Rosyjski ostrzał Cmentarza Ofiar Totalitaryzmu w Charkowie-Piatichatkach, na którym spoczywają m.in. zamordowani przez Stalina polscy oficerowie, był ewidentnie celowym działaniem – opowiada fotoreporter PAP Andrzej Lange, który na miejscu udokumentował zniszczenia po środowym ataku. Pociski uderzyły w centrum cmentarza. Widać, że ktoś tak je wycelował – zaznacza.
"Wydaje mi się, że to absolutnie nie był przypadek, poza terenem memoriału nie ma żadnych zniszczeń, a to duża przestrzeń i ewidentnie widać, że ktoś celował w jej środek" - relacjonuje przebywający w położonym na wschodzie Ukrainy Charkowie Lange.
"Na cmentarzu widać ślady po wybuchach, pociski trafiły - symbolicznie - w tabliczki z nazwiskami polskich oficerów zamordowanych przez NKWD" - informuje dziennikarz PAP. "Na krzyżach widać ślady po odłamkach, widzimy leje po bombach" - dodał.
Lange doprecyzował, że jedna rakieta trafiła w betonowe ogrodzenie, dwie w teren samego cmentarza, a w postument jednego z krzyży wbił się korpus pocisku kasetowego, którego odłamki zniszczyły m.in. cmentarne tabliczki.
Cmentarz Ofiar Totalitaryzmu w Charkowie-Piatichatkach wzniesiono w latach 1999–2000. Jest to miejsce pochówku ofiar stalinowskiej czystki z lat 1937-38, a także oficerów Wojska Polskiego rozstrzelanych podczas zbrodni katyńskiej w 1940 r.
W lesie pod Charkowem - w pobliżu sanatorium NKWD - w 1940 r. grzebano przywożone ciężarówkami zwłoki polskich oficerów, mordowanych w piwnicach gmachu NKWD w Charkowie. Pierwszy transport do Charkowa wyruszył z obozu jenieckiego w Starobielsku w nocy z 5 na 6 kwietnia 1940 r. (PAP)
adj/ tebe/