Powinniśmy przeprowadzić wielką akcję likwidacji polskiego elementu – napisał w tajnej dyrektywie jeden z dowódców UPA Dmytro Klaczkiwski. W latach 1943-45 na Wołyniu, Podolu i w Galicji Wschodniej zginęło ok. 100 tys. Polaków zamordowanych przez Ukraińską Powstańczą Armię i miejscową ludność ukraińską.
Zbrodnia wołyńska jest jednym z najbardziej dramatycznych epizodów II wojny światowej i losów Polaków. W przeciwieństwie do mordów dokonywanych przez okupantów niemieckich i sowieckich ludobójstwo na Wołyniu było często popełniane przez sąsiadów ofiar, których przodkowie przez wiele dziesięcioleci zamieszkiwali wraz z Polakami te same wsie i osady. Rzeź wołyńska nie była jednak spontanicznym wybuchem nienawiści, ale skutkiem długotrwałego oddziaływania ideologii nacjonalizmu ukraińskiego, który za główny cel stawiał sobie stworzenie niepodległej, jednolitej etnicznie Ukrainy przez wymordowanie i wypędzenie Polaków oraz przedstawicieli innych narodowości. Plan ten próbowano realizować już we wrześniu 1939 r. - wówczas doszło do pierwszych mordów na Polakach i ataków na polskie dwory.
Sprawcy zbrodni wołyńskiej to Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów – frakcja Stepana Bandery, podporządkowana jej Ukraińska Powstańcza Armia oraz ludność ukraińska. OUN-UPA nazywała swoje działania „akcją antypolską”. To określenie ukrywało zamiar, jakim było wymordowanie i wypędzenie Polaków, tak aby Ukraina stała się krajem całkowicie jednolitym etnicznie. „Powinniśmy przeprowadzić wielką akcję likwidacji polskiego elementu. (…) Tej walki nie możemy przegrać i za każdą cenę trzeba osłabić polskie siły. Leśne wsie oraz wioski położone obok leśnych masywów powinny zniknąć z powierzchni ziemi” – napisał w tajnej dyrektywie jeden z dowódców UPA Dmytro Klaczkiwski „Kłym Sawur”. Dokument ten uznawany jest przez historyków za jeden z kluczowych dla podjęcia decyzji o masowych mordach na Polakach.
Wcześniej dochodziło do pojedynczych i nieskoordynowanych ataków na polskich mieszkańców Wołynia. Pierwszego masowego mordu na ludności polskiej na Wołyniu dokonał 9 lutego 1943 r. oddział Ukraińskiej Powstańczej Armii - zginęło wówczas 173 Polaków we wsi Parośla I w powiecie sarneńskim. Zbrodnię popełniono w sposób niezwykle wyrachowany. Dowódcy UPA powiedzieli mieszkańcom wsi, że powinni dać się związać, bo to przekona Niemców, że gościli partyzantów pod przymusem. „Uzasadnienie było przekonujące. W tym czasie, gdy operujący w pobliskich lasach partyzanci sowieccy zakładali miny, przywiązywali do drzew wartowników, którymi byli mieszkańcy wsi wyznaczeni przez Niemców do pilnowania lasów w pobliżu torów kolejowych. Wobec tak obezwładnionych wartowników Niemcy nie wyciągali konsekwencji za sowieckie dywersje. Dlatego też mieszkańcy Parośli przyjęli za naturalne wiązanie ich przez +gości+” – wyjaśniają Ewa i Władysław Siemaszkowie w monografii „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945”.
Wpływ na nasilenie się fali zbrodni miało porzucenie w marcu i kwietniu 1943 r. przez ukraińskich policjantów służby na rzecz Niemiec i przejście w szeregi UPA. Wielu tych policjantów brało wcześniej udział w zagładzie Żydów. Nocą z 22 na 23 kwietnia 1943 r. UPA spaliła osadę Janowa Dolina i zamordowała ok. 600 Polaków. Mordu dokonano w sposób niezwykle brutalny. „Ludzie ginęli w płomieniach, bądź byli zabijani, gdy ratowali się ucieczką z płonących zabudowań. (…) Złapani byli przywiązywani do drzew i podpalani lub pozbawiani różnych części ciała. Niektórzy zostali powieszeni. Do ofiar nie strzelano – ludzie byli mordowani siekierami, widłami, a niemowlęta brano za nogi i rozbijano głowy o ściany” – pisali na podstawie relacji ocalałych Ewa i Władysław Siemaszkowie.
