Dr Zygmunt Klukowski miał dużą potrzebę utrwalania odchodzącego świata i notowania najważniejszych spraw bieżących, zdając sobie sprawę, w jak ważnym momencie dla Polski żyje i czego jest świadkiem - mówi Agnieszka Knyt z Ośrodka KARTA. Niedawno KARTA opublikowała nowe wydanie dzienników i wspomnień Zygmunta Klukowskiego „Zamojszczyzna. 1918–1959”.
PAP: Kim był Zygmunt Klukowski? Co wiemy o nim i jego poglądach?
Agnieszka Knyt: Był człowiekiem-orkiestrą. Działał na bardzo wielu polach. Przede wszystkim zawodowo – jako lekarz, dyrektor szpitala w Szczebrzeszynie, ale też jako społecznik, a w czasie II wojny światowej i później – członek podziemia. Był również wybitnym regionalistą i historykiem Zamojszczyzny, bibliofilem (odznaczonym w 1959 roku za działania w skali ogólnopolskiej najwyższym odznaczeniem bibliofilskim – Orderem Białego Kruka ze Wstęgą Białej Myszy), wydawcą, redaktorem, pedagogiem, organizatorem życia społecznego w regionie. Można by o nim opowiadać bardzo długo. Udzielał się właściwie we wszystkich sferach życia lokalnego, stając się w latach 30. jedną z centralnych postaci Zamojszczyzny, a jednocześnie utrwalił na kartach swojego dziennika i we wspomnieniach także historię ówczesnej Polski.
W dwudziestoleciu międzywojennym nierzadko postrzegany był w środowisku szczebrzeskim jako dziwak, a co najmniej postać nietuzinkowa. Interesowały go wszelkiego rodzaju nowinki - był na przykład posiadaczem pierwszego w okolicy samochodu. Jako z pierwszy w Szczebrzeszynie jeździł ze swoją żoną na nartach, grał w tenisa. Wpływał na życie lokalnej społeczności, zakładając nowe instytucje, edukując młodzież czy zwracając uwagę na… konieczność dbania o codzienną higienę. To z jego inicjatywy w latach 20. wybudowano w Szczebrzeszynie pierwszą łaźnię publiczną.
W czasie II wojny światowej włączył się w działalność konspiracyjną. Od 1939 roku był członkiem ZWZ, następnie Armii Krajowej, kierownikiem BIP w Inspektoracie Zamojskim, z narażeniem życia ukrywał i leczył w swoim szpitalu partyzantów.
Zygmunt Klukowski był człowiekiem niezwykle wrażliwym, prawdziwym humanistą, otwartym na różnorodność i ciekawym świata, lubił i umiał cieszyć się życiem, miał wielu przyjaciół. Blisko mu było do tradycji PPS-owskiej, ale niezwykle rzadko wspominał o swoich poglądach politycznych i życiu osobistym, więc niewiele na ten temat można się dowiedzieć z jego zapisów.
PAP: Niedawno Karta opublikowała nowe wydanie dzienników i wspomnień Zygmunta Klukowskiego „Zamojszczyzna. 1918–1959”. Na czym polega ich wyjątkowe znaczenie?
Agnieszka Knyt: Ta książka – tak jak jej autor – jest wielowymiarowa. Można ją podzielić na trzy podstawowe części, które w naturalny sposób układają się też chronologicznie: wspomnienia z okresu II Rzeczpospolitej, dzienniki wojenne oraz dzienniki i wspomnienia z pierwszych lat „nowej” Polski, po 1945 roku.
Okres przedwojenny jest przedstawiony we wspomnieniach, które dr Klukowski zaczął spisywać już po wybuchu wojny, w trakcie okupacji, kiedy obserwował, jak dotychczasowy świat jest bezpowrotnie niszczony. Uznał więc, że należy go jak najbardziej szczegółowo utrwalić choćby na papierze – zdawał sobie bowiem sprawę, że w takim kształcie już nie wróci nigdy. Jest to panoramiczna opowieść o tym, co działo się w regionie w okresie międzywojennym, a także o procesach politycznych i społecznych, które zachodziły na poziomie ogólnopolskim, a na Zamojszczyźnie można było je zobaczyć jak w soczewce.
