W Bojkowie – dzielnicy Gliwic – upamiętniono w niedzielę (19 stycznia) Marsz Śmierci więźniów ewakuowanych w styczniu 1945 r. przez Niemców z obozu Auschwitz i prowadzonych w głąb Rzeszy. W 80. rocznicę tych wydarzeń na miejscowym cmentarzu odsłonięto pomnik, który jest symbolicznym grobem ofiar.
Była to pierwsza tego typu uroczystość z Bojkowie. Wiedza o tym, że więźniowie KL Auschwitz-Birkenau przechodzili również przez ówczesny Schönwald (dzisiejszy Bojków), wówczas przygraniczną wieś, nie jest powszechna, a pamięć o tej tragedii została przywrócona dopiero przed rokiem. Według szacunków, zginęło tam od 30 do ponad 50 osób – z głodu, zimna lub zastrzelonych przez Niemców.
Niedzielne obchody, w których wzięli udział m.in. potomkowie ofiar II wojny światowej, przedstawiciele lokalnych władz i parlamentarzyści oraz członkowie społeczności żydowskiej, romskiej i liczna delegacja z Niemiec, rozpoczęła się mszą w kościele pw. Narodzenia NMP, której przewodniczył biskup pomocniczy gliwicki Andrzej Iwanecki.
Później na pobliskim cmentarzu parafialnym odsłonięto symboliczny grób ofiar Marszu. To sześcienny granitowy blok, na każdym z jego boków znalazły się tablice z napisem w czterech językach: polskim, niemieckim, angielskim i hebrajskim: „Pamięci więźniów niemieckiego obozu koncentracyjnego i zagłady KL Auschwitz-Birkenau oraz jego podobozów, zamęczonych i zamordowanych podczas Marszu Śmierci, który dniach 19-21.01.1945 r. przeszedł przez ówczesny Schönwald, obecnie dzielnicę Gliwic -Bojków”.
Bryłę otacza kostka brukowa – to fragment głównej drogi we wsi, którą przed laty szli więźniowie, zaś na pomniku znalazły się chodaki – więzienne obuwie. Nad bryłą rozwieszono natomiast drut kolczasty, do którego zostały przyczepione papierowe gołębie, wykonane techniką origami przez dzieci z Bojkowa. Przedstawiciele lokalnej społeczności zaznaczają, że nie jest to jeszcze ostateczna forma pomnika.
Prezydent Gliwic Katarzyna Kuczyńska-Budka w swoim wystąpieniu powtórzyła słowa ocalonych z Holokaustu, którzy podkreślali, że nie wolno być obojętnym. Jak mówiła, uczestnicy Marszu Śmierci byli ofiarami tych, którzy „przyznali sobie prawo do decydowania kto może żyć, którzy uznali, że wystarczającymi kryteriami ku temu są kolor skóry, oczu, wyznanie lub po prostu miejsce urodzenia”.
Dyrektor katowickiego oddziału IPN Andrzej Sznajder podkreślił, że trasy Marszu Śmierci zostały usłane tysiącami zwłok więźniów; tylko na Górnym Śląsku śmierć poniosło około 3 tys. osób. Jak zaznaczył, uczestnikom Marszu pomogło wielu mieszkańców – Polaków i Czechów, przez których miejscowości prowadziły trasy ewakuacyjne. Dyrektor przytoczył relację jednego z ocalonych uczestników Marszu Śmierci Henryka Mandelbauma, który znalazł schronienie w jednym ze śląskich domów.
Cornelia Stieler ze Stowarzyszenia Schönwalds Erben, skupiającego byłych mieszkańców tej miejscowości, mówiła o konieczności upamiętnienia ofiar i zmierzenia się z historią, nawet jeśli jest to bolesne i trudne. W imieniu "sprawców i tych, którzy unikali prawdy" poprosiła ofiary i ich rodziny o przebaczenie. „Świadectwo jest także częścią historycznego dziedzictwa, które pozostawili nam nasi przodkowie, stawiając przed nami pytanie, co zrobimy z tym dziedzictwem. W prawie spadkowym zasady dziedziczenia są jasne – można je przyjąć lub odrzucić. Dziedzictwo nie jest podzielne. Nie można przyjąć jedynie dobra i piękna, jednocześnie wypierając czy pomijając trudne i bolesne elementy przeszłości” - zaznaczyła.
