
95 lat temu, 16 maja 1930 r. urodziła się Krystyna Zachwatowicz – Wajda - scenograf, aktorka i profesor sztuk plastycznych. Związana m. in. z Teatrem Cricot 2 i Piwnicą Pod Baranami. "Scenograf musi mieć własną wizję" – mówi autorka ponad 150 scenografii oraz kostiumów teatralnych i filmowych.
"Miałam niezwykle szczęśliwe dzieciństwo. Zostałam naprawdę absolutnie uprzywilejowana, że mogłam od małego spotykać się z takimi ludźmi jak moi rodzice i dziadkowie. To były domy, gdzie nie mówiło się o karierze ani pieniądzach. Ja zupełnie nie znałam takich pojęć" – opowiadała w 2020 r. na antenie radiowej Dwójki.
Autorka tych słów Krystyna Zachwatowicz urodziła się 16 maja 1930 r. w Warszawie, jak sama opowiada, na "Marszałkowskiej, róg Żurawiej". Dorastała w rodzinie wybitnych architektów, którym zawdzięczamy odbudowę wielu zniszczonych w czasie II wojny światowej warszawskich zabytków. Matka, Maria Chodźko-Zachwatowicz, odpowiadała m.in. za odbudowę pałacu Sapiehów oraz charakterystycznego kościoła ss. Sakramentek przy Rynku Nowego Miasta. Ojciec, prof. Jan Zachwatowicz, wsławił się koncepcją odbudowy Starego Miasta i Zamku Królewskiego.
"Po wojnie dzięki mojemu ojcu zobaczyłam, co to znaczy służba dla idei. Poświęcił całe swoje życie odbudowie nie tylko Warszawy, ale i Gdańska. Był niezwykłym, pracowitym, mądrym człowiekiem. Jego śmierć była dla mnie wielkim ciosem. Był dla mnie niedościgłym wzorem" – podkreślała artystka.
W czasie wojny Zachwatowicz należała do Szarych Szeregów, posługiwała się pseudonimem "Czyżyk". Podczas powstania pełniła funkcję łączniczki i sanitariuszki. "Mieszkaliśmy przy Koszykowej. Na Wilczej był punkt informacyjny. Chodziłam tam codziennie rano w mundurku harcerskim z opaską biało-czerwoną. Miałam pseudonim Czyżyk. Dawali mi jakieś drobne zadania. Bardzo często roznosiłam »Biuletyn Informacyjny«" – wspominała w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
"Szłam kiedyś z gazetkami podwórkami i piwnicami – Nowym Światem do Alei Jerozolimskich. Zupełna pustka, nikogo nie ma. Wchodzę na podwórko, podchodzi do mnie jakiś mężczyzna i pyta: »Dziewczynko, gdzie ty idziesz?« Okazało się, że w domu, do którego szłam, byli już Niemcy… Weszłabym prosto na nich w mundurku i z biało-czerwoną opaską, i to byłby zapewne mój koniec" – opowiadała Patrycji Bukalskiej w książce "Sierpniowe dziewczęta '44".
Artystka często poruszała w wywiadach temat kobiet czekających w domu na powrót swoich bliskich. W tym kontekście ciekawa wydaje się historia przywołana w książce Agnieszki Cubały "Artyści '44". Zachwatowicz podkreślała, że podczas walk jednym z bardziej niebezpiecznych miejsc była ulica Marszałkowska. "Ja przebiegłam przez tę Marszałkowską z meldunkiem na drugą stronę (…). To było po południu i tamten dowódca powiedział, że nie mogę wracać, bo się zrobił bardzo silny ostrzał. Nie przeszłabym" – wspominała.
"Wróciłam do domu dopiero rano. Oczywiście nie było mowy o żadnych telefonach ani żadnej możliwości zawiadomienia matki, że ja jestem zdrowa i cała, tylko siedzę po drugiej stronie (…), unieruchomiona. W gruncie rzeczy to jest naprawdę sprawa nieopisana. Trochę dotknął tego mój mąż (Andrzej Wajda – PAP) w filmie »Katyń«. Bo myślę, że »Katyń« jest właśnie o tych kobietach, które czekają. O tej tragedii" – podkreśliła Zachwatowicz.
