By pokryć stratę wynikającą z nadużyć podległego mu kasjera – sprzedał prywatny majątek. Gdy okazało się, że sprowadzona pogłębiarka do Wisły jest wadliwa, też za nią zapłacił. Choć był Rosjaninem i carskim generałem, swoje projekty poddawał pod szerokie konsultacje społeczne. Już tylko te przykłady pokazują postać niezwykłą. Mawiano o nim, że jest „owarszawiony”. 23 sierpnia 1902 r. zmarł Sokrates Starynkiewicz, być może najwybitniejszy prezydent Warszawy. Zbudowana przez niego sieć wodociągowo-kanalizacyjna służy mieszkańcom miasta do dziś.
Niewielu w historii naszego kraju Rosjan, który w polskiej prasie mógł doczekać się takiego, niewymuszonego, nekrologu. „Dziś rano o godz. 8-ej, rozstał się z tym światem człowiek, który dla Warszawy położył ogromne zasługi. Ile razy mowa o żywiołowym wzroście naszego miasta, ile razy z zadowoleniem słuchamy orzeczenia, że Warszawa rozwija się, rośnie i pięknieje, ile razy nie tylko przyjezdni ze Wschodu, lecz sąsiedzi nasi na Zachodzie stwierdzają zmiany ogromne, dokonane w ciągu ubiegłych 23 lat, wszystko to łączy się z nazwiskiem Starynkiewicza i świadczy o jego niezmordowanej pracy i dużej inteligencji, o jego zdolności administracyjnej i celowości zabiegów, o wysokiem poczuciu obowiązku gospodarza miasta i umiejętności spożytkowania wszystkich czynników, stanowiących łącznie skomplikowany zarząd m. Warszawy” – pisał „Kurjer Warszawski”.
Kolejny carski generał
Kim był człowiek, który zasłużył na taki hołd?
Starynkiewicz urodził się w Taganrogu nad morzem Azowskim najprawdopodobniej 20 grudnia 1820 r. Był najstarszym z dziewięciu dzieci Iwana Aleksandrowicza, dyrektora i nauczyciela filologii klasycznej w miejscowym gimnazjum. Stąd zapewne nietypowe imię przyszłego prezydenta. W 1834 r. rodzina otrzymała od cara tytuł szlachecki.
Po ukończeniu Instytutu Szlacheckiego w Moskwie Starynkiewicz wstąpił do armii i został przydzielony do artylerii. Jego pierwszą kampanią była interwencja rosyjska w czasie powstania na Węgrzech.
Tuż po tej kampanii w 1849 r. przyjechał do Warszawy. Był adiutantem w rosyjskim Sztabie Głównym Armii Czynnej. W 1861 r. dowodził akcją pacyfikacyjną przeciw buntom chłopskim w Hrubieszowskim. Początkowo próbował pertraktować, później wezwał wojsko. Wykazał się stanowczością, lecz nie okrucieństwem. Pisał w jednym z raportów: „przykre jest, że wypadło ukarać cieleśnie siedmiu włościan, ale jeżeli dzięki temu osiągnięto przywrócenie porządku w pięciu gminach, 18 wsiach i 647 osadach, ofiara ta nie wydaje się tak wielką”.
Z przerwami przebywał w Warszawie do stycznia 1863 r. Trzy dni przed wybuchem powstania styczniowego przeniesiony został do Odeskiego Wojennego Okręgu, gdzie został szefem kancelarii generał-gubernatora i awansował na stopień generała-majora. Rok później znalazł się w Moskwie. Tam sprawował nadzór nad przewożonymi na Syberię polskim zesłańcami. W 1868 r. został z kolei gubernatorem chersońskim.
W 1871 r. ze względu na kłopoty ze zdrowiem przeszedł na emeryturę. Administrował w tym czasie dobrami ziemskimi ks. Anatolija Diemidowa San-Donato.
