Solidarność z lat 80. była dziełem bardzo wielu ludzi o różnych poglądach, których drogi rozeszły się, kiedy Polska odzyskała niepodległość - mówi prof. Antoni Dudek z UKSW. 31 sierpnia 1980 r. w Gdańsku doszło do podpisania porozumień, w wyniku których powstał Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność”.
PAP: Pod koniec sierpnia 1980 roku doszło do podpisania porozumień między władzami PRL a komitetami strajkowymi, w wyniku których powstał NSZZ „Solidarność”. Czym była Solidarność?
Prof. Antoni Dudek: Solidarność była największym w naszych dziejach ruchem społecznym, który powstał na fali strajków w sierpniu 1980 r. W pierwszym okresie istnienia, który trwał do wprowadzenia stanu wojennego, liczyła prawie 10 mln członków. Solidarność od początku była czymś więcej niż tylko związkiem zawodowym. Była ruchem zorientowanym na rzecz poszerzenia sfery wolności w PRL, w tym zwłaszcza przestrzegania praw człowieka.
Solidarności z lat 1980–1989 nie powinno się postrzegać jako związku zawodowego, ale jako wielki ruch pokojowego protestu przeciwko komunistycznej dyktaturze. Jej działalność stworzyła kapitał społeczny, który stał się fundamentem III Rzeczpospolitej. Dla Stanów Zjednoczonych takim fundamentem jest wojna o niepodległość z lat 1775–1783, dla Francji rewolucja 1789 r., a dla współczesnej Polski m.in. dziedzictwo Solidarności. Z tego powodu jest ono tak ważne dziś dla współczesnego życia politycznego Polski.
PAP: Czego symbolem stała się Solidarność dla ludzi w Europie i na świecie?
Prof. Antoni Dudek: Solidarność jest jednym z naszych największych sukcesów wizerunkowych, jeśli chodzi o postrzeganie Polski za granicą. Kiedy się narodziła, wzbudziła zainteres
owanie całego świata. Bardzo dobrze to widać, gdy przegląda się prasę zagraniczną z roku 1980 i lat następnych. W latach 80. Solidarność pojawiała się na pierwszych stronach gazet i w czołówkach telewizyjnych magazynów informacyjnych na całym świecie. Polskę zaczęto wówczas utożsamiać z ruchem solidarnościowym, który znalazł wielu naśladowców w krajach, gdzie też się zmagano z dyktaturami, głównie w Europie Środkowo-Wschodniej, ale i w innych regionach świata.
Działalność Solidarności stworzyła kapitał społeczny, który stał się fundamentem III Rzeczpospolitej. Dla Stanów Zjednoczonych takim fundamentem jest wojna o niepodległość z lat 1775–1783, dla Francji rewolucja 1789 r., a dla współczesnej Polski m.in. dziedzictwo Solidarności. Z tego powodu jest ono tak ważne dziś dla współczesnego życia politycznego Polski.
Solidarność jako wielki ruch pokojowy pod przewodnictwem Wałęsy była czymś, co porównywano na przykład z działaniami Mahatmy Ghandiego w Indiach czy z aktywnością Nelsona Mandeli w Afryce Południowej. Po 1989 r. ten pozytywny wizerunek został niestety w dużym stopniu roztrwoniony za sprawą coraz ostrzejszych konfliktów między liderami Solidarności oraz braku sensownej polityki historycznej RP nakierowanej na zagranicznego odbiorcę.
PAP: Dlaczego Solidarność narodziła się właśnie w Gdańsku?
Prof. Antoni Dudek: To wciąż jest przedmiotem dyskusji. Można powiedzieć, że dlatego, iż powstał tam najsilniejszy ośrodek strajkowy. Biuletyn strajkowy w Stoczni Gdańskiej ukazywał się pod tytułem „Solidarność”, od czego cały ruch wziął później swą nazwę. Jednak w Szczecinie do dziś uważają, że tamtejsi strajkujący byli równie ważni dla powstania Solidarności i mają sporo racji. Najwięcej o Gdańsku mówiło się jednak od początku dlatego, że to właśnie tam udało się najwięcej dziennikarzy i korespondentów zagranicznych i oni uznali gdański MKS za główne centrum.
Nie wolno zapominać jednak, że pierwsze porozumienie podpisano w Szczecinie 30 sierpnia, a dopiero dzień później w Gdańsku. Z punktu widzenia władz PRL oba strajki były równie ważne. Dlaczego zaś zaczęło się na Wybrzeżu? Wydaje się, że wpływ miała tradycja Grudnia ‘70. Na przestrzeni dekady lat 70. wśród mieszkańców Wybrzeża narastało poczucie, że Gierek ich oszukał, że ten, którego poparli, przerywając protesty na przełomie 1970/71, nie zrealizował swoich obietnic. Wydaje się, że to był decydujący powód, dla którego właśnie tam zaczęto strajkować.