Szczególne nasilenie zbrodni nastąpiło 11 i 12 lipca 1943 r. Według szacunków prof. Grzegorza Motyki zawartych w monografii „Od rzezi wołyńskiej do akcji +Wisła+. Konflikt polsko-ukraiński 1943–1947” zamordowano wówczas 10-11 tys. Polaków w 150 miejscowościach w powiatach włodzimierskim, horochowskim, kowelskim oraz łuckim. Wykorzystano fakt gromadzenia się w niedzielę 11 lipca ludzi w kościołach. Doszło do mordów w świątyniach - m.in. w Porycku (dziś Pawliwka) i Kisielinie. Około 50 kościołów katolickich na Wołyniu zostało spalonych i zburzonych. Zbrodni na Polakach dokonano w 1865 miejscach na Wołyniu. Największych masakr dokonano w Woli Ostrowieckiej, gdzie zamordowanych zostało 628 Polaków, w kolonii Gaj – 600, w Ostrówkach - 521, Kołodnie - 516. „Okrutny charakter tej zbrodni został starannie zaplanowany przez jej organizatorów. Dokonanie mordów za pomocą siekier czy wideł było z jednej strony technicznie łatwiejsze, bo broni i amunicji UPA nie miała zbyt wiele. A z drugiej strony w ten sposób tworzono wrażenie, jakoby zbrodnie były efektem buntu zniewolonej ludności ukraińskiej wobec swoich polskich sąsiadów. Dzięki temu +przykrywano+ zorganizowany charakter działań UPA” – mówił PAP prof. Grzegorz Motyka.
Zbrodnie na Polakach dokonywane były niejednokrotnie z niebywałym okrucieństwem - ofiary palono żywcem, wrzucano do studni, torturowano siekierami i widłami, a także gwałcono.
UPA atakowała bazy samoobrony polskiej na Wołyniu, w których chroniła się ludność, m.in. Przebraże, gdzie uratowało się ok. 10 tys. Polaków. Tylko część baz samoobrony przetrwała - pomocy udzielała im partyzantka sowiecka, a także żołnierze niemieccy i węgierscy, którzy sprzedawali im amunicję i granaty. Polacy uciekali do miast i miasteczek kontrolowanych przez wojsko niemieckie. Wielu z nich zostało wywiezionych na roboty przymusowe do Niemiec.
Określenie "zbrodnia wołyńska" dotyczy nie tylko masowych mordów dokonanych na terenach Wołynia, czyli byłego województwa wołyńskiego, ale także w byłych województwach lwowskim, tarnopolskim i stanisławowskim (Galicja Wschodnia) czy lubelskim i poleskim. „Akcja antypolska miała tu mieć +łagodniejszą+ formę niż na Wołyniu. Zamierzano mordować wszystkich mężczyzn lub dokonać mordów +pokazowych+ polegających na katowaniu siekierami kilku lub kilkunastu mężczyzn na oczach innych. Pozostałych ostrzegano, że jeśli nie wyjadą na ziemie etnicznie polskie, to podzielą los zamordowanych. W większości wydarzenia w Galicji Wschodniej miały jednak równie dramatyczny i brutalny przebieg co na Wołyniu kilka miesięcy wcześniej” – mówił PAP dr Damian Markowski, autor książki „W cieniu Wołynia. Antypolska akcja OUN i UPA w Galicji Wschodniej 1943–1945”. Masowych mordów dokonano m.in. w Podkamieniu (100–150 zabitych), Bryńcach Zagórnych (100-145 ofiar), Berezowicy Małej (130-135 ofiar). W zbrodniach, oprócz UPA, wzięli udział ukraińscy żołnierze, ochotnicy do dywizji SS „Galizien” (Huta Pieniacka, 600-900 zabitych).
