
Sześciu spośród dziewięciu żyjących uczestników pierwszego wejścia zimą na Everest 17 lutego 1980 r. wspominało na uroczystej gali w Warszawie z okazji 45-lecia pionierskiego wyczynu ducha zespołowości, jaki towarzyszył wyprawie kierowanej przez prekursora zimowego himalaizmu Andrzeja Zawadę.
Na szczycie zameldowali się Leszek Cichy i Krzysztof Wielicki, którzy jako pierwsi alpiniści w historii zdobyli zimą najwyższy szczyt świata (8848 m). Cichy był setną osobą na wierzchołku Everestu, a Wielicki sto pierwszą. Zdobyli Czomolungmę - jak zwany jest himalajski szczyt w języku tybetańskim - klasyczną drogą o godz. 10.40 czasu polskiego. Wówczas w Nepalu była 14.25.
"To była najbardziej grupowa - zespołowa wyprawa, jaką przeżyłem" - powiedział Cichy.
"Do dziś pamiętam tę ogromna radość w bazie, gdy zeszliśmy ze szczytu, łzy szczęścia Ryszarda Dmocha, zastępcy kierownika" - podkreślił Wielicki.
W wyprawie brało udział 20 alpinistów, oprócz Zawady i zdobywców, byli to: Ryszard Dmoch (zastępca kierownika), Andrzej Zygmunt Heinrich (zastępca kierownika ds. sportowych), Krzysztof Cielecki, Walenty Fiut, Ryszard Gajewski, Jan Holnicki-Szulc, Aleksander Lwow, Janusz Mączka, Kazimierz Olech, Maciej Pawlikowski, Marian Piekutowski, Ryszard Szafirski, Krzysztof Żurek, filmowcy Józef Bakalarski i Stanisław Jaworski, radiooperator Bogdan Jankowski, lekarz Robert Janik oraz ksiądz Stanisław Kardasz.
Zdobywcy szczytu, uhonorowani w bazie przez lokalnych kucharzy dwoma tortami ze swoimi imionami, ze szczytu Everestu przynieśli pokaźnych rozmiarów kawałki skały i podzielili je na tyle części, ilu było uczestników pionierskiej ekspedycji, której celem było historyczne wejście zimą na szczyt powyżej 8000 m, i to nie byle jaki, bo najwyższy na świecie.
W Centrum Olimpijskim w Warszawie sześciu z dziewięciu żyjących uczestników wyprawy: Cichy, Wielicki oraz Fiut, Gajewski, Lwow i Pawlikowski na specjalnej rocznicowej gali organizowanej przez Fundację Himalaizmu Polskiego im. Andrzeja Zawady dzieliło się swoimi wspomnieniami. Holnickiemu-Szulcowi w obecności na gali przeszkodziła choroba, a dwaj uczestnicy mieszkają w odległych częściach globu: Piekutowski na antypodach, a Żurek w kanadyjskim Vancouver.
Rozmowy z himalaistami, poprzedzone dokumentalnym filmem o zdobyciu Everestu, do którego kadry nawet w górnych obozach, zdobywał Jaworski, nosząc ze sobą ciężką kamerę, prowadził dziennikarz Jacek Żakowski, autor książki "Rozmowy o Evereście", wydanej po raz pierwszy w 1982 roku.
Na gali obecni byli wybitni przedstawiciele złotej ery polskiego himalazimu, m.in. Anna Okopińska i Krystyna Palmowska, uczestniczki pierwszego zdobycia 8000-tysięcznika (Gaszerbrum II w sierpniu 1975 r.) przez wyłącznie kobiecy zespół, Piotr Pustelnik - trzeci Polak z Koroną Himalajów i Karakorum (14 szczytów powyżej 8000 m; po Jerzym Kukuczce i Wielickim), Janusz Majer oraz były prezes PZA profesor Andrzej Paczkowski i obecny prezes federacji Marek Wierzbowski.
Wszystkich uczestników wyprawy przedstawił, pokazując slajdy z ekspedycji, Cichy, opowiadając o każdym z nich anegdoty. Wspomniał m.in. zastępcę kierownika ds. sportowych Heinricha (jako jeden z dwóch wspinaczy tamtej wyprawy, który zginął później w górach wysokich - na zachodniej grani Everestu w 1989 r.). Heinrich w bagażu podręcznym przewiózł z Nepalu do Polski... miejscowego psa, który towarzyszył Polakom w bazie.
