Rzeźby Willenberga powstały z czeluści wspomnień obozowego życia – napisała marszałek Sejmu Elżbieta Witek w liście do uczestników czwartkowego otwarcia wystawy rzeźb więźnia Treblinki i weterana Powstania Warszawskiego.
Otwarta w Nowym Domu Poselskim wystawa składa się z piętnastu rzeźb, które przedstawiają najbardziej dramatyczne sceny z funkcjonowania niemieckiego obozu zagłady w Treblince.
Wiceprezes IPN prof. Karol Polejowski powiedział, że wystawa w Nowym Domu Poselskim jest ukoronowaniem trwających od dwóch lat pokazów dzieł Willenberga organizowanych w całej Polsce i wpisuje się obchodzony w piątek Międzynarodowy Dzień Pamięci o Ofiarach Holokaustu.
„Te dzieła mówią więcej o wojennej tragedii narodu żydowskiego w czasie II wojny światowej, niż słowa. Nie istnieją bowiem określenia, które w pełni oddałyby cierpienie, ból, przerażenie, smutek niewinnych ofiar nazistowskiej zagłady” – podkreśliła w liście marszałek Witek. Dodała, że wyjątkowość prezentowanych rzeźb wynika z ich odniesienia do wspomnień „obozowej egzystencji”. „Powstały z czeluści wspomnień obozowego życia” - oceniła marszałek Sejmu. Przypomniała, że Willenberg był jednym z niewielu uczestników powstania w obozie, któremu udało się przeżyć i opowiedzieć o tamtych wydarzeniach. „Mimo upływu dziesięcioleci bezmiar okrucieństwa i nienawiści wciąż poraża, podobnie jak hitlerowska precyzja systemu ludobójstwa” – dodała.
Wiceprezes IPN prof. Karol Polejowski powiedział, że wystawa w Nowym Domu Poselskim jest ukoronowaniem trwających od dwóch lat pokazów dzieł Willenberga organizowanych w całej Polsce i wpisuje się obchodzony w piątek Międzynarodowy Dzień Pamięci o Ofiarach Holokaustu. „Treblinka, o której opowiada dzisiejsza ekspozycja, to kluczowy punkt na mapie niemieckiej akcji Reinhardt. W ciągu niespełna dwunastu miesięcy na niespełna dwudziestu hektarach zamordowano blisko milion osób” – powiedział. Dodał, że tym większym szacunkiem należy darzyć uczestników buntu, który doprowadził do uratowania garstki więźniów obozu. Prof. Polejowski zapowiedział, że w najbliższym czasie rzeźby zostaną zaprezentowane w Niemczech, a następnie znajdą się na stałej ekspozycji w nowym pawilonie muzealnym w Treblince.
Naczelny rabin Polski Michael Schudrich porównał Willenberga do bohatera filmu „Forrest Gump”. Zauważył, że znajdował się w kluczowych momentach wielkiej historii. Dodał, że w jednej z rozmów wspominał, że „na całe życie pozostał w Treblince”, ale jednocześnie do końca życia zachował optymizm. „Pamięć była wyzwaniem jego życia” – zauważył.
Z uczestnikami wernisażu połączyła się wdowa po Samuelu Willenbergu Krystyna Willenberg powiedziała, że dzięki tym rzeźbom łatwiej zrozumieć dramat sprzed 80 lat. Podkreśliła, że jej mąż swoje życie po przejściu na emeryturę poświęcił upamiętnieniu ofiar Treblinki. Za szczególnie istotne uznał rzeźby „Ojciec rozsznurowujący buty dziecku” oraz „Pamięci Rut Dorfman”, ponieważ obie pokazują dramat osób skazanych przez Niemców na śmierć w komorze gazowej, którzy zdawali sobie sprawę co ich czeka. „Ona żegnała się z tym całym parszywym światem” – wspominał po latach Willenberg. Kilkanaście minut później jego rozmówczyni zginęła w komorze gazowej.
W wywiadzie udzielonym dziennikarzom PAP i IAR w 2013 r. Willenberg opowiedział o przebiegu buntu, w którym wzięło udział ponad 800 więźniów. „Bunt nam nie spadł z nieba. Nie był spontaniczny, lecz zorganizowany. A zrobiliśmy go po to, żeby spalić Treblinkę” - powiedział.
Rzeźby Willenberga trafiły do Warszawy z Tel Awiwu w styczniu 2020 r. Są ilustracją m.in. buntu więźniów Treblinki 2 sierpnia 1943 r., którego uczestnikiem był ich twórca. W 1942 roku, pomimo sfałszowanych aryjskich dokumentów, Samuel Willenberg został aresztowany i wysłany do niemieckiego obozu zagłady w Treblince. Podał się za murarza, dzięki temu udało mu się uniknąć śmierci w komorze gazowej. W wywiadzie udzielonym dziennikarzom PAP i IAR w 2013 r. Willenberg opowiedział o przebiegu buntu, w którym wzięło udział ponad 800 więźniów. „Bunt nam nie spadł z nieba. Nie był spontaniczny, lecz zorganizowany. A zrobiliśmy go po to, żeby spalić Treblinkę” - powiedział Willenberg. Po nawiązaniu walki z esesmanami i ukraińskimi strażnikami - jak opowiadał - więźniom udało się przedostać, przechodząc po drutach kolczastych. „Esesmani nie byli żołnierzami i nie mieli pojęcia, jak te druty powinny wyglądać. Przeszliśmy przez nie jak po schodach” - opowiadał.
Po ucieczce z Treblinki udało mu się dostać do Warszawy, gdzie włączył się w konspirację. Wziął udział w Powstaniu Warszawskim. Po wojnie, w 1950 r., Samuel Willenberg wyemigrował do Izrael. Zmarł w 2017 r. W testamencie nakazał przekazanie swoich rzeźb do Polski.(PAP)
Autor: Michał Szukała
szuk/ pat/