"Pierwszym poważnym reżyserem, który miał i wykształcenie, i świetnie rysował, był Konrad Swinarski. Drugim – właśnie Andrzej. Przy pracy z takim artystą porozumienie jest błyskawiczne."
W 1949 r. ukończyła Liceum Sztuk Plastycznych w Warszawie. Następnie zaczęła studia z historii sztuki na Uniwersytecie Warszawskim, ale szybko przeniosła się do Krakowa na Uniwersytet Jagielloński. "Byłam na pierwszym roku historii sztuki UW, przyjechaliśmy do Krakowa z wycieczką studencką. To był rok 1951. I zobaczyłam miasto prawdziwe, z prawdziwym wielkim Rynkiem, z ulicami i z zabytkami, bez ruin. Wyczułam w nim spokój i bezpieczeństwo. I zakochałam się" – czytamy na stronie Encyklopedii Teatru Polskiego.
W tym samym czasie przez cztery lata uprawiała narciarstwo, którym zainteresowała się, chcąc dorównać swojej, jak sama opowiada, "dziecięcej miłości", czyli świetnie jeżdżącemu na nartach Janowi Rodowiczowi "Anodzie" z Batalionu "Zośka". Zachwatowicz uprawiała także wspinaczkę, została nawet przyjęta do Klubu Wysokogórskiego. Dalszy rozwój kariery sportowej przerwała jednak kontuzja.
Po uzyskaniu dyplomu na UJ w 1952 r. dostała się do krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, gdzie od 1954 r. studiowała w pracowni scenografii prof. Karola Frycza. Cztery lata później uzyskała dyplom. W tym czasie była już związana z założonym przez Piotra Skrzyneckiego kabaretem literackim Piwnica Pod Baranami. To właśnie za sprawą Skrzyneckiego pozna później swojego przyszłego męża – Andrzeja Wajdę. Brała także udział w pierwszych spektaklach awangardowego teatru Tadeusza Kantora Cricot 2. "Kantor chciał zrobić coś, co będzie poza teatrem stacjonarnym, oficjalnym, państwowym. Związek Plastyków zapewniał tę możliwość. To była duża sala i były warunki na to, żeby postawić stoliki, zaprosić publiczność, na końcu tej sali zrobić scenę" – wspominała.
Założony w 1955 r. przez Kantora i Marię Jaremę Cricot 2 był jednym z najważniejszych światowych teatrów eksperymentalnych. Spektakl "Umarła klasa" z 1975 r. został rok później na łamach amerykańskiego "Newsweeka" nazwany najlepszym spektaklem teatralnym świata. "Był przewodnikiem, który potrafił zgromadzić wokół siebie grupę wspaniałych ludzi, którą związał własnym, osobnym punktem widzenia na teatr. Talentem. Geniuszem" – oceniła Kantora artystka.
W 1958 r. Zachwatowicz stworzyła scenografię do sztuki "Cyd" w reżyserii Eugeniusza Aniszczenki wystawianej w Teatrze im. Aleksandra Fredry w Gnieźnie. Tworzyła również dla Teatru Zagłębia w Sosnowcu i Nowego w Zabrzu. Głośna była jej scenografia do "Ślubu" Witolda Gombrowicza wyreżyserowanego przez Jerzego Jarockiego w Studenckim Teatrze Gliwice.
"Beczki, beczki, karoseria zmiażdżonej taksówki, jakiś strzęp zębatej kosiarki, szoferka ciężarowego wozu. Ugier, brąz, czerń, krwista rdza i popiół. Niesamowite to wrażenie, gdy złom poddany zostaje grze światła i zaczyna żyć jakimś upiornym życiem w ostrym blasku i cieniach reflektorów punktowych" – recenzował w "Dialogu" Bogdan Wojdowski.