Spokojne życie emeryta nie było mu jednak pisane. W 1875 r. dzięki protekcji byłego szefa z Odessy, gen. Pawła Kotzebue, który rok wcześniej został generał-gubernatorem warszawskim, został mianowany na urząd pełniącego obowiązki prezydenta Warszawy. Nawiasem mówiąc, przez 17 lat urzędowania Starynkiewicz nie stał się pełnoprawnym zarządcą miasta.
Człowiek porządny, uczciwy
Starynkiewicz do Warszawy przyjechał 1 grudnia 1875 r. i z miejsca zaczął pracować na nieformalny tytuł „najlepszego prezydenta” w historii Warszawy. W ciągu pierwszych dni zapoznał się z pracą magistratu. Po wizytacji poszczególnych dzielnic miasta, uznał, że najważniejszym zadaniem jest założenie sieci kanalizacyjnej i wodociągowej.
Problem był palący, co zresztą przyznawali nawet sami Rosjanie. „Płynne nieczystości wyciekają z podwórek na ulice okrytymi rynsztokami, wydzielając paskudny zapach, a potem wpadają do otworów kanałów odpływowych, zbudowanych w większości z drewna w danych czasach, bez jakiegokolwiek planu. Kanały te znajdują się w całkowicie niezadowalającym stanie: gniją, często się zapadają i nieustanie są zapchane – tak gen. Kotzubue referował sytuację Aleksandrowi II, w czasie wizyty cara w Warszawie - Jednocześnie istniejący w Warszawie wodociąg pobiera wodę z Wisły dokładnie tam, gdzie wypływają nieczystości z kanałów miejskich. Przy tym ilość otrzymywanej wody jest dziesięciokrotnie mniejsza, niż jej potrzeba”.
Starynkiewicz od słów szybko przeszedł do czynów. Już kilka tygodni po objęciu urzędowania wyjechał do Frankfurtu nad Menem, by zapoznać się z funkcjonującym tam od niedawna systemem i spotkać z jego twórcą – angielskim inżynierem Wiliamem Lindleyem. W marcu kolejnego roku miasto zamówiło u Anglika projekt.
Już sam zapał, z jakim rzucił się w wir pracy, był niezwykły – zwłaszcza na tle innych urzędników carskich, którzy do Kraju Przywiślańskiego przybywali głównie w celu wzbogacenia. Ale Starynkiewicz zrobił coś znacznie bardziej niecodziennego. Rewolucyjny dla miasta projekt poddał … szerokim konsultacjom społecznym. Gotowy projekt w 1879 r. wysłał do gazet, a dodatkowo organizował otwarte spotkania.
„Starynkiewicz mógł, nie zważając na Blochów i innych przeciwników, zaprowadzić taką kanalizację, jaka się podoba. On tymczasem rozesłał projekt do wszystkich organów prasy, odpowiadał w niej na wszystkie zarzuty, nawet potwarze, pisał, tłumaczył ustnie, usprawiedliwiał się przed każdym. Zdawało się, że gdyby usłyszał, że strażak na ratuszu ma przeciwne zdanie, poszedłby na wartownię, aby go przekonać” – pisał jeden z najważniejszych publicystów tamtych czasów Aleksander Świętochowski.
Tak zachowywał się przez cały czas swojej prezydentury, wszystkie najważniejsze projekty konsultował z mieszkańcami, a oponentów próbował przekonywać m.in. pisząc polemiczne artykuły do gazet.
Nie był to jedyny charakterystyczny i unikalny rys jego prezydentury. „Człowiek to uczciwy i porządny (...), grosza miejskiego jak cerber strzeże i trwonić go nie pozwala (...), pracowity niezmiernie i w znajomości spraw miejskich prawie drobiazgowy (...). Przystępny, w obejściu łatwy, ma jakąś jednającą sympatię, dobroduszność (...). Uczynny, a co ważniejsze, odczuwający nędzę Warszawy i ich ubogich potrzeby (...). Żyje skromnie, cicho, jak najzwyczajniejszy obywatel (...). Tyle lat stojąc na czele zarządu miast, zżył się z Warszawą i z jej interesami, i naturalnie przyrósł trochę do nich. Można więc go nazwać ‘owarszawionym’” – pisał inny ówczesny publicysta Antoni Zaleski.
