraz proces przeciwko załodze oświęcimskiej, tam było 40 oskarżonych". Procesy "były przygotowane z jednej strony z punktu widzenia karnego, ale z drugiej z historycznego, czyli rekonstrukcji tego, co się stało w Auschwitz. Były oryginalne dowody, było też bardzo dużo zeznań, relacji zbieranych bezpośrednio po wyzwoleniu obozu. Jeszcze wojna się toczyła, a już istniała komisja śledcza powołana przez Główną Komisję Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce - bo tak się wtedy nazywała - która to badała. I naprawdę na Zachodzie, który dominuje w debacie o Auschwitz, te źródła są kompletnie pomijane" - zauważa historyk.
Musiał podaje przykład: "Powstało już kilka biografii Rudolfa Hessa, czyli komendanta Auschwitz. Żaden z ich autorów nie sięgnął do akt procesowych Rudolfa Hessa czy na przykład do teczki z więzienia. Rudolf Hess był przesłuchiwany, są jego zeznania, 400-500 stron samych protokołów przesłuchań".
"My tego, nazwijmy to, potencjału narracyjnego, który mamy w materiałach źródłowych nie wykorzystujemy (oczywiście oprócz tego, co robi Muzeum Auschwitz, ale oni przecież mają ograniczone możliwości). Przez to na świecie zafałszowują nam - niektórzy z rozmysłem, niektórzy z niewiedzy - historię. Nam się nie udało po upadku komunizmu w Polsce włączyć w tę debatę o Auschwitz. Inni za nas piszą historię tego miejsca. Kluczem w pracach naukowych jest podstawa źródłowa, a tę mamy my" - podkreśla profesor Musiał. Zdaniem historyka "Polska ma szanse wpłynąć na kształt i kierunek debaty o Auschwitz. Bo teraz narracja jest taka, że jacyś naziści to zrobili, Polacy pomagali i że były +polskie obozy+".
Musiał zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt. "Spójrzmy co się stało ze sprawcami, z oprawcami... To jest skandal nieprzeciętny. Państwo niemieckie pod pozorem państwa prawa konsekwentnie chroniło zbrodniarzy z Auschwitz przed odpowiedzialnością karną i udało się to oczywiście. I to robiono świadomie. Niemieckie państwo specjalnie dla zbrodniarzy niemieckich wprowadziło do ustawy zasadniczej trzy artykuły, które miały na celu ich chronienie, czyli skodyfikowali ten system. My sobie z tego kompletnie nie zdajemy sprawy".
Podobnie jak z tego, że "to nie były nazistowskie zbrodnie wojenne, tylko niemieckie zbrodnie wojenne, ponieważ państwo niemieckie po 1949 roku te zbrodnie +zaklepało+. Proszę sobie wyobrazić, że do dzisiaj zbrodnie na Polakach w Auschwitz są według niemieckich sądów "ordnungsgemaess", czyli prawnie bez zarzutów. I według tego niemieckiego prawa, które do dziś obowiązuje, zbrodniarze, którzy ich dokonali są niewinni. A ofiary są winne" - mówi PAP profesor Musiał.
"W moim przekonaniu byłoby konieczne, aby te niemieckie wyroki w sprawie Auschwitz podważyć, w Niemczech, w tych samych sądach, które takie wyroki wydawały" - mówi Musiał. "Pewnie to odrzucą, ale my wtedy pójdziemy do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Ciekawe, jak tam Niemcy wytłumaczą zbrodnie na Polakach? Podejrzewam, że to by miało też spory wydźwięk medialny, także międzynarodowy. Musimy się również postarać, żeby rehabilitować pomordowanych Polaków, także sądowo, to otwiera drogę do odszkodowań" - postuluje historyk.
Z Berlina Berenika Lemańczyk (PAP)
bml/ tebe/