PAP: Jaka była atmosfera w sierpniu 1980 roku? W jaki sposób zrodziło to fenomen Solidarności?
Prof. Antoni Dudek: Atmosfera wówczas była fantastyczna, zwłaszcza jeśliby porównać ją z tym, co dzieje się w naszych czasach. Ruch solidarnościowy połączył ludzi z bardzo różnych grup zawodowych: współpraca intelektualistów z prostymi robotnikami w gdańskiej stoczni wspólnie pracujących nad 21 postulatami była tego najlepszym symbolem. Polacy odłożyli na bok swoje partykularne interesy, gdyż połączyła ich wspólna walka o przywrócenie obywatelskiej godności i elementarnych praw człowieka. Oczywiście od początku były też obecne w tym ruchu spory i konflikty, ale świadomość wspólnego przeciwnika pozwalała je utrzymać w ryzach.
Działalność władz komunistycznych od początku zmierzała do tego, aby Solidarność pogrążyła się w konfliktach i rozpadła od wewnątrz, co się jednak nie udało. Właśnie dlatego trzeba było wprowadzić stan wojenny. Gdyby udało się władzom doprowadzić rozłamu w Solidarności przed 1981 r., prawdopodobnie wprowadzenie stanu wojennego nie byłoby konieczne.
PAP: Dlaczego w sierpniu 1980 roku władza nie zdecydowała się na rozwiązanie siłowe?
Prof. Antoni Dudek: Fala strajkowa trwała już od lipca i początkowo miała charakter czysto ekonomiczny. Jednak rozpoczęty w połowie sierpnia strajk w Stoczni Gdańskiej i pojawienie się postulatu niezależnych związków zawodowych nadał jej bardziej polityczny charakter. Od tego momentu władze bardzo poważnie rozważały użycie siły, jednak dynamika akcji strajkowej była tak olbrzymia, że kiedy na posiedzeniu Biura Politycznego doszło do dyskusji na temat tego, czy wprowadzać stan wojenny, wówczas gen. Jaruzelski, wtedy jeszcze tylko minister obrony, powiedział, że nie ma wystarczających sił, żeby spacyfikować tak dużą ilość zakładów pracy. Przekonywał, że nie można wprowadzać rygorów, których władza nie będzie mogła wyegzekwować. To był jeden z powodów tej decyzji. Jednak decydująca była wola ówczesnego I sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka, który pamiętał, jak sam doszedł do władzy w grudniu 1970 r. po krwawych wydarzeniach na Wybrzeżu i bał się powtórki z historii. Gdyby pojawiły się ofiary śmiertelne, musiałby ustąpić ze stanowiska. Gierek wtedy ciągle jeszcze wierzył, że się na nim utrzyma. Jednak kilka dni po podpisaniu Porozumień Sierpniowych i tak szybko stracił stanowisko I sekretarza.
PAP: Kto odegrał największą rolę w organizacji strajku w Stoczni Gdańskiej?
Znaczenie strajku w Stoczni polegało na tym, że ten płomyk, który wzniecili strajkujący, nagle zamienił się w gigantyczny pożar strajkowy. Sprzyjały im nastroje społeczne – ludzie byli już na tyle sfrustrowani, niezadowoleni z realiów życia, że akcja strajkowa zyskała tak dużą popularność. Bez tych setek tysięcy ludzi, którzy w drugiej połowie sierpnia przystąpili do strajku, ta garstka działaczy WZZ nic by nie znaczyła.
Prof. Antoni Dudek: Strajk w Stoczni Gdańskiej był dziełem wielu ludzi, oczywiście najważniejsze było środowisko istniejących od 1978 r. Wolnych Związków Zawodowych. Z inicjatywą rozpoczęcia strajku wystąpił Bogdan Borusewicz, z jego też inicjatywy ustalono, że na czele strajku stanie Lech Wałęsa. Jednak nie byłoby tego strajku, gdyby nie zwolnienie z pracy Anny Walentynowicz, które wzburzyło stoczniowców. To w kręgu tych osób zapadły decyzje. Należy przy tym pamiętać, że gdyby strajk ograniczył się do Stoczni Gdańskiej, nie byłby on niczym więcej, jak jeszcze jednym samotnym strajkiem bez żadnych daleko idących konsekwencji, tak jak lipcowe strajki na Lubelszczyźnie, które zgaszono obietnicami podwyżek płac.
