Dwukrotny lockdown w bibliotekach był dla humanistów najbardziej dojmującym doświadczeniem, jeśli chodzi o kształcenie zdalne oraz prowadzenie badań naukowych – mówi PAP prof. Józef Dobosz, dziekan Wydziału Historii Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Polska Agencja Prasowa: Z jakimi problemami muszą zmierzyć się studenci oraz wykładowcy historii w dobie epidemii koronawirusa?
Prof. Józef Dobosz: Nauczanie w dobie pandemii trwa już drugi semestr, zatem nie jest to problem nowy. Pamiętajmy, że przecież niemal cały semestr letni ubiegłego roku akademickiego musiał zostać przeorganizowany. Wówczas początki nowej formy nauczania były trudne, ponieważ zostaliśmy zaskoczeni, nie mieliśmy czasu się przygotować. Dodatkowo musieliśmy się zmierzyć z procesem wyborczym i wyłonieniem nowych władz uczelni. Zorganizowanie nowego roku akademickiego w ten sposób, aby wszystko mogło działać w miarę skutecznie, nie było łatwym zadaniem.
Ponadto trzeba było również wybrnąć z trudności z semestru poprzedniego, chociażby tych związanych z zaliczeniami przedmiotów. Zależało nam bowiem, aby jak największa liczba studentów mimo rozmaitych przeciwności i kłopotów mogła zaliczyć kolejny rok studiów. Z tego powodu władze UAM zdecydowały o przesunięciu rozpoczęcia zajęć akademickich o dwa tygodnie. To rozwiązanie pozwoliło ponadto przeprowadzić szkolenia dla studentów, którzy dopiero rozpoczęli naukę, do nowej formy działania, czyli kształcenia zdalnego na poziomie uniwersyteckim.
Można więc powiedzieć, że podstawowym problemem jest brak kontaktów bezpośrednich zarówno między wykładowcami a bracią studencką, jak i wewnątrz tych dwóch grup – co jest w obecnych warunkach zjawiskiem oczywistym. Rozbudowana biurokracja oparta na nie zawsze jasnych procedurach, kształtowana i pielęgnowana przez ostatnie mniej więcej 20 lat (częściowo budowana przy dość krytycznych opiniach środowiska akademickiego), też nie koniecznie sprzyja sprawnemu funkcjonowaniu w nowych warunkach całych uczelni i działających w ich ramach jednostek organizacyjnych. Ciągle zmagamy się też z dostosowaniem do zaistniałej sytuacji rozmaitych aspektów życia akademickiego na płaszczyźnie prawnej i organizacyjnej. Ważnym aspektem jest również budowanie wzajemnych relacji w rzeczywistości zdalnej, opartych na zaufaniu i empatii. Na to jak nam to wychodzi, odpowiedzi będzie pewnie tyle, ilu respondentów…
PAP: A czy społeczność wydziału pana profesora miała trudności z przestawieniem się na nauczanie zdalne?
Prof. Józef Dobosz: Już w poprzednim semestrze organizowaliśmy rozmaite szkolenia, choć wówczas miały one bardziej doraźny charakter. Natomiast w drugiej połowie września i pierwszej połowie października nasz wydział przeszedł kompleksowe szkolenia dotyczące posługiwania się dwoma narzędziami do zdalnego prowadzenia zajęć, czyli z platformami rekomendowanymi na uczelni – MS Teams i Moodle. Właściwie wszyscy pracownicy wzięli w tych szkoleniach udział – szczególnym powodzeniem cieszyły się te dotyczące MS Teams.
Dzisiaj jesteśmy już po dwóch miesiącach zajęć i mogę powiedzieć, że jak na czasy epidemii wszystko funkcjonuje przyzwoicie. To, że wszystkie lub prawie wszystkie zajęcia odbywają w czasie rzeczywistym, jest sukcesem. Z wykładami nie ma właściwie większych kłopotów, natomiast pewne ograniczenia widzimy w przypadku ćwiczeń, warsztatów czy konwersatoriów, czyli tych zajęć, na których trzeba podjąć bardziej otwarty dyskurs, rozmawiać i dyskutować. Komunikatory mają jednak w tym zakresie ograniczenia – prowadzenie zajęć zdalnych na pewno nie jest równoznaczne z bezpośrednią interakcją podczas ćwiczeń czy konwersatoriów. W tym przypadku wartość przekazu akademickiego będzie upośledzona w porównaniu z normalnymi warunkami.
PAP: A jak naukę zdalną oceniają sami studenci?
Prof. Józef Dobosz: Spora część najmłodszych członków naszej Universitas potrafi się doskonale odnaleźć w rzeczywistości nauczania zdalnego, choć nie zawsze dobrze oceniają działania uczelni w tych kwestiach. Podnoszą zwłaszcza kwestię spadku jakości kształcenia w dobie pandemii, doskwiera im brak bezpośrednich relacji, czasami podkreślają utrudniony kontakt z wykładowcami. Kluczowe znaczenie ma na tym polu współpraca z samorządem studenckim. W ostatnich miesiącach mimo niesprzyjającej sytuacji reformowaliśmy programy studiów, co dokonało się w pełnej współpracy ze studentami. Wszyscy członkowie naszej wydziałowej wspólnoty wykonali ogromną pracę, by dostosować programy prowadzonych przez nas czterech kierunków studiów oraz pięciu specjalności do nowych potrzeb i warunków działania. Wydziałowy samorząd studentów, działający coraz sprawniej, zobowiązał się wprowadzić studentów pierwszego roku w życie akademickie doby pandemii. Prowadzono specjalne szkolenia (np. „Zajęcia przygotowawcze do kształcenia zdalnego” zrealizowane na platformie MS Teams), przedstawiciele samorządu brali udział w pracach organizacyjnych wokół „Dnia studenta I roku” pod przewodem pani prodziekan prof. Katarzyny Balbuzy.