Z własnej kasy
Zdarzało się, że Starynkiewicz z własnych pieniędzy pokrywał straty wynikające z chybionych miejskich inwestycji lub defraudacji. „Na skutek wymówki generał-gubernatora postanowiłem wyłożyć z własnych pieniędzy na niefortunnie kupioną pogłębiarkę, choćby potrzeba było na to i dwadzieścia tysięcy rubli” – pisał w swoim opublikowanych po raz pierwszy na początku XXI w. dzienniku. A po wykryciu nadużyć kasjera Kasy Oszczędnościowej: „skoro nadzoru zaniedbałem, będę musiał ubytek ten sam pokryć. Pieniędzy na to nie mam i trzeba będzie pospieszyć się ze sprzedażą majoratu”. Jak pisał później w dzienniku, folwark sprzedał, a do kasy miejskiej oddał 17 tys. rubli. Wielokrotnie z własnych pieniędzy łożył też na cele dobroczynne.
Od większości Rosjan odróżniał się też stosunkiem do Polaków. Po polsku co prawda nie mówił, ale doskonale go rozumiał. Na jego prośbę Polacy mówili przy nim w ojczystym języku, a on im odpowiadał po rosyjsku. Choć wielokrotnie podkreślał, że jest rosyjskim patriotą potrafił też krytycznie patrzeć na działania Petersburga względem dawnej Kongresówki. „Okropnie ciężko słuchać narzekania Polaków na nasz rząd, bo w tych narzekaniach jest prawda” – pisał.
Poparł też m.in. ideę budowy pomnika Adama Mickiewicza. „Byłem na obiedzie u księcia Imeretyńskiego – pisał w dzienniku w 1887 r. – Rozmowa toczyła się przeważnie wokół pomnika Mickiewicza i kiedy Imeretyński zapytał mnie, co sądzę: czy można pozwolić na postawienie pomnika, odpowiedziałem, iż byłem przekonany, że zgodę już dano (...). Po tym wszystkim Oboleński oświadczył, że pojawi się kolejny kłopot, gdyż Polacy, rzecz jasna, nie będą chcieli umieścić na pomniku napisu po rosyjsku. Wprawiło mnie to w niezmierne zdziwienie: wszak język rosyjski jest tu wyłącznie językiem urzędowym. Czy jakikolwiek urząd bierze udział w stawianiu pomnika Mickiewiczowi?”
I durno, i drogo
Ale i tak najważniejszym jego atutem była niesłychana konsekwencja i skuteczność. Przekonanie carskich urzędników do budowy systemu wodno-kanalizacyjnego zajęło mu dwa lata. Nie było łatwo przełamać ich opór, w końcu żadne inne miasto imperium jeszcze takiego systemu nie miało. Dopiero w 1881 r. car zgodził się sfinansować część robót. Prace ruszają po kolejnych dwóch latach, a woda do pierwszych domów popłynęła w 1886 r.
Kosztorys sieci jest ogromy, sięga 17,5 mln rubli (dochody miasta sięgają wówczas ledwie 2,5 mln!). Ale też Starynkiewicz bierze duży rozmach – to plan na półmilionowe miasto (choć Warszawa ma wówczas ledwie 300 tys.). O planowaniu na krótką metę Starynkiewicz mówi dosadnie że to: „ i durno i drogo”. Nawet on nie doszacowuje – bo miasto przekracza liczbę pół miliona mieszkańców już w latach 90.
