W programach opozycji postulat wycofania wojsk sowieckich pojawił się już przed sierpniem 1980 r. Środowiskiem najmocniej stawiającym to żądanie była KPN - mówi prof. Antoni Dudek z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. 25 lat temu, 28 października 1992 r., ostatnia rosyjska jednostka bojowa opuściła Polskę.
PAP: Do 1956 r. wojska sowieckie na terenie PRL stacjonowały bez żadnych, nawet formalnych, uregulowań prawnych. Czy po tej dacie wciąż mogły być uznawane nadal za wojska okupacyjne?
Prof. Antoni Dudek: Nie ulega wątpliwości, że po 1956 r., gdy podpisano umowę regulującą stacjonowanie wojsk sowieckich w Polsce, ich pobyt nabrał nieco bardziej „cywilizowanego” charakteru. Żołnierze sowieccy powodowali mniej wypadków drogowych, rzadziej dopuszczali się gwałtów i innych przestępstw. Nie zmienia to jednak faktu, że rząd PRL, który podpisywał umowę z rządem ZSRS nie miał mandatu demokratycznego i sprawowana przez niego władza była w dużej mierze efektem stacjonowania wojsk sowieckich. Można więc mówić o dalszym ciągu okupacji, ale nie tak brutalnej jak miało to miejsce w ciągu pierwszych dziesięciu lat po zakończeniu II wojny światowej.
PAP: Czy po 1956 r. komuniści wciąż uważali, że gdyby nie stacjonujące w PRL wojska sowieckie to ich władza zostałaby obalona?
Prof. Antoni Dudek: Komuniści, po ustabilizowaniu swojej władzy z pomocą Sowietów w drugiej połowie lat 40., przez bardzo długi czas nie oceniali swojego położenia w tych kategoriach. Myślę, że sposób postrzegania wojsk sowieckich był inny w wypadku każdego z przywódców PRL.
Dla Gomułki sprawa była całkowicie jasna. Uważał, że wojska ZSRS stoją na straży granicy zachodniej i po ewentualnym zjednoczeniu Niemiec, którego stale się obawiał, podejrzewając Kreml o prowadzenie w tej sprawie podwójnej gry, armia niemiecka ruszyłaby, aby przywrócić przedwojenną granicę.
Po zawarciu układu pomiędzy RFN i PRL z 1970 r., gdy Niemcy Zachodnie uznały granicę na Odrze i Nysie Łużyckiej problem ten zszedł na drugi plan. Myślenie o roli wojsk sowieckich jako gwaranta rządów komunistycznych powróciło dopiero po powstaniu Solidarności. Dla generała Jaruzelskiego i jego otoczenia wojska sowieckie były „ostatnią deską ratunku”. Stąd wzięła się prośba Jaruzelskiego wobec Kremla wygłoszona niemal w przeddzień wprowadzenia stanu wojennego, że gdyby nie poradził sobie sam, to liczy na pomoc wojska Układu Warszawskiego, czyli w praktyce wojsk sowieckich.
Można założyć, że aż do przejęcia władzy przez Michaiła Gorbaczowa w Warszawie nie zawahano by się przed wezwaniem pomocy sowieckiej w celu zapewnienia trwania dotychczasowego ładu. Później Gorbaczow dał do zrozumienia Jaruzelskiemu, że nie może już być mowy o jakichkolwiek interwencjach sowieckich w państwach Układu Warszawskiego.
PAP: Czy Sowieci dysponowali na terenie PRL zapasami broni nuklearnej?
Prof. Antoni Dudek: Znaleziono ślady jej przechowywania w kilku dawnych bazach sowieckich. Wydaje się, że wynika to również z odtajnionych dokumentów. Sowieckiej broni nuklearnej było tak dużo w Europie, iż nieprawdopodobne jest, aby nie było jej w bazach na terenie PRL.
PAP: Kiedy wśród rodzącej się w połowie lat siedemdziesiątych opozycji demokratycznej pojawiły się postulaty wycofania wojsk sowieckich z Polski?