Pawlikowski uważa, że szczyt osiągnięto właśnie dzięki zespołowej pracy.
"Każdy ma swoją pamięć i wspomnienia. Ja wspominam Everest fantastycznie, mimo tego, że jako jeden z najmłodszych byłem odsuwany na dalszy plan przez starszych jeśli chodzi o plany zdobycia szczytu. Mogłem wspinać się i przebywać z wieloma fantastycznymi kolegami" - powiedział, wspominając szczególnie Krzysztofa Cieleckiego.
To właśnie Pawlikowski i Cielecki czekali na zdobywców w obozie III, gotowali dla nich herbatę i w zejściu do bazy nieśli dużą część sprzętu Cichego i Wielickiego.
Lwow wspomniał, że zdarzały się "wyłomy" w zespołowym działaniu, ale "skontrował" go Gajewski przypominając, jak rzucał się na szyję w bazie Cichemu, gdy zeszli z Wielickim z wierzchołka.
"Na początku lutego po załamaniu pogody został zniszczony obóz III i nie było chętnych do wyjścia i jego odbudowy, bo każdy zdawał sobie sprawę, że wyjście do pracy na takiej wysokości będzie go eliminować z możliwości ataku szczytowego. Zespół A i B nie mógł iść bo miał sra..., C i D nie był przygotowany, bo to nie była jego kolej wyjścia. I kto poszedł? Głupi Lwow, bo młody i "Zyga" Heinrich, któremu zawsze było wszystko jedno, byle tylko chodzić do góry" - powiedział Lwow rozbawiając publiczność.
"Wszyscy się cieszyli, jak Krzysiek i Leszek zeszli, bo było jasne, że nie musimy się już drapać do góry" - stwierdził dwocipnie Gajewki, który w trakcie wyprawy dowiedział się przez łącza, że jego żona jest w ciąży i - jak przyznał - ta wiadomość spowodowała, że zupełnie stracił animusz i chodził bardzo "ostrożnie".
Każdy z uczestników wyprawy Andrzeja Zawady musiał zgromadzić sprzęt osobisty, na który składało się 70 pozycji, nie tylko alpinistycznych, m.in. sześć par butów, w tym wizytowe oraz sandały. Z ministerstwa przydzielono im "gustowne" granatowe dresy ze sztucznego materiału, typowy strój lat osiemdziesiątych XX wieku.
Jednym z elementów wyposażenia, mającego obecnie wartość historyczną, były buty wysokogórskie na korkowej podeszwie. Korek znakomicie izolował zimno, ale sprawiał, że alpiniści czuli się jak na koturnach. Obuwie to znajduje się w Muzeum Spotu i Turystyki w Warszawie.
"Postęp, jeśli chodzi o sprzęt, jest ogromny. Takiej różnicy nie było między tym, czym dysponowali pierwsi zdobywcy i my, w 1980 roku. Buty były zrobione w Krośnie według pomysłu Zawady. By nie uciekało ciepło, miały pięciocentymetrową warstwę korka. Z zewnątrz były nieusztywnione, więc chodziliśmy jak na koturnach. Nie było raków automatów. Przywiązywaliśmy je do butów. Taśmy zawsze zamarzały. Trzeba było je ciąć przy zdejmowaniu i przy kolejnym wyjściu znowu wiązać nowe" - ocenił Cichy, który wspominał też słuchanie muzyki w namiotach w bazie z radiomagnetofonu marki "Kasprzak".
"Póki było ciepło i słońce świeciło, muzyka grała, ale gdy robiło się zimniej, kaseta magnetofonowa przestawała się kręcić. Mówiliśmy wtedy: >>Zabierz Sipińską do śpiwora<<, bo tam było cieplej. Właśnie jej piosenek słuchaliśmy najczęściej" - dodał.
Na koniec gali jej organizatorzy przygotowali niespodziankę dla himalaistów. Alpinistów pozdrowiła w rozmowie odtworzonej na telebimie właśnie Urszula Sipińska, która gratulowała osiągnięcia i podkreślała, że była niezwykle zaszczycona, gdy dowiedziała się, że w bazie pod Everestem słuchano jej piosenek. Następnie prezeska Fundacji im. Andrzeja Zawady Maja Joanna Pietraszewska-Koper wręczyła uczestnikom pamiątkowe dyplomy z szafirem. To było symboliczne nawiązanie do faktu, że 45-rocznica małżeńska nosi nazwę szafirowej. (PAP)
Olga Przybyłowicz (PAP)
olga/ af/