Wspomniany wyżej brak bezpośrednich relacji jako bolączka ostatnich miesięcy nie dotyczy zresztą tylko samego nauczania, ale także chociażby kontaktu z instytucją dawnego dziekanatu. To wszystko pokazuje, że utrudnień było jednak sporo – pytanie, czy ze wszystkimi sobie poradziliśmy odpowiednio dobrze…?
PAP: Kierunkom humanistycznym niewątpliwie łatwiej było – chociażby w porównaniu z kierunkami matematyczno-przyrodniczymi – przestawić się na tryb on-line. Czy w przypadku wydziału pana profesora w obecnej sytuacji trzeba było jednak zrezygnować z pewnych zajęć?
Prof. Józef Dobosz: Mamy tu faktycznie pewną przewagę nad kierunkami eksperymentalnymi, ponieważ stopień zajęć praktycznych na historii jest znacznie bardziej ograniczony – nie mamy np. obowiązkowych laboratoriów. Wobec tego w przypadku Wydziału Historii w zasadzie takiej sytuacji nie ma, a wszystkie zajęcia są prowadzone zdalnie. Jedynym ograniczeniem są natomiast praktyki zawodowe na naszych dwóch specjalnościach – nauczycielskiej i archiwistycznej. One wymagają jednak, chociażby częściowego, dostępu do placówek oświatowych czy archiwów. Jest co prawda pewna możliwość odbywania tych praktyk zdalnie, ale teraz nie pozwala ona, aby z absolutnie czystym sumieniem powiedzieć, że są to praktyki pełnowartościowe. Mam nadzieję, że jest to problem krótkotrwały. Jeśli epidemia by trochę przygasła i była możliwość otwarcia szkół czy archiwów, to praktyki zawodowe będzie można nadrobić lub przesunąć w czasie.
PAP: Studiowanie historii, oczywiście poza wykładami i ćwiczeniami, to także liczne kwerendy biblioteczne i archiwalne. W obecnej sytuacji z dostępem do zasobów bibliotecznych wiązały się także pewne trudności…
Prof. Józef Dobosz: Właśnie największą słabością obecnego systemu są problemy z dostępem do literatury. Nie chodzi tylko o to, że system biblioteczny nie jest dostosowany do obecnych warunków epidemicznych, ale o to, że jest on generalnie oparty na książkach drukowanych. Co prawda zarówno Biblioteka Uniwersytecka, jak i poszczególne biblioteki wydziałowe kupują sporo materiałów – przede wszystkim prac w formie elektronicznej – ale to nie zapewnia szerokiego dostępu, ponieważ nie wszystko jest przecież w tej formie wydawane.
Dwukrotny lockdown w bibliotekach, którego przecież doświadczyliśmy (częściowo doświadczamy i dzisiaj), był dla humanistów najbardziej dojmującym doświadczeniem, jeśli chodzi o kształcenie zdalne. Ponadto prowadzenie badań naukowych, zwłaszcza w przypadku kierunków humanistycznych, przy ograniczonym dostępie do bibliotek i archiwów bardzo mocno nas ograniczyło.
To jest ten aspekt nauczania i prowadzenia badań, nad którym przez cały czas musimy pracować, i szukać dla niego satysfakcjonujących rozwiązań. Powszechnie dostępna e-książka w polskich warunkach to wciąż marzenie, które gonimy.
PAP: A z jakimi jeszcze trudnościami – poza możliwością prowadzenia badań – muszą zmierzyć się pracownicy naukowi?
Prof. Józef Dobosz: Co prawda konferencje czy seminaria odbywają się zdalnie, zatem można uznać, że następuje wymiana myśli. Jednak i tutaj pojawiają się dokładnie te same problemy, które widać na zajęciach ze studentami. Przekaz w postaci referatu jest czytelny, ale wystarcza tylko jako komunikat prosty, już przy swobodniejszej dyskusji na komunikatorze występują pewne, nawet spore ograniczenia. Nie ma także wymiany myśli „drugoobiegowej”, którą były zwyczajowo kuluary konferencji i seminariów, a których humanistom niestety brakuje. Odrębna kwestia to wyjazdy naukowe (zarówno poszczególnych pracowników, jak i studentów) i wymiana krajowa, a szczególnie międzynarodowa – tu ograniczenia są znaczące, a straty w ich wyniku poniesione chyba będą nie do odrobienia. Mam jednak nadzieję, że niedługo wrócimy do takiej rzeczywistości, jaką byśmy chcieli znów widzieć.
Rozmawiała Anna Kruszyńska (PAP)
akr/ skp /