Udział polskich Żydów w działaniach AK w okupowanej Warszawie jest wciąż mało znany. „W czasie drugiej wojny można było być Żydem i jednocześnie polskim patriotą, walczyć z Niemcami” - stwierdza dziennikarz i historyk Tadeusz Belerski w książce „Rodzinne tajemnice”.
Historia żydowskiej rodziny Tadeusza Belerskiego jest znakomitą ilustracją tego, jak skomplikowane i nierzadko tragiczne były losy polskich Żydów (lub jak kto woli - Polaków żydowskiego pochodzenia) w czasie II wojny światowej i okupowanej Warszawie, a także - niestety - po zakończeniu działań wojennych, w czasach PRL. Ale to dzieje inne, niż te kojarzone zwykle z gettem, wywózkami, obozami śmierci i pogromami.
Belerski, wieloletni dziennikarz Polskiej Agencji Prasowej i dziennika "Rzeczpospolita", a także korespondent PAP w Budapeszcie, dopiero w wieku 60 lat dowiedział się, że jest Żydem - ze strony ojca i matki. Ta historia jego rodziny była skrzętnie ukrywana; tak jego bliscy się ukrywali, żeby przeżyć okupację - walcząc jednocześnie z Niemcami.
"Poznając historię mojej żydowskiej rodziny w okresie okupacji niemieckiej i sowieckiej dowiedziałem się, że wielu jej członków uczestniczyło aktywnie w walce o niepodległość Polski" - wspomina Tadeusz Belerski, z wykształcenia historyk.
Jego ojciec Marian Belerski przebywał wraz z rodziną we Lwowie, gdy wybuchła II wojna światowa. Do Warszawy, a konkretnie najpierw do Otwocka, przedostał się w 1941 r., gdy do Lwowa wkroczyła armia niemiecka i niemal natychmiast rozpoczęto wywózki Żydów, głównie do obozu w Bełżcu, gdzie zgazowano 450 tys. Żydów. Nawiązał kontakt z podpułkownikiem AK Ignacym Lubczyńskim, ps. Andrzej. Zmienił wtedy nazwisko z Beller na Belerski, został przyjęty do oddziału zrzutów AK.
"Tata wiele miejsca poświęcił (w pamiętnikach - PAP) organizacji oddziału zrzutowego. To cenne, bo temat ten dotąd nie został dostatecznie zbadany i opisany" - zwraca uwagę jego syn Tadeusz Belerski. Awansowano go do stopnia podporucznika, choć nigdy nie przeszedł żadnego przeszkolenia wojskowego, w armii konspiracyjnej zaczynał od surowego żołnierza. Brał udział w Powstaniu Warszawskim - w ramach grupy odbioru zrzutów powietrznych "Ewa". Po upadku powstania znalazł się w obozie jenieckim dla oficerów w Gross Bern, z którego uciekł 16 lutego 1945 r. i przedostał się do Warszawy.
Do tego samego oddziału AK pod dowództwem Ignacego Lubczyńskiego został przyjęty Emanuel Singer, który ukończył gimnazjum we Lwowie, a w 1920 r. zgłosił się na ochotnika do wojska, by walczyć z bolszewikami. Po zajęciu Lwowa przez Rosjan był poszukiwany przez NKWD, wcześniej jednak trafił do niemieckiej niewoli. Uciekł ze stalagu, odnalazł żonę i syna, wraz z nimi się przedostał do Warszawy, a po pewnym czasie zaczął działać w AK jako Michał Borzęcki.
„Przyjęcie do podziemnej armii zmieniało podejście do życia, szczególnie Żyda znajdującego się na społecznym marginesie. Niewielu jednak miało taką szansę. Musieli mieć znajomych Polaków, którzy chcieli im pomóc. Sami jednak nie mogli wyróżniać się semickim wyglądem, wyróżniać się wśród innych. Powinni byli mówić dobrze po polsku. Najczęściej były to, jak członkowie mojej rodziny, w dużej mierze osoby zasymilowane” - stwierdza Tadeusz Belerski.