Agnieszka Knyt: Zygmunt Klukowski był człowiekiem-orkiestrą. Działał na bardzo wielu polach. Przede wszystkim zawodowo – jako lekarz, dyrektor szpitala w Szczebrzeszynie, ale też jako społecznik, a w czasie II wojny światowej i później – członek podziemia. Był również wybitnym regionalistą i historykiem Zamojszczyzny, bibliofilem, wydawcą, redaktorem, pedagogiem, organizatorem życia społecznego w regionie.
W swoich wspomnieniach dr Klukowski dotyka tematów drażliwych, trudnych, takich jak na przykład stosunki polsko-ukraińskie czy antysemityzm. Opowiada o postaciach ważnych dla regionu lub znanych, z którymi się stykał w swoich licznych działaniach, jak Felicjan Sławoj Składkowski, Bolesław Leśmian. A czasem jest to narracja lekka, z poczuciem humoru i dystansem, zwłaszcza w tych nielicznych fragmentach, gdzie Zygmunt Klukowski uchyla rąbka tajemnicy na temat swojego życia prywatnego.
Drugą część książki stanowią dzienniki pisane podczas okupacji – w ukryciu, prawie codziennie, w bardzo dużym zagrożeniu. Ich autor zdawał sobie sprawę, że gdyby Niemcy je znaleźli, nie tylko sam zostałby aresztowany, lecz mogłoby zostać zdekonspirowanych wielu członków podziemia na Zamojszczyźnie. Na szczęście dzienniki dr. Klukowskiego nie zostały przez Niemców odkryte, choć wielokrotnie robili rewizje w szpitalu i w jego mieszkaniu.
Zamojszczyzna – jako Sonderlaboratorium SS – była szczególnym regionem, poddanym przez nazistów wyjątkowemu eksperymentowi. Klukowski szczegółowo opisuje to, co się dzieje wówczas w Szczebrzeszynie i miejscowościach wokół, podaje liczne informacje na temat działań partyzantki, w przejmujący sposób opisuje Holokaust. Jest uważnym świadkiem tej historii.
W trzeciej części znalazły się dzienniki powojenne dr. Klukowskiego z lat 50. i wspomnienia obejmujące okres jego uwięzienia – po wojnie był aresztowany trzykrotnie za swoją działalność w AK, a pośrednio też za działalność swojego syna, Tadeusza, który był członkiem konspiracyjnej organizacji „Kraj”. Tadeusz Klukowski otrzymał wyrok śmierci, który został wykonany, do tej pory nie wiadomo, gdzie znajduje się jego ciało. Ojciec do końca swoich dni miał jednak nadzieję, że Tadeusz żyje.
Całość kończą listy Zygmunta Klukowskiego do Anny Przyczynkówny (narzeczonej Tadeusza) i jej matki, udostępnione KARCIE przez panią Annę, które obejmują ostatnie miesiące życia dr. Klukowskiego, już naznaczone ciężką chorobą.
Warto wspomnieć, że w wydaniu „Zamojszczyzny” przygotowanym przez KARTĘ po raz pierwszy ukazały się powojenne dzienniki Zygmunta Klukowskiego, które zostały wywiezione z Polski przez jego syna z pierwszego małżeństwa i przez wiele lat nie wiadomo było, gdzie się znajdują. Szukaliśmy długo na całym świecie, w końcu dzięki polskim placówkom dyplomatycznym udało się dotrzeć do wnuka dr. Klukowskiego i pozyskać od niego oryginały dzienników. Po zrobieniu kopii, która jest przechowywana w archiwum Ośrodka KARTA, oryginały przekazaliśmy do Biblioteki KUL-u, gdzie znajduje się cała kolekcja Doktora.