Znaczenie strajku w Stoczni polegało na tym, że ten płomyk, który oni wzniecili, nagle zamienił się w gigantyczny pożar strajkowy. Sprzyjały im nastroje społeczne – ludzie byli już na tyle sfrustrowani, niezadowoleni z realiów życia, że akcja strajkowa zyskała tak dużą popularność. Bez tych setek tysięcy ludzi, którzy w drugiej połowie sierpnia przystąpili do strajku, ta garstka działaczy WZZ nic by nie znaczyła, tak jak nie znaczyła przez poprzednie dwa lata. Całą przedsierpniową opozycję tworzyło niewiele ponad 1000 osób i w MSW panowało przekonanie, że da się ją skutecznie nadzorować.
PAP: Jakie znaczenie miało podpisanie Porozumień Sierpniowych dla państw bloku sowieckiego?
Prof. Antoni Dudek: Podpisanie Porozumień Sierpniowych wywołało zaniepokojenie, które stopniowo, w następnych tygodniach i miesiącach, przerodziło się w gniew i strach Moskwy oraz innych stolic państw bloku sowieckiego. Kiedy podpisywano porozumienia społeczne, nikt jeszcze nie wiedział, że powstanie ogólnopolski związek zawodowy, który będzie miał ponad 9 mln członków. Początkowo zakładano, że powstaną regionalne związki tam, gdzie podpisano porozumienia, czyli na Pomorzu Gdańskim, Pomorzu Szczecińskim i na Górnym Śląsku. Dopiero 17 września 1980 r., w trzy tygodnie po podpisaniu porozumień społecznych, w Gdańsku spotkali się przedstawiciele tych wszystkich międzyzakładowych komitetów strajkowych, m.in. ze Szczecina, Jastrzębia i Gdańska, i po bardzo długiej, wielogodzinnej dyskusji, przełamując opór wielu delegatów, ustalono, że powstanie ogólnopolski jednolity związek zawodowy o nazwie „Solidarność”.
Dopiero następne miesiące pokazały, jak bardzo ten związek się rozrasta i jaką staje się potęgą. W grudniu 1980 r. doprowadziło to do pierwszego kryzysu interwencyjnego, gdy Związek Radziecki, ale też władze NRD i Czechosłowacji, zgromadziły oddziały zbrojne i przygotowały się do interwencji, do której na szczęście nie doszło.
PAP: Co stan wojenny zrobił z entuzjazmem społecznym z sierpnia 1980 roku?
Prof. Antoni Dudek: Ten ogromny entuzjazm ludzi zrodzony w sierpniu oczywiście wygasał stopniowo na przestrzeni 1981 r. To nie było tak, że w przeddzień stanu wojennego ludzie byli równie rozentuzjazmowani jak w sierpniu 1980 r. Stan wojenny udał się m.in. ze względu na postępujące zmęczenie społeczeństwa. Jednak to właśnie akcja Jaruzelskiego na osiem długich lat uniemożliwiła naprawę Polski w sposób pokojowy i zamroziła system PRL w mocno represyjnym kształcie. Towarzyszył mu również bardzo głęboki kryzys gospodarczy. Lata 80. to najbardziej stracona dekada PRL-u. Polska gospodarka pod koniec lat 80. z trudem dochodziła do poziomu z końca lat 70., co spowodowały zarówno sankcje międzynarodowe, jak i chroniczny kryzys gospodarki realnego socjalizmu.
PAP: Czy podziały, jakie istniały w pierwszej Solidarności, mogły zapowiadać konflikty, które obserwujemy dziś pomiędzy ludźmi wywodzącymi się z tego środowiska?
Prof. Antoni Dudek: To, co działo się w latach 1980/1981, nie wskazywało na to, co będzie się działo w wolnej Polsce, bo wówczas mało kto wierzył, że ta wolna Polska naprawdę powstanie. Natomiast kiedy zmieniła się sytuacja w Związku Radzieckim, zaczęła się pieriestrojka Gorbaczowa, a w Polsce zmiany roku 1989, konflikty w Solidarności stawały się coraz wyraźniejsze. Im bardziej Solidarność była bliższa przejęcia władzy w Polsce, tym bardziej podziały te się uwidaczniały. Dopóki Solidarność miała wspólnego wroga, którym była partia komunistyczna, dopóty istniało silne spoiwo łączące bardzo różnych ludzi. Natomiast w latach 1989/90, zwłaszcza po wyborach czerwcowych, Solidarność stała się siłą dominującą na scenie politycznej i wówczas podziały były już nieuchronne.