W późniejszych latach Zachwatowicz współpracowała z czołowymi polskimi scenami teatralnymi – z warszawskim i wrocławskim Teatrem Polskim, Juliusza Słowackiego w Krakowie, Stefana Jaracza w Łodzi. W latach 1970-1999 była scenografem w krakowskim Starym Teatrze. Tworzyła scenografie także dla scen warszawskich – Ateneum, Dramatycznego i Powszechnego oraz dla gdańskiego Teatru Wybrzeże. Pracowała również za granicą, m.in. w Paryżu, Tokio i Buenos Aires.
Na początku lat 70. poznała Andrzeja Wajdę, który wystawiał wówczas "Biesy" w krakowskim Starym Teatrze. "Scenografię wymyślił genialną, ale jej realizacja wymagała specjalisty. Zapytał Piotra Skrzyneckiego, kto mógłby mu pomóc, a on poradził mu mnie. I tak się poznaliśmy" – wyznała Zachwatowicz. "Odtąd przez wiele, wiele lat na takim właśnie uzupełnianiu się i wzajemnym zrozumieniu polegać miała nasza - Krystyny i moja - wspólna praca" – napisał w autobiografii Wajda. Oboje często podkreślali, że oprócz uczuć i fascynacji połączyła ich także wspólnota charakterów. "To była zgodność charakterów, zainteresowań, stosunku do życia. Właściwie nie było żadnego momentu niezgody. Przez tyle lat" – podkreślała artystka.
Kilka lat później wzięli ślub. "Zamieszkaliśmy ze sobą w 1973 r. i nie myśleliśmy, żeby to koniecznie potwierdzać urzędowo, ale w 1975 r. wyszły problemy techniczne, musiałam być zameldowana itd. Nie było żadnej uroczystości. Przyjechał z Krakowa nasz przyjaciel Piotr Skrzynecki i przyszła Basia Ślesicka, bardzo zaprzyjaźniona z nami producentka prawie wszystkich filmów Andrzeja. Tylko oni, świadkowie. Potem zjedliśmy obiad i już" – wspomina artystka.
Małżonkowie świetnie dogadywali się również na płaszczyźnie zawodowej. "Przez lata wielokrotnie pracowałam z reżyserami, którzy nie mieli żadnego wykształcenia plastycznego i w związku z tym żadnej wyobraźni plastycznej. Od scenografa praca z takim reżyserem wymaga tłumaczeń, rysowania, a i tak bardzo często prowadzi to do konfliktów, bo taki reżyser nie potrafi z rysunku odczytać" – czytamy w książce Bartosza Michalaka "Wajda. Kronika wypadków filmowych". "Pierwszym poważnym reżyserem, który miał i wykształcenie, i świetnie rysował, był Konrad Swinarski. Drugim – właśnie Andrzej. Przy pracy z takim artystą porozumienie jest błyskawiczne" – zaznaczyła.
Kiedy w 1972 r. Wajda podjął się ekranizacji "Wesela", to właśnie Zachwatowicz w dużej mierze odpowiadała za wizualną część filmu. "W przypadku »Wesela« od początku zdecydowaliśmy z reżyserem, że robimy kostiumy historyczne – żadnych eksperymentów, żadnego uwspółcześniania na siłę czy innych tego typu zabiegów" – opowiadała. "Ten film powstawał przecież w czasach głębokiej komuny, więc uwspółcześnianie wydawało nam się bez sensu. Wystarczająca była sytuacja: Polska zniewolona przez zaborców oraz Polska w kleszczach komuny wydały nam się podobne" – podkreśliła artystka.