Prof. Antoni Dudek: W programach opozycji postulat wycofania wojsk sowieckich pojawił się już przed sierpniem 1980 r. Środowiskiem najmocniej stawiającym to żądanie była Konfederacja Polski Niepodległej Leszka Moczulskiego. W wydawnictwach KPN wprost pisano, że należy skończyć z dyktaturą komunistyczną, wystąpić z Układu Warszawskiego i zażądać wycofania wojsk sowieckich. KPN nie był w tej sprawie monopolistą, ponieważ takie postulaty formułowano również w innych środowiskach. Oczywiście różne było ich nasilenie, ponieważ w wielu organizacjach opozycyjnych zdawano sobie sprawę, że jest to mało realne w dającej się przewidzieć przyszłości. Spierano się czy nie jest to postulat zbyt utopijny i prowokacyjny wobec Moskwy. Uważali tak zwłaszcza ci działacze, którzy zakładali możliwość stopniowej liberalizacji systemu i częściowego odchodzenia od związków z ZSRS, czyli tak zwanej „finlandyzacji”. Wprawdzie w Finlandii nie stacjonowały wojska sowieckie, ale polityka zagraniczna tego kraju była przez cały okres zimnej wojny ustalana z Moskwą. To dla wielu opozycjonistów wydawało się maksymalnym horyzontem zmian politycznych. W takiej wizji gwarantem zachowania interesów Kremla nad Wisłą byłaby obecność wojsk sowieckich. Tak postrzegano ten problem w wielu środowiskach opozycyjnych aż do 1989 r., gdy wobec zmian zachodzących w ZSRS uznano, że istnieje szansa osiągnięcia czegoś więcej.
PAP: Skoro wśród opozycjonistów dyskutowano o tym problemie już w latach siedemdziesiątych, to dlaczego już niekomunistyczna Polska rozpoczęła rozmowy z Moskwą o wycofaniu jej sił później niż Czechosłowacja i Węgry?
Prof. Antoni Dudek: Rząd Tadeusza Mazowieckiego uważał, że fundamentem stabilności przemian demokratycznych w Polsce są poprawne relacje z Kremlem. Uważano, że nie należy drażnić Moskwy. Dlatego nie spieszono się z postawieniem postulatu wycofania armii sowieckiej. Ponadto należy pamiętać, że w momencie powołania rządu Tadeusza Mazowieckiego Polska była otoczona przez reżimy komunistyczne. Po Jesieni Ludów i zmianie rządów w Czechosłowacji i na Węgrzech oraz upadku muru berlińskiego w NRD władze tych krajów zaczęły podnosić sprawę obecności na swoich terytoriach wojsk sowieckich.
Mimo tego przełomu rząd Mazowieckiego milczał. Na jego postawę wpłynęło pojawienie się kwestii zjednoczenia Niemiec. W dziesięciopunktowym planie Kohla, który został przez niego przedstawiony po upadku muru berlińskiego nie znalazło się bowiem ani jedno słowo na temat granicy z Polską przyszłych, zjednoczonych Niemiec. Rząd Mazowieckiego błędnie odczytał intencje rządu Kohla, który prowadził wówczas grę z ziomkostwami niemieckimi, nie chcąc utracić poparcia wyborczego z ich strony publiczną deklaracją w sprawie granicy. Mazowiecki autentycznie przeraził się, że po zjednoczeniu Niemcy będą podważały linię graniczną na Odrze i Nysie Łużyckiej. Niestety wszedł w sposób myślenia Gomułki i uznał, że z tego powodu jeszcze przez jakiś czas pożądane jest stacjonowanie wojsk sowieckich w Polsce, ponieważ dają nam one gwarancję, że Niemcy niczego nie zrobią.
Moim zdaniem było to myślenie niesłuszne i już wówczas krytykowane. Ten rodzaj myślenia funkcjonował w polskim rządzie między początkiem roku 1990, a wrześniem tego samego roku. Zmiana stanowiska nastąpiła po uzyskaniu gwarancji, że po zjednoczeniu Niemiec dojdzie do zawarcia traktatu polsko-niemieckiego. Posiadając takie gwarancje strony niemieckiej i ich potwierdzenie przez rządy mocarstw uczestniczących w konferencji 2+4, rząd Mazowieckiego wystosował do rządu ZSRS notę z postulatem rozpoczęcia rozmów o opuszczeniu terytorium Polski przez wojska sowieckie. To półroczne opóźnienie zrodziło jednak duże konsekwencje, ponieważ w tym czasie uległo zmianie stanowisko Kremla. Jeszcze w lutym 1990 r. Moskwa wydała oficjalne oświadczenie, że jest gotowa do podjęcia rozmów w tej sprawie. Wówczas jednak rząd Mazowieckiego nie rozpoczął natychmiast rozmów.
