
W niedzielę (9 marca) minęła 36. rocznica wypadku cystern z ciekłym chlorem, które wykoleiły się na torach w centrum Białegostoku. Mimo dużego zagrożenia nie doszło wówczas do wycieku i zatrucia. Podczas dorocznych uroczystości przedstawiciele władz dziękowali uczestnikom tamtej akcji.
Miejskie uroczystości z udziałem przedstawicieli władz państwowych, miasta i województwa, służb mundurowych i harcerzy odbyły się w południe pod krzyżem – pomnikiem, który od 1994 r. znajduje się obok miejsca wypadku z 9 marca 1989 roku. Pomnik stanął przed laty z inicjatywy mieszkańców "ku pamięci i przestrodze".
W programie obchodów znalazły się też nabożeństwa dziękczynne katolików, prawosławnych i Kościoła ewangelicko-augsburskiego.
W wypadku sprzed 36 lat wykoleiły się cztery 50-tonowe cysterny z ciekłym chlorem, z pociągu towarowego jadącego z ZSRR do NRD. Trzy z tych cystern przewróciły się, jedna wypadła z torów; w każdej było kilkadziesiąt ton tej substancji. Jak potem ustalono, przyczyną wypadku było pęknięcie szyny, zakwalifikowanej do wymiany już cztery lata przed katastrofą.
Wykolejone wagony przewróciły się łagodnie na nasyp kolejowy, kilkadziesiąt metrów przed wiaduktem. Gdyby wypadek nastąpił na wiadukcie, cysterny spadłyby z dużej wysokości na jezdnię i – prawdopodobnie – by się rozszczelniły, a chlor po wydostaniu się ze zbiorników utworzyłby trującą chmurę. Dlatego wielu mieszkańców Białegostoku w kategorii cudu traktuje to, że do wycieku wówczas nie doszło i nie było ofiar.
Akcja ratownicza po wykolejeniu się cystern udała się, ale uważana jest za jedną z najtrudniejszych w historii straży pożarnej i innych służb nie tylko w regionie. Po wypadku zmieniły się zasady transportu takich niebezpiecznych ładunków przez miasto, są też one monitorowane zgodnie z obowiązującymi przepisami.
"W tym miejscu doszło do wydarzenia, które mogło stać się największą katastrofą w powojennej historii nie tylko naszego miasta i regionu, ale w powojennej historii naszego kraju" - mówił wojewoda podlaski Jacek Brzozowski. Przywoływał opis wydarzeń z marca 1989 roku zapamiętany przez kolejarza - jednego z uczestników akcji po wypadku.
Podkreślał, że wszyscy, którzy pracowali "na pierwszej linii walki o ocalenie miasta są prawdziwymi bohaterami". "Ich imiona powinny być złotymi zgłoskami zapisane w naszej, białostockiej historii. Bo to dzięki nim, 36 lat temu, dzieci mogły bezpiecznie wrócić ze szkół, a ich rodzice z zakładów pracy. Dzięki nim białostockie życie mogło toczyć się tak, jak toczyło się wcześniej. Dzięki nim to miasto nadal istnieje" - mówił wojewoda.
Mówiąc o wnioskach na przyszłość, które należy wyciągać z takich wydarzeń zwracał uwagę, że wtedy region zupełnie nie był na to przygotowany, nie istniała obrona cywilna, nie było specjalistycznego sprzętu. Przypomniał, że od nowego roku obowiązuje w Polsce ustawa o ochronie ludności i obronie cywilnej. "To radykalna zmiana budująca odporność państwa, na którą zostały zagwarantowane potężne pieniądze" - powiedział Brzozowski.
Marszałek województwa podlaskiego Łukasz Prokorym mówił o ofiarności, odwadze i profesjonalizmie służb ratowniczych i kolejarzy, którzy brali udział w akcji podnoszenia cystern w taki sposób, nie doszło do ich rozszczelnienia. "To bohaterowie, których powinniśmy wspominać i doceniać nie tylko w takie rocznice jak dzisiejsza, ale każdego dnia" - powiedział.
"Z jednej strony dziękujemy opatrzności Bożej, a z drugiej ludziom, którzy uratowali nasze miasto" - mówił prezydent Białegostoku Tadeusz Truskolaski. Nawiązał też do obecnej sytuacji międzynarodowej. Jak powiedział, wówczas pociąg ze śmiercionośną substancją jechał ze Wschodu; obecnie znowu ze Wschodu grozi Polsce śmiertelne niebezpieczeństwo. "Musimy być gotowi na wypadki, ale musimy też być gotowi na działania i agresję złych ludzi" - dodał. (PAP)
rof/ aop/