Jego ojciec Marian Belerski, jak i wuj Emanuel Singer, świetnie mówili po niemiecku, co też im pomogło w wielu sytuacjach w czasie okupacji. Marian Belerski mówił nawet z berlińskim akcentem. Obaj czasami celowo kaleczyli niemiecki, bo Polacy rzadko tak dobrze mówili po niemiecku, co mogło ich zdradzić.
Tragiczna historia obydwu bohaterów Armii Krajowej nie skończyła się wraz z wyzwoleniem w 1945 r. Emanuel Singer został aresztowany przez Urząd Bezpieczeństwa, jednak po kilku miesiącach wyszedł z więzienia w 1946 r. Marian Belerski, odznaczony Krzyżem Walecznych oraz Srebrnym Orderem Virtuti Militari, został aresztowany w kwietniu 1948 r. Przetrzymywano go w słynnym X Pawilonie na ul. Rakowieckiej w Warszawie. Był głodzony, przetrzymywany w ciemnicy, na mrozie i w zimnej wodzie w bunkrze. Przeszedł bestialskie tortury, o których trudno nawet pisać (więcej szczegółów podaje jego syn w swojej książce).
Żona bohatera, pielęgniarka w czasie Powstania Warszawskiego w szpitalu na terenie Starego Miasta, gdzie były wyjątkowo krwawe walki, tego nie wytrzymała. Była świadkiem wymordowania przez Niemców rannych żołnierzy, którymi się opiekowała. Jednak gdy w czasach stalinowskich w PRL oprawcy zasugerowali jej, że mąż nie żyje - popełniła samobójstwo. Był to jedynie blef. Marian Belerski więzienie w Sztumie opuścił warunkowo w 1954 r. już jako wdowiec.
Dokumentów rodzinnych nie było zbyt dużo. "By przeżyć w czasie wojny, trzeba było wszelkie pamiątki rodzinne, mogące zdradzić pochodzenie, zniszczyć" - zaznacza autor książki. Wciąż jednak żyją niektórzy członkowie rodziny, pamiętający tamtejsze wydarzenia. Ich historia to jeszcze jeden materiał na film lub serial przeplatany tragedią i triumfem.
Emanuel Singer po opuszczenia więzienia w 1946 r. zatrudnił się w Amerykańsko-Żydowskim Połączonym Komitecie Rozdzielczym. Pracował tam w Gdyni do 1949 r., a potem wraz z rodziną wyjechał do Izraela.
Wojnę szczęśliwie przeżył ppłk Ignacy Lubczyński, mimo że w 1943 r. został przypadkowo aresztowany przez gestapo w mieszkaniu swojej łączniczki "Basi". Niemcy do końca nie wiedzieli, kim jest i odesłali go "jedynie" do obozu w Gross-Rosen. Podupadł na zdrowiu, ale po wyzwoleniu wysłano go na leczenie do Szwecji. Wrócił do Niemiec, do strefy amerykańskiej, a potem, po połączeniu się z rodziną w Wielkiej Brytanii, wyjechał na stale do USA.
Lubczyńskiemu w 1967 r. już pośmiertnie przyznano tytuł Sprawiedliwego wśród Narodów Świata. "Wartość jego pomocy może uznać tylko kroś, kto w owych czasach żył w Polsce i miał przywilej poznać go" - napisali o nim jego podkomendni we wniosku do Yad Vashem w Jerozolimie - Instytutu Pamięci Męczenników i Bohaterów Holocaustu w Jerozolimie.
O tym wszystkich barwnie pisze Tadeusz Belerski w książce "Rodzinne tajemnice", cytując notatki jego ojca oraz pamiętnik wuja Emanuela, zapiski które przez kilkadziesiąt lat drzemały w rodzinnych archiwach. Część tych wydarzeń została udokumentowana w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej oraz Yad Vashem.
Dokumentów rodzinnych nie było zbyt dużo. "By przeżyć w czasie wojny, trzeba było wszelkie pamiątki rodzinne, mogące zdradzić pochodzenie, zniszczyć" - zaznacza autor książki. Wciąż jednak żyją niektórzy członkowie rodziny, pamiętający tamtejsze wydarzenia. Ich historia to jeszcze jeden materiał na film lub serial przeplatany tragedią i triumfem. (PAP)
Zbigniew Wojtasiński
zbw/ zan/