Od momentu odzyskania niepodległości w 1918 r. Polska musiała się mierzyć z rewizjonizmem ze strony Niemiec, który w mniejszym lub większym nasileniu objawiał się przez cały okres międzywojenny – mówi brytyjski historyk Roger Moorhouse.
W swojej najnowszej książce "Polska 1939. Pierwsi przeciwko Hitlerowi" przywołuje on słowa niemieckiego generała Hansa von Seeckta do kanclerza Josepha Wirtha po podpisaniu niemiecko-sowieckiego układu w Rapallo w 1922 r. Von Seckt stwierdził, że istnienie Polski jest "niedopuszczalne i sprzeczne z żywotnymi interesami Niemiec" i jest to "jedna z najtrwalszych zasad kierujących niemiecką polityką".
Moorhouse uważa, że te słowa w dużej mierze odzwierciedlały opinię zarówno ówczesnych elit politycznych, jak i zwykłych ludzi, choć zwykli Niemcy nie wypowiadali się w tak bezwzględny sposób. "Ale nastroje antypolskie i rewizjonistyczne były dość powszechne, szczególnie we wschodniej części Niemiec, w takich prowincjach jak Śląsk i Pomorze. Antypolski element pobudzano w późniejszym okresie XIX wieku, zwłaszcza przez Kulturkampf, a następnie katalizował go rewizjonizm w następstwie klęski Niemiec w 1918 roku. Polska po 1918 r. była zasadniczo symbolem układu wersalskiego, a więc zawsze przyciągała niemiecką antypatię" – wyjaśnia brytyjski historyk.
"Przekonanie, że tylko nazistowskie Niemcy były rewizjonistyczne w swoich odczuciach, jest błędne. Niemcy weimarskie podzielały wiele z tych samych nastrojów, również wobec Czechosłowacji, ale używały bardziej umiarkowanej i dyplomatycznej retoryki" – wskazuje. Jak wyjaśnia najbardziej oczywistym przykładem jest to, że Berlin stale utrzymywał kwestię rewizji granicy polsko-niemieckiej otwartą. Np. traktaty lokarneńskie z 1925 r. ustaliły granicę francusko-niemiecką, ale granica niemiecko-polska nie podlegała podobnej normalizacji.
Niemiecki rewizjonizm nasilił się po dojściu Adolfa Hitlera do władzy w 1933 r. "Rewizjonizm w ogóle był niezbędny do powstania nazizmu, dawał temu ruchowi rację bytu, wykorzystywał poczucie rozżalenia, które u hitlerowskiej publiczności można było łatwo przekształcić w gniewu. Oczywiście, skoro Polska była beneficjentem traktatu wersalskiego, zatem i ona była postrzegana jako część tego problemu" – mówi Moorhouse.
Dodaje, że we wczesnym etapie ruchu nazistowskiego członkostwo w nim w pewnym stopniu pokrywało się z przynależnością do Freikorps, gdzie wiele osób walczyło z Polakami w powstaniach w Wielkopolsce czy na Górnym Śląsku i takie osoby wnosiły ze sobą do ruchu nazistowskiego pewien stopień antypolskich uprzedzeń. Jak mówi, zbrodnia w Potępie w 1932 r., gdzie zamordowany został Polak Konrad Piecuch przez grupę SA-manów, pokazuje, w jakim stopniu antypolskie uprzedzenia stały się dla ruchu nazistowskiego motorem działania.
Odnosząc się do tego, że w 1934 r., a więc na początku rządów Hitlera, podpisano polsko-niemiecki pakt o nieagresji, Moorhouse wyjaśnia, że duża część wczesnej wrogości w kręgach nazistowskich skierowana była bardziej na Czechosłowację niż na Polskę. "W Niemczech istniał powszechny szacunek dla Piłsudskiego, a ciekawe jest na przykład to, że w raporcie Hossbacha z 1937 r. znacznie więcej miejsca poświęcono Czechosłowacji niż w Polsce. Polska stała się dla nazistowskiego reżimu bardziej bezpośrednią kwestią po upadku Czechosłowacji w 1938 r., a następnie została na krótko wskazana jako ewentualny partner w ataku na ZSRR. Tak więc przejście do otwartej wrogości można realistycznie datować dopiero na okres późniejszy, od wczesnych miesięcy 1939 roku" – mówi.
Roger Moorhouse jest brytyjskim historykiem i pisarzem specjalizującym się w historii II wojny światowej. Jest autorem lub współautorem kilkunastu książek na ten temat. Wydana w zeszłym roku "Polska 1939. Pierwsi przeciwko Hitlerowi" opowiada o podjętej przez Polskę obronie po tym, jak została zaatakowana we wrześniu 1939 roku przez niemieckie, a później sowieckie wojska. Inne jego najważniejsze książki to "Pakt diabłów. Sojusz Hitlera i Stalina" o współpracy niemiecko-sowieckiej w latach 1939-1941 i "Stolica Hitlera. Życie i śmierć w wojennym Berlinie".
Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)
bjn/ zm/