W pewnym uproszczeniu z Solidarności wyrosły dwa główne nurty – narodowo-konserwatywny i lewicowo-liberalny. Te dwa nurty, które były równie ważne w Solidarności, po jej rozpadzie zaczęły ze sobą rywalizować jako konkurujące partie polityczne. Dziś każdy z nich próbuje udowodnić, że to on jest jedynym prawdziwym spadkobiercą dziedzictwa Solidarności, a drugi nigdy nim nie był. Jednak Solidarność z lat 80. była dziełem bardzo wielu ludzi o różnych poglądach, których drogi rozeszły się, kiedy Polska odzyskała niepodległość, co było naturalnym procesem. Szkoda tylko, że spór ten toczy się w sposób, który zniechęca młodszych Polaków do dziedzictwa Solidarności. Mimo wszystko dobrze jednak, że komuś wciąż zależy na tym dziedzictwie i są te spory, bo jeszcze gorzej byłoby, gdyby to przestało kogokolwiek interesować.
PAP: Czy ujawnienie dokumentów z tzw. szafy Kiszczaka dotyczących Lecha Wałęsy wpływa znacząco na wizerunek przywódcy Solidarności oraz samego ruchu?
Prof. Antoni Dudek: W moim przekonaniu ujawnienie współpracy Lecha Wałęsy ze Służbą Bezpieczeństwa w latach 1970–1976 nie obciąża niczym wizerunku Solidarności, a zatem nie obciąża też i wizerunku samego Wałęsy jako jej przywódcy. Nie ma żadnych dowodów na to, że Wałęsa współpracował z SB już jako lider Solidarności. Poza tym dziedzictwo Solidarności jest znacznie większe niż jakakolwiek postać z tego ruchu, łącznie z Wałęsą. Nawet gdyby zatem Wałęsa rzeczywiście współpracował z bezpieką, będąc już liderem Solidarności, nie miałoby to większego znaczenia dla oceny tego ruchu. Przed stanem wojennym działało w szeregach Solidarności ok. 1800 agentów bezpieki, a mimo to nie byli w stanie przejąć nad nim kontroli.
Jeśli chodzi o samego Wałęsę, to sądzę, że jego postrzeganie przez Polaków zmieniło się najbardziej po jego nieudanej prezydenturze z lat 1990-95. W jej konsekwencji – a nie podnoszonej już wówczas sprawy „Bolka” - przegrał wybory w 1995 r., a gdy w 2000 r. jeszcze raz ubiegał się o prezydenturę to otrzymał zaledwie 1 proc. głosów.
Ujawnienie współpracy Lecha Wałęsy ze Służbą Bezpieczeństwa w latach 1970–1976 nie obciąża niczym wizerunku Solidarności, a zatem nie obciąża też i wizerunku samego Wałęsy jako jej przywódcy. Nie ma żadnych dowodów na to, że Wałęsa współpracował z SB już jako lider Solidarności.
Sprawa „Bolka” jest wciąż podnoszona, gdyż Wałęsa zaprzecza faktom wynikającym z dokumentów, które są autentyczne. To zaś osłabia jego wiarygodność we wszystkich innych sprawach. Oczywiście poza tym niektórym środowiskom politycznym zależy na podgrzewaniu tej kwestii. Jednak moim zdaniem sprawa „Bolka” nie powinna decydować o miejscu Wałęsy w historii. Każda osoba publiczna ma jasne i ciemne okresy w swoim życiu. Nawet jeżeli ktoś popełnił błąd, dał się złamać, czy zachował niegodnie, to nie znaczy to, że jest przegrany do końca życia. Sądzę, że taki właśnie jest przypadek Wałęsy.
Postać Wałęsy zawsze będzie ważna dla historii Polski lat 80. XX wieku, gdyż bez niego nie da się mówić o tym okresie. Jednak spór wokół oceny jego roli będzie zawsze trwał, tak jak wciąż jeszcze trwa spór o bilans dokonań Stanisława Augusta Poniatowskiego czy Józefa Piłsudskiego, którzy przecież mają dziś swoje ulice i pomniki, choć niektórzy sądzą, że na nie nie zasługują. Nasz problem polega na tym, że domagamy się bohaterów bez skazy. A takich nie ma i nigdy nie będzie. Oceny człowieka można dokonać tylko na podstawie całościowego bilansu jego życia.
Rozmawiała Aleksandra Beczek (PAP)
aleb/ mjs/ ls/