Z rąk nacjonalistów ukraińskich ginęły także polsko-ukraińskie rodziny oraz Ukraińcy odmawiający wzięcia udziału w zbrodniczej akcji czy ratujący Polaków. Wydana przez Instytut Pamięci Narodowej „Kresowa Księga Sprawiedliwych” opracowana przez Romualda Niedzielkę podaje, że Ukraińcy uratowali 2527 Polaków. Za tę pomoc 384 z nich zapłaciło życiem. Od 2017 r. ratujący Polaków są odznaczani medalami Virtus et Fraternitas (Męstwo i Braterstwo) przyznawanymi przez prezydenta RP, na wniosek Instytutu Pileckiego.
Według szacunków polskich historyków ukraińscy nacjonaliści zamordowali kilkadziesiąt tysięcy Polaków. Według badań Władysława i Ewy Siemaszków na Wołyniu wymordowano około 60 tys. osób, 20-40 tys. w Galicji Wschodniej, co najmniej 4 tys. na terenie dzisiejszej Polski. Terror UPA spowodował, że setki tysięcy Polaków opuściły swoje domy, uciekając do centralnej Polski. Oddziały banderowców mordowały także przedstawicieli innych narodowości: Żydów, Czechów, Rosjan. Liczba ofiar wśród tych grup narodowych może sięgać ok. 2 tys. Zbrodnia wołyńska spowodowała polski odwet, w wyniku którego według prof. Grzegorza Motyki zginęło kilka tysięcy Ukraińców, w tym 3-5 tys. na Wołyniu i w Galicji Wschodniej.
W opinii prof. Motyki, „choć akcja antypolska była czystką etniczną, to jednocześnie spełnia ona definicję ludobójstwa”. Celem było bowiem zniszczenie polskiej grupy etnicznej na Wołyniu w całości, a na innych terenach - w części.
Zbrodnie dokonywane przez ukraińskich nacjonalistów przez kilkadziesiąt lat były niemal nieobecne w historiografii. W PRL bardzo rzadko dopuszczano wspominanie ich ofiar. W ZSRR wykorzystywano te mordy do potępienia idei niepodległej Ukrainy i pogłębienia sowietyzacji kraju. W niektórych miejscach zbrodni popełnianych na Polakach wznoszono pomniki z czerwoną gwiazdą, których tablice najczęściej nie informowały o narodowości pomordowanych. Środowiska ukraińskie na emigracji budowały kult członków UPA - nazywano ich bojownikami o niepodległą Ukrainę.
Dopiero w 2000 r. ukazała się dwutomowa, uznawana za fundamentalną monografia „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939–1945” Ewy i Władysława Siemaszków. Kilkanaście lat później Instytut Pamięci Narodowej rozpoczął tworzenie internetowej bazy ofiar zbrodni wołyńskiej, która dziś liczy około 40 tys. nazwisk. Od lat 80. w Polsce powstawały setki miejsc pamięci upamiętniających pomordowanych. Uroczystości państwowe upamiętniające ludobójstwo na Kresach odbywają się przed odsłoniętym w 2013 r. pomnikiem Rzezi Wołyńskiej na warszawskim skwerze Wołyńskim.