Wajda i Zachwatowicz pracowali razem także przy kolejnych filmach reżysera, jak m.in. "Człowiek z marmuru" (1976), "Panny z Wilka" (1979), "Kronika wypadków miłosnych" (1985), "Korczak" (1990), "Katyń" (2007). W "Człowieku z marmuru" Zachwatowicz wcieliła się w rolę Hanki Tomczyk. "Bardzo długo szukano odtwórczyń roli Hanki. Właśnie: odtwórczyń, bo Hanka w tym filmie pokazywana jest najpierw jako młoda dziewczyna, a potem jako dorosła kobieta. Nic z tych poszukiwań nie wychodziło" – czytamy w książce Bartosza Michalaka "Wajda. Kronika wypadków filmowych".
"To Basia Ślesicka wymyśliła, żeby spróbować ze mną. Miałam wtedy 46 lat, ale nie wyglądałam na tyle. No i nie byłam kompletną amatorką, występowałam przecież w Piwnicy pod Baranami" – zaznaczyła Zachwatowicz.
Artystka angażowała się w działalność NSZZ "Solidarność". W sierpniu 1980 r. małżonkowie wsparli tzw. apel 64 – list 64 warszawskich intelektualistów, kierowany do władz PRL, by te podjęły rozmowy ze strajkującymi robotnikami. Oboje fascynowali się kulturą i sztuką Japonii. Kiedy w 1987 r. Wajda został laureatem prestiżowej japońskiej Nagrody Kyoto (Kyoto Prize), całą otrzymaną wówczas sumę (400 tys. dolarów) postanowili przeznaczyć na założenie Fundacji Kyoto–Kraków. Dzięki tej inicjatywie w 1994 r. powstało Centrum Sztuki i Techniki Japońskiej "Manggha". Początkowo placówka była oddziałem Muzeum Narodowego w Krakowie. Od 2007 r. stanowi samodzielnie funkcjonujące muzeum.
"Jako studenci dawnej Akademii Sztuk Pięknych Krystyna i ja chłonęliśmy z szeroko otwartymi oczami ten świat tak wyrafinowany i doskonały, który dawna Japonia ofiarowuje każdemu, kto potrafi zachwycać się jej pięknem. Bym mógł wykonać moje rysunkowe notatki, Krystyna musiała wziąć na siebie niewdzięczną rolę powstrzymywania tempa naszych pośpiesznych zwiedzań" – opisywał ich wspólne japońskie podróże Wajda.
Zachwatowicz oddawała się także pracy naukowej. W 1990 r. uzyskała habilitację na Wydziale Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie – od 2001 r. kierując Katedrą Scenografii. W 2005 r. otrzymała tytuł profesora sztuk pięknych. To z jej inicjatywy rok później na Wydziale Malarstwa krakowskiej ASP powstał kierunek scenografia.
"Myślę, że najważniejsza rzecz w pracy scenografa to umiejętność czytania tekstu, z którego będzie powstawał spektakl. To rzecz pierwsza i podstawowa" – wyjaśniała w 2005 r. w rozmowie dla pisma "Postscriptum". "Czytanie i zrozumienie tekstu to jest stworzenie sobie na podstawie lektury własnej wizji spektaklu. Niezależnie od tego, co potem z rozmów z reżyserem wynika, scenograf musi mieć własną wizję spektaklu" – dodała.
Jest autorką ponad 150 scenografii oraz kostiumów teatralnych i filmowych. Podkreśla w wywiadach, że jest scenografem, a nie scenografką. "Nigdy nie byłam scenografką! To ważne. (….) »scenografka« przypomina mi jakąś »agrafkę«. Scenograf to jest konkretny zawód" – zaznaczyła w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" na początku 2025 r.
"Scenograf powinien dopilnować wszystkiego sam, chodzić na przymiarki kostiumów, pilnować wykonania dekoracji, przychodzić na próby, gdzie decyduje razem z reżyserem, w jaki sposób ta koncepcja nabiera kształtu scenicznego. To bardzo ważne — scenograf musi być jakby w kilku miejscach jednocześnie" – podsumowuje Zachwatowicz.
Mateusz Wyderka (PAP)
mwd/ miś/ aszw/