Za upamiętnienie ofiar Marszu Śmierci dziękował mieszkający w Amsterdamie Leon Tokier - syn ocalałego z Holokaustu. Jak mówił, w Auschwitz i Sobiborze stracił 126 członków rodziny. Przytoczył rozmowę z mieszkającą od lat we Frankfurcie byłą mieszkanką Schönwaldu, która relacjonowała, że jako siedmioletnia dziewczynka była świadkiem dramatycznych scen Marszu Śmierci. Widziała, jak esesman poprosił jednego z więźniów o naprawę roweru, kiedy więzień skończył pracę, został natychmiast zastrzelony. „Krew spływającą po śniegu to obraz, który ta pani ma przed oczami każdej nocy” - dodał.
"Ofiary Marszu Śmierci pochodziły z różnych zakątków Europy - Żydzi, Polacy, Romowie oraz inni” - przypomniał prezes Stowarzyszenia Romów w Polsce Roman Kwiatkowski. Wyraził przekonanie, że należy nie tylko pamiętać o tamtych wydarzeniach, ale też oddać hołd sile i odwadze tych, którzy przeżyli.
List do uczestników uroczystości wystosował premier Nadrenii Północnej-Westfalii Hendrik Wüst, który napisał, że krótko przed wyzwoleniem obozu Auschwitz żołnierze SS popełnili swoją ostatnią wielką zbrodnię. „Ten pomnik przypomina nam o tym dzisiaj, 80 lat później. Przypomina o zbrodniach przeciwko ludzkości związanych z Holokaustem i jego milionach ofiar. I ostrzega aby nigdy nie zapomnieć, do czego doprowadził wówczas antysemityzm, rasizm i nienawiść (...) i dokąd prowadzi dzisiaj ponownie. I jeśli dzisiaj w obliczu rosnącego antysemityzmu powiemy: +Nigdy więcej+, wtedy upamiętniamy w ten sposób również ofiary marszów śmierci sprzed 80 lat” - przekonywał premier.
Dodał, że uczestnicy Marszów Śmierci byli „ofiarami ideologii pogardy dla ludzi”. Przekonywał, że obowiązkiem obywateli jest przeciwstawiać się antysemityzmowi i rasizmowi we wszystkich formach. Premier podziękował wszystkim, którzy przyczynili się do upamiętnienia ofiar Marszu Śmierci.
W ramach sobotnich uroczystości w Bojkowie zaplanowano także koncert pt. „Imiennym/bezimiennym” i Marsz Pamięci – późnym popołudniem uczestnicy obchodów przejdą w milczeniu szlakiem męczenników oświęcimskich od skrzyżowania ulic Granicznej w Przyszowicach i Rolników w Gliwicach do skrzyżowania ulic Rolników i Knurowskiej. Obchody upamiętniające 80. rocznicę Marszu Śmierci odbywają się w ten weekend także w innych śląskich miastach, m.in. w Wodzisławiu Śląskim i Rybniku.
Mianem Marszów Śmierci określa się zorganizowaną przez Niemców masową ewakuację więźniów i jeńców z niemieckich obozów koncentracyjnych zlokalizowanych w Europie Środkowo-Wschodnej do obozów w głębi III Rzeszy. Tam więźniowie mieli nadal służyć jako darmowa siła robocza na potrzeby niemieckiego przemysłu zbrojeniowego. Niemcy zmuszali więźniów, często skrajnie wycieńczonych z głodu, chorób i nadmiernej pracy, do pieszego, wielokilometrowego marszu, często bez jedzenia i odpowiedniego odzienia. Większość marszów odbywała się zimą na przełomie 1944 i 1945 r., w śniegu i wielostopniowym mrozie.
Od 17 do 21 stycznia 1945 r. w pieszych kolumnach ewakuacyjnych z KL Auschwitz i jego podobozów wyprowadzono około 56 tys. więźniów, drogi nie przeżyło co najmniej 9 tys. z nich. Wielu spośród tych, którzy przeżyli marsze, zginęło później w obozach w głębi Rzeszy. W kompleksie KL Auschwitz Niemcy pozostawili około 7 tys. skrajnie wyczerpanych więźniów. 27 stycznia 1945 r. oswobodzili ich żołnierze Armii Czerwonej. (PAP)
kon/ drag/