Pół roku później okazało się, że stosunek Kremla do tego problemu jest już zupełnie inny ze względu na sprawę stacjonowania wojsk sowieckich w zjednoczonych Niemczech. Jeszcze w lutym 1990 r. Rosjanie zakładali, że pomimo zjednoczenia Niemiec na terytorium dawnej NRD będą stacjonowały ich wojska, a Niemcy staną się krajem neutralnym. Tymczasem Kohl nie próżnował i poprzez politykę kolejnych deklaracji finansowych na rzecz ZSRS najzwyczajniej kupił zgodę tego kraju na pozostanie RFN w NATO oraz stopniowe wycofanie wojsk sowieckich z obszaru b. NRD. Okazało się więc, że ZSRS musi wycofać około 300 tys. żołnierzy z Niemiec. Po co więc mieli spieszyć się z wycofaniem wojsk z Polski, która stawała się ich najdalej wysuniętą na zachód rubieżą? Ich chęć wycofania się gwałtowanie spadła. Na szczęście późniejsze procesy rozkładu ZSRS, które w 1990 r. nie były jeszcze tak zaawansowane, sprawiły, że błąd ten nie miał wielkich konsekwencji.
PAP: Jakie znaczenie dla wycofania wojsk sowieckich z Polski miały wydarzenia w Wilnie w styczniu 1991 r. oraz pucz Janajewa w sierpniu tego samego roku?
Prof. Antoni Dudek: Okupacja i szturm na wieżę telewizyjną w Wilnie były wydarzeniami, które ostatecznie przesądziły o likwidacji Układu Warszawskiego. Gdy w Pradze, Warszawie i Budapeszcie zobaczono co dzieje się w Wilnie, zakończyły się jakiekolwiek dotychczasowe rozważania nad pozostawieniem Układu Warszawskiego w formie jakiegoś porozumienia politycznego. Stało się jasne, że Moskwa albo zgodzi się na relatywnie szybkie rozwiązanie Układu Warszawskiego, albo jego państwa członkowskie będą po kolei z niego występowały. Zadeklarowały to w pierwszej kolejności Węgry, a w ślad za nimi kolejne kraje.
Pucz Janajewa, a dokładnie jego szybki upadek, miał natomiast zasadnicze znaczenie dla negocjacji polsko-sowieckich. Do sierpnia 1991 r. Rosjanie nie zgadzali się na określenie końcowego terminu zakończenia wyprowadzania wojsk sowieckich. Twierdzili, że będzie to możliwe dopiero po ewakuacji ich sił z Niemiec. Strona polska miała tylko jeden środek nacisku wykorzystany na początku 1991 r. Wstrzymano wówczas na pewien czas tranzyt wojsk sowieckich z Niemiec przez terytorium Polski. Dano w ten sposób do zrozumienia Rosjanom, że brak postępów w sprawie wyznaczenia takiego terminu sprawi, że Polska będzie zmuszona całkowicie zablokować przejazd wojsk sowieckich. Dla Rosji rodziło to wielkie problemy logistyczne, ponieważ w ramach solidarności z Polską Czechosłowacja i Węgry odmawiały przepuszczania dodatkowych transportów przez swoje terytoria. Pozostawała dłuższa i droższa droga morska. Tymczasem Niemcy za przedterminowe wycofanie płacili Rosjanom dodatkowe środki.
Dopiero po upadku puczu, w październiku 1991 r. udało się wynegocjować wycofanie wszystkich oddziałów bojowych z Polski do końca 1992 r., zaś do końca kolejnego roku wszystkich pozostałych. Był to termin relatywnie nieodległy, jeśli weźmie się pod uwagę, że Rosjanie rozpoczęli negocjacje od stwierdzenia, że rozpoczną wycofywanie swoich wojsk z naszego kraju dopiero w 1994 r., gdy skończy się ewakuacja z Niemiec. Polsce udało się osiągnąć bardzo dużo, ponieważ rok 1994, gdy miało się rozpocząć wycofywanie okazał się pierwszym od zakończenia wojny, gdy w Polsce nie było już wojsk rosyjskich.
PAP: Czy to opóźnienie mogło mieć konsekwencje np. w kwestii przyjęcia Polski do NATO?
Prof. Antoni Dudek: Gdyby Rosjanie zostali w Polsce do końca lat dziewięćdziesiątych niewątpliwie wstąpienie do NATO byłoby bardzo trudne. Wydaje się jednak, że naciski amerykańskie na Moskwę byłyby wówczas tak silne, że wycofanie i tak nastąpiłoby w latach 90. Rosja rządzona przez Borysa Jelcyna była państwem słabym i raczej nie groziło nam trwałe pozostanie wojsk rosyjskich.