Sprawę kosztów wodociągów i kanalizacji jeszcze długo wypominano mu zarówno w Warszawie, jak i w Petersburgu: „Wymówki Plehwego (ówczesnego wicemisnistra spraw wewnętrznych), że rujnuję Warszawę” – napisał o wizycie w stolicy Rosji w dzienniku w marciu 1887 r. „Czepianie się – głównie ze strony policji – do kosztorysu robót wodociągowych i kanalizacyjnych oraz sporządzenia planu miasta” – pisze kilka dni później.
Lista dokonań Staryniewicza jest imponująca. To za jego kadencji uruchomiono pierwszy system publicznego transportu – tramwaj konny. Wprowadził też m.in. system wywożenia śmieci, sieć miejskich szaletów, a po powodzi w 1884 r. uregulowany został lewy brzeg Wisły. Niezwykle ważne było też otwarcie największego największego wówczas w Europie cmentarza Bródnowskiego. Jednocześnie dba o budżet. Dochody miasta zwiększają się z 1,5 do niemal 4 mln rubli.
Do dymisji podał się w 1892 r. po przedstawieniu fałszywego raportu co do dochodów miasta i budżetu policji na Radzie Państwa. „Po przeczytaniu ogarnęło mnie przerażenie.: podano, iż dochody miasta wynoszą o milion 500 tysięcy rubli więcej niż miasto ma ich w rzeczywistości, a wydatki na policję o 100 tys. mniej niż naprawdę. (…) Oświadczyłem z miejsca, że jeśli tak fałszywie przedstawione sprawy stają na porządku dziennym Rady Państwa, zmuszony jestem zrezygnować ze służby. (…) Obecnie raport ministra została już zatwierdzony przez Najjaśniejszego Pana zgodnie ze stanowiskiem Rady Państwa. Po tym wszystkim postanowiłem podać się do dymisji” – pisał w maju.
Namawiany przez warszawskich dziennikarzy, lekarzy czy rzemieślników zastanawiał się nad jej cofnięciem, ale w czerwcu dymisja została podpisana. I po raz drugi w życiu Starynkiewicz został emerytem. Tym razem z emeryturą z kasy miejskiej w wysokości 2 tys. rubli rocznie oraz awansem na generała broni.
Jego następcą został gen. Mikołaj Bibikow. Starynkiewicz się martwił: „Rozmawiałem z Bibikowem o sprawach dotyczących miasta: źle słucha. Widać bardziej troszczy się o swój stołek niźli o sprawy ogólne”.
Po dymisji Starynkiewicz pozostał w Warszawie. Nadal dużo czasu poświęcał na sprawy miejskie. W wielu kwestiach współpracował z Bibikowem. We wrześniu 1894 zanotował: „Otrzymałem od Lindley całe akta piątej serii robót. Wyjaśniło mi to konieczność włączenia do tej serii kanalizacji dolnej części miasta. Zabrałem się do kosztorysu”.
Pod koniec życia interesował się nauką – psychologią, filozofią i fizyką. Należał do Moskiewskiego Towarzystwa Psychologicznego. Na emeryturze przetłumaczył z francuskiego pracę „Analiza wszechświata” A. Hirna.
Zmarł w wieku 81 lat. W jego pogrzebie wzięło udział ok. 100 tys. mieszkańców Warszawy. Jeszcze raz zajrzyjmy do gazet: „Dziś od rana gmach ratusza przybrano w czarne i białe barwy, latarnie na placu zapalono i zasłoniono krepą. Lewą stronę ulicy Miodowej zajęło wojsko szpalerami, prawą zaś cechy warszawskie z chorągwiami (…). O g. 1 -ej po poł. wyruszył pochód żałobny z soboru katedralnego na placu Krasińskich (…). Gdy pochód się uformował, na czele postępowały cechy i po gromadce dzieci z ochron warszawskich i przytułków. W pogrzebie wzięły udział bardzo licznie wszelkie sfery towarzyskie”.
Warszawiakom trudno się dziwić, bo Starynkiewicz jak napisała w biografii prezydenta Anna Słoniowa: „zastał Warszawę dziewiętnastowieczną, pozostawił zaś nowoczesną”
Łukasz Starowieyski