„Bunt umarłych” to tytuł retrospektywy prac indyjskiej artystki Nalini Malani, otwartej w środę w paryskim Państwowym Ośrodku Sztuki i Kultury im. Pompidou.
Nalini Malani, urodzona w Karachi w 1946 r. musiała wraz ojcem i matką opuścić rodzinne miasto na skutek podziału dawnych Indii Brytyjskich na muzułmański Pakistan i hinduistyczne Indie. Trauma ucieczki, wygnania, niepewności miejsca, widoczna jest w niemal każdej z jej prac.
Nigdy nie porzucając malarstwa sztalugowego, artystka bardzo wcześnie zaczęła poszukiwania w różnych rodzajach sztuki i poprzez różne media. Film, teatr, video, tak samo, jak instalacje są niezmiennie i wciąż inaczej obecne w jej twórczości.
Długie pobyty w Europie i Stanach Zjednoczonych pozwoliły jej na uzyskanie „szerokiej perspektywy, w której lepiej widać Indie”. Poprzez wpływy, cytaty i nawiązania, ojczysta tradycja niemal od początku łączy się w jej sztuce z kulturą światową – malarską, literacką i muzyczną.
Wystawa paryska pokazuje dorobek Nalini Malani w sposób niechronologiczny.
Ekspozycję otwiera, czy raczej, jak mówi artystka „jest jej kręgosłupem” instalacja zatytułowana „Pamiętając o Szalonej Gośce”. Ruchome obrazy – czarownicy, ryb, ptaków, ofiar wybuchu miny – namalowane na kręcących się, przezroczystych kloszach, rzutowane są na ściany długiego pomieszczenia. Towarzyszy im wybijany na bębenku indyjski rytm, rytm boleści szaleństwa i boleści bytu.
Temat wzięty jest z obrazu Pietera Brueghla starszego „Dulle Griet” (Szalona Gocha). Malarz nawiązując do flamandzkiej legendy, przedstawił apokaliptyczną scenę z armią kobiet rabujących co się da pod przewodem Szalonej Gochy, która sama zbliża się do bramy piekieł, wyglądającej jak ogromne, potworne usta.
Uważa się, że Breughla zainspirowało flamandzkie przysłowie, „Mogła iść na rabunek piekła i wrócić cała i zdrowa”, wariant polskiego „gdzie diabeł nie może tam babę pośle”.
Inaczej historię Gochy widzi Nalini Malani. Według artystki szaleństwo jest tu szaleństwem rodzaju ludzkiego, a Szalona Gocha to raczej wyzwolicielka, atakująca piekło, aby z tej groźby wyzwolić swych bliźnich.
Hinduska artystka wyznała, że wierzy w kobiecość, która zbawi świat. Zastrzegła się jednak natychmiast, że ten pierwiastek żeński nie jest wyłącznym przywilejem kobiet, i że można go również spotkać u mężczyzn, którzy nie są wykluczeni z tej walki o dobro.
Nie podoba jej się świat, w którym dominują wartości plemienne, religia i nacjonalizm. Tęskni utopijnie za latami 50. XX w. i rządami Pandita Nehru, kiedy, jak mówi, „prowadzono politykę socjalną i starano się zniwelować nierówności społeczne”.
Przed każdą ze swych prac mówi o problemach politycznych, społecznych czy socjalnych, które stały u ich podstaw. A na pytanie czy ważniejszy jest dla niej wyraz społeczny czy też estetyczny, odpowiada: „staram się wyrazić problemy społeczne środkami estetycznej ekspresji”.
Nie brak jej tych środków, o czym świadczą sporządzone na indyjskich tkaninach, wspaniałe monochromy, przedstawiające mieszkańców Bombaju. Tak samo, jak ujęty w złote ramy „obraz”, składający się z nagrań video, w których aktorzy wmontowani są w sfilmowane wcześniej ujęcia świątynnych dekoracji.
Retrospektywa Nalini Malani to nie tylko hołd oddany tej wybitnej artystce. To symptom coraz większego znaczenia twórców spoza Europy i Ameryki Północnej na światowej scenie artystycznej i rynku. Indie, wraz z Chinami, są tu w szczególnej sytuacji. Dynamiczny rozwój gospodarczy spowodował, że sztuka odgrywa tam coraz większą rolę, również jako przedmiot inwestycji.
Światową sławę zyskał pochodzący z Bombaju i pracujący w Anglii Anish Kapoor. Jego monumentalne dzieła instalowane były w Londynie, Nowym Jorku, Paryżu i wielu innych miastach.
Po to by prosperować artyści azjatyccy nie muszą już koniecznie zdobywać Europy i USA. Szanghaj i Bombaj to obecnie ważne ośrodki handlu sztuką Ze sprzedaży dzieł współczesnych malarzy indyjskich, przeprowadzonej w Bombaju przez słynny dom aukcyjny Christie’s, uzyskano 15 mln dol. Tyle samo osiągnęła sprzedaż w Szanghaju we wrześniu b.r. (PAP)
autor: Ludwik Lewin
edytor: Paweł Tomczyk