PAP: Czy na ówczesnej polskiej scenie politycznej panowała zgoda co do relatywnie szybkiego wycofania wojsk rosyjskich?
Prof. Antoni Dudek: Nikt nie protestował przeciw wycofaniu. Środowiska postkomunistyczne do pewnego momentu twierdziły, że Układ Warszawski powinien w jakiejś formie pozostać, ale niechęć wobec wojsk sowieckich była tak duża, że każdy kto powiedziałby o ich bezterminowym pozostawieniu musiałby narazić się opinii publicznej i najpewniej zostałby ogłoszony „rosyjskim agentem”. Najlepszym dowodem na to była krytyka jaka spadła na rząd Tadeusza Mazowieckiego na początku 1990 r., gdy stwierdził, że wojska sowieckie powinny jeszcze przez jakiś czas pozostać w Polsce. W środowiskach postkomunistycznych pojawiały się też głosy wzywające do nieprzerywania współpracy gospodarczej w ramach RWPG oraz zadeklarowania przez Polskę neutralności.
Sam minister Krzysztof Skubiszewski wysuwał koncepcję stworzenia europejskiego systemu bezpieczeństwa w oparciu o Organizację Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Później twierdził, że były to wyłącznie wypowiedzi maskujące przed Moskwą nasze zainteresowanie wstąpieniem do NATO. Wydaje mi się jednak, że nie było to wyłącznie maskowanie prawdziwych intencji, ale powolna ewolucja poglądów Krzysztofa Skubiszewskiego, który stopniowo uświadamiał sobie słabość Rosji. Momentem przełomowym był dopiero pucz Janajewa i likwidacja ZSRS w grudniu 1991 r. Dopiero po nim zaczęto mówić o NATO dużo wyraźniej. Pierwszy zasugerował to premier Jan Krzysztof Bielecki podczas swej wizyty w USA w 1991 r., później zaś minister obrony w rządzie Olszewskiego Jan Parys. Oficjalnie starania o przystąpienie do NATO zadeklarowano w okresie rządów Hanny Suchockiej.
PAP: W maju 1992 sprawa wycofania wojsk rosyjskich powróciła za sprawą umowy polsko-rosyjskiej. Który z jej zapisów był najbardziej kontrowersyjny? Zdaniem wielu spór wokół niego przyczynił się do upadku rządu Jana Olszewskiego...
Prof. Antoni Dudek: Traktat o przyjaznej i dobrosąsiedzkiej współpracy z dnia 22 maja 1992 r. zawierał wiele załączników. Jeden z nich dotyczył losu terenów po bazach sowieckich na terytorium Polski. Był to istotny problem w negocjacjach. W pierwotnej, parafowanej wersji tej umowy przewidywano powoływanie na terenie dawnych baz sowieckich spółek polsko-rosyjskich. To wywołało protest części ministrów rządu Jana Olszewskiego, którzy stwierdzili, że takie spółki będą rosyjskim narzędziem do penetracji wywiadowczej. Umowa była już jednak parafowana więc doszło do niesłychanej w stosunkach dyplomatycznych sytuacji, gdy rząd Olszewskiego szyfrogramem wysłanym do przebywającego już w Moskwie prezydenta zażądał zmiany tego zapisu. Prezydent Lech Wałęsa wykorzystując swoją nieszablonową osobowość nakłonił Jelcyna do zmiany tego zapisu na ogólne stwierdzenie o rozwoju współpracy. Interwencja rządu Olszewskiego wywołała jednak wściekłość Wałęsy i przyczyniła się do dalszej antagonizacji obu stron i przyczyniła się do upadku rządu.
