Instytut Pamięci Narodowej nie kieruje się polecaniami czy wskazówkami polityków, ale też nie wstrzymuje decyzji w obawie przed ewentualną krytyką - tak prezes IPN Łukasz Kamiński odpiera w wywiadzie dla PAP zarzuty z różnych stron co do upublicznienia akt TW "Bolka".
Kamiński ujawnił, że śledztwo pionu śledczego IPN ws. ukrywania przez nieuprawnioną osobę akt służb PRL podlegających przekazaniu do IPN zapoczątkowało przesłuchanie jednego z pracowników IPN, który przedstawił posiadane informacje nt. możliwości przechowywania przez byłych funkcjonariuszy takich dokumentów. Nie podał bliższych szczegółów.
Potwierdził zaś, że jednym z wątków śledztwa są poszukiwania teczki tajnego informatora Informacji Wojskowej o pseudonimie "Wolski", którym miał być w okresie stalinowskim Wojciech Jaruzelski.
Prezes IPN przypomniał, "że autentyczny dokument nie zawsze musi zawierać prawdziwe informacje". Zapewnił, że uznanie teczki "Bolka" przez IPN za autentyczną nie było pochopne, bo było oparte na profesjonalnej opinii, a do dziś nikt nie znalazł żadnych wskazówek, które mogłyby ją podważyć.
"Gdybyśmy, nawet łamiąc pewne przepisy, zdecydowali się na ukrycie tych dokumentów na jakiś czas i poddanie ich dodatkowym ekspertyzom - to na pewno nie byłoby to lepsze dla debaty publicznej w Polsce. Mielibyśmy wielotygodniowe dociekania, spekulacje, przecieki - co w tych dokumentach jest, a czego nie ma" - powiedział Kamiński w rozmowie z PAP.