W ciągu ponad 30 lat istnienia niepodległej Ukrainy za zgodą jej władz odbyło się sześć ekshumacji pomordowanych Polaków. W latach 50. i 60. władze sowieckie dokonały kilku ekshumacji w innych miejscach zbrodni. Ciała ofiar przenoszono do zbiorowych mogił na dawnych cmentarzach katolickich lub nekropoliach prawosławnych. Jak mówił w rozmowie z PAP historyk dr Leon Popek, dzięki poszukiwaniom udało się pochować około 800 Polaków. „To bardzo niewielka liczba, jeśli przyjmiemy, że tylko na terenie Wołynia zamordowano ok. 60 tys. osób. Z tej liczby jeszcze w czasie rzezi na cmentarzach pochowano ok. 3,5 tys. ciał. Ponad 55 tys. Polaków leży więc do dziś w wołyńskich dołach śmierci w blisko 2 tys. miejscowości, których odnalezienie będzie bardzo trudne. (…) W miejscach polskich wsi są dziś pola i łąki, często poprzecinane kanałami, stawami i lasami, których nie było 80 lat temu. Wielkim wyzwaniem będzie odnalezienie tych miejsc, ale nie zwalnia nas to z obowiązku ich poszukiwania, obowiązku ekshumowania i godnego pochówku” – podkreśla.
Sprawa ekshumacji i określania wydarzeń na Wołyniu i w Galicji jako ludobójstwa i czystki etnicznej wciąż dzieli oba kraje. „Zarówno Polacy, jak i Ukraińcy mają tu lekcję do odrobienia. Polacy muszą rozważyć, czy ich celem jest napiętnowanie zbrodni i oddanie szacunku ofiarom, czy też całkowite moralne przekreślenie ukraińskich dążeń wolnościowych z lat 1939-1954. Ukraińcy zaś powinni zadać sobie pytanie, czy miarą narodowej dojrzałości nie jest także odwaga w potępieniu tego, czego zwyczajnie usprawiedliwić się nie da” – podkreślał prof. Grzegorz Motyka w wydanej w 70. rocznicę zbrodni książce „Cień Kłyma Sawura”.
Między Warszawą i Kijowem od wiosny 2017 r. trwa spór wokół zakazu poszukiwań i ekshumacji szczątków polskich ofiar wojen i konfliktów na terytorium Ukrainy, wprowadzonego przez ukraiński IPN. Zakaz został wydany po zdemontowaniu pomnika UPA w Hruszowicach w kwietniu 2017 r. Decyzja o zniesieniu obowiązującego od 2017 r. moratorium na poszukiwania i ekshumacje szczątków polskich ofiar zbrodni wołyńskiej została ogłoszona pod koniec listopada 2024 r. podczas wspólnej konferencji prasowej ministrów spraw zagranicznych Polski i Ukrainy Radosława Sikorskiego i Andrija Sybihy. Ukraina potwierdziła wówczas, że "nie ma żadnych przeszkód do prowadzenia przez polskie instytucje państwowe i podmioty prywatne we współpracy z właściwymi instytucjami ukraińskimi prac poszukiwawczych i ekshumacyjnych na terytorium Ukrainy, zgodnie z ustawodawstwem ukraińskim" i zadeklarowała "gotowość do pozytywnego rozpatrywania wniosków w tych sprawach".
W latach 2017-24 IPN wystosował do organów ukraińskiej administracji dziewięć oficjalnych wniosków ogólnych, które obejmowały uzgodnienie możliwości prowadzenia prac poszukiwawczych i ekshumacyjnych łącznie w 65 lokalizacjach (miejsca powtarzały się w związku z koniecznością ponawiania wniosków). Część z nich została rozpatrzona pozytywnie i prace zostały przeprowadzone. W innych miejscach nie wyrażono zgody na prace. Niektóre wnioski pozostały bez odpowiedzi.
MKiDN poinformowało w środę (15 stycznia) o rozpoczęciu prac utworzonej przez ministerstwa kultury obu państw Grupy Roboczej ds. dialogu historycznego. Grupą ze strony polskiej kieruje pełnomocnik rządu RP ds. odbudowy Ukrainy Paweł Kowal, natomiast ze strony ukraińskiej - wiceminister kultury Ukrainy ds. integracji europejskiej Andrij Nadżos. Kowal poinformował PAP, że Grupa Robocza po raz pierwszy w pełnym składzie spotkała się w grudniu ubiegłego roku we Lwowie. Kolejne spotkanie zostało zaplanowane na ostatni tydzień stycznia, również we Lwowie. (PAP)
Michał Szukała
szuk/ aszw/ akr/ miś/ mow/