Sprawa nie jest jednak do końca jasna, ponieważ mamy do czynienia ze sprzecznymi relacjami dotyczącymi tego zapisu. Zdaniem części uczestników wydarzeń z MSZ to zastrzeżenie zostało zgłoszone zbyt późno, dopiero po parafowaniu umowy. Inni, również z MSZ, twierdzili, że spółki miały być miejscem gdzie zamierzano kontrwywiadowczo obserwować działania Rosjan. Pojawiały się również argumenty gospodarcze na rzecz takiego rozwiązania. Załamanie wymiany handlowej z Rosją było rzeczywiście wówczas bardzo głębokie i doprowadzało do pogłębienia recesji. W perspektywie kolejnych lat jest jednak jasne, że Rosjanie uważają stosunki gospodarcze za ważny element nacisków politycznych i wydaje się, że gdyby nie rozluźnienie bliskich niegdyś związków gospodarczych z Rosją dziś bylibyśmy dużo bardziej zależni od jej oddziaływań. Mam jednak wrażenie, że sprawa ta podobnie jak sprawa lustracji, jest mitologizowana jako momenty decydujące o upadku rządu Jana Olszewskiego. Tymczasem rząd ten musiał upaść, ponieważ był mniejszościowy, a premier nie chciał poszerzyć tworzącej go koalicji.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
* * *
Północna Grupa Wojsk Sowieckich w Polsce została utworzona w 1945 r. z przekształcenia II Frontu Białoruskiego, lecz formalnoprawne jej usytuowanie nastąpiło dopiero w wyniku odwilży październikowej 17 grudnia 1956 r. na mocy zawartej w Warszawie „Umowy między rządem PRL i rządem ZSRR o statucie prawnym wojsk radzieckich czasowo stacjonujących w Polsce”.
Zgodnie z tym porozumieniem ogólną liczbę wojsk sowieckich w Polsce ustalono w granicach 62-66 tys. żołnierzy, z czego wojsk lądowych - 40 tys., lotnictwa - 17 tys. i marynarki wojennej - 7 tys. Armia sowiecka użytkowała ogółem ok. 70,5 tys. ha różnych terenów, w tym m.in.: 563 ha gruntów ornych; ok. 5 tys. ha łąk i pastwisk; ok. 35 tys. ha lasów; ok. 63 ha wód (stawów i jezior). Lotniska i poligony zajmowały ok. 58 tys. ha. Użytkowała też bocznice kolejowe o długości 64 km oraz 3 km nabrzeży w dwóch basenach portowych.
Wojska te dzierżawiły 1,2 tys. budynków mieszkalnych (ok. 10 tys. mieszkań) i ok. 2,5 tys. budynków koszarowych o powierzchni ponad 2 mln m kw. Same wzniosły 332 budynki koszarowo-sztabowe, 800 magazynów, 240 domów mieszkalnych.
Na koniec 1990 r. stan tych wojsk został zmniejszony do ok. 48 tys. żołnierzy (wraz z personelem pomocniczym i rodzinami żołnierzy zawodowych przebywało w Polsce ok. 90 tys. obywateli radzieckich). Polskę opuścił wtedy m.in. pułk lotnictwa myśliwsko-szturmowego z Kołobrzegu, pułk artylerii przeciwlotniczej z Legnicy, pułk śmigłowców z Brzegu, bataliony - samochodowy ze Świdnicy i chemiczny z Wrocławia oraz brygada desantowo-szturmowa z Białogardu.
9 kwietnia 1991 r. uznany został za początek oficjalnego wycofywania wojsk sowieckich. Tego dnia z garnizonu Borne Sulinowo wyjechał eszelon transportujący w kilkudziesięciu wagonach jednostkę rakietową. Ostatnia jednostka bojowa opuściła Polskę 28 października 1992 r. Następnego dnia pełnomocnik Rady Ministrów ds. pobytu i wycofania wojsk Federacji Rosyjskiej gen. Zdzisław Ostrowski złożył w Urzędzie Rady Ministrów oficjalny meldunek o wycofaniu z Polski ostatniej rosyjskiej jednostki bojowej.
W całym 1992 r. wycofano z Polski ponad 35 tys. żołnierzy, około 200 samolotów, w tej liczbie 150 bojowych, 220 czołgów, ok. 770 wozów pancernych, 153 działa powyżej 100 mm, 126 wyrzutni i 24 kutry torpedowe. Pozostało ponad 4 tys. żołnierzy rozlokowanych w 20 miejscowościach.
Zgodnie z układem polsko-rosyjskim zawartym 22 maja 1992 r. podczas wizyty prezydenta Lecha Wałęsy w Moskwie ostatni żołnierz rosyjski miał opuścić Polskę do 31 grudnia 1993 r. Prezydent Borys Jelcyn skrócił ten termin o 3 miesiące. 16 września 1993 r. wojska rosyjskie opuściły Legnicę, będącą od II wojny światowej siedzibą dowództwa wojsk sowieckich stacjonujących w Polsce.
18 września 1993 r. ostatni żołnierze rosyjscy wyjechali z warszawskiego Dworca Wschodniego do Rosji. W Polsce pozostała tylko misja wojskowa w liczbie około 30 żołnierzy, która nadzorowała tranzyt wojsk rosyjskich z obszaru byłej NRD do Rosji.
szuk/ mjs/ ls/