PAP: Jaki obraz II RP wyłania się ze wspomnień, na co Klukowski szczególnie zwraca uwagę?
Agnieszka Knyt: W najnowszym – poszerzonym – wydaniu „Zamojszczyzny” wspomnienia z okresu II Rzeczpospolitej zostały uzupełnione o kilka wątków. W poprzedniej edycji zamieściliśmy jedynie niewielki wybór z tego czasu, uznając, że najcenniejsze są dzienniki wojenne. To z nich Zygmunt Klukowski był dotąd najbardziej znany, m.in. w 1959 roku dzienniki otrzymały nagrodę tygodnika „Polityka”, który uznał je za najlepszy ówczesny zapis w dziedzinie historii najnowszej Polski. Opublikowaliśmy też nieznane dotąd dzienniki z okresu tuż powojennego.
W tej edycji rozszerzyliśmy wspomnienia z II RP o ponad sto stron. Są to zupełnie nowe wątki - np. historia Szczebrzeszyna czy Ordynacji Zamojskiej - lub poszerzone wątki, które pojawiły się wcześniej w dużym skrócie. Wprowadzają one lepiej w życie regionu, tłumaczą tło wielu spraw, dzięki czemu okres późniejszy jest bardziej zrozumiały przede wszystkim dla czytelnika nieznającego Zamojszczyzny.
Niezwykle ciekawa jest tu historia Ordynacji Zamojskiej. Była jedną z pierwszych ordynacji magnackich w Rzeczypospolitej, istniała nieprzerwanie prawie czterysta lat. Podczas II wojny światowej po raz pierwszy władze niemieckie odsunęły ordynata Zamoyskiego od zarządzania dobrami, a ostatecznie zlikwidował Ordynację Zamojską komunizm. Zygmunt Klukowski dokładnie opisuje jej specyfikę, sposób funkcjonowania, ale też opowiada o ludziach, którzy Ordynację tworzyli i w niej pracowali do wojny.
Inny wątek dodany w tej edycji to historia Szczebrzeszyna, w którym żył i prowadził praktykę lekarską Zygmunt Klukowski – opowiedziana od momentu powstania miasta. Nie wiem, czy ktokolwiek inny tak szczegółowo opisał dzieje Szczebrzeszyna.
Dr Klukowski obracał się w bardzo rozległym środowisku, więc oprócz historii regionu dużo miejsca poświęcił też spotykanym przez siebie ludziom. Dzięki niemu możemy się dowiedzieć, jak wyglądało życie codzienne z dala od stolicy, komu Zamość zawdzięcza swój piękny Rynek, jakimi wydarzeniami politycznymi czy kulturalnymi żyła Zamojszczyzna.
Ważnym elementem tych wspomnień jest też praktyka lekarska dr. Klukowskiego. To, jak funkcjonowała w tamtym czasie medycyna i w jakich warunkach pracował lekarz na prowincji – może być z dzisiejszej perspektywy szokujące. Tak samo, jak poglądy dr. Klukowskiego na temat aborcji, domorosłych „dóchtorów” i wiejskich babek, po wizytach u których musiał czasem ratować życie pacjentek. To pierwszy tak otwarty zapis na te tematy – zazwyczaj pomijane przez świadków historii – z jakim się spotkałam.
Agnieszka Knyt: W wydaniu „Zamojszczyzny” przygotowanym przez KARTĘ po raz pierwszy ukazały się powojenne dzienniki Zygmunta Klukowskiego, które zostały wywiezione z Polski przez jego syna z pierwszego małżeństwa i przez wiele lat nie wiadomo było, gdzie się znajdują. Szukaliśmy długo na całym świecie, w końcu dzięki polskim placówkom dyplomatycznym udało się dotrzeć do wnuka dr. Klukowskiego i pozyskać od niego oryginały dzienników.
PAP: Dr Klukowski rozpoczął swój dziennik w czerwcu 1939 r., przeczuwając nadchodzącą wojnę. Czy od początku pisany był z myślą o przyszłym czytelniku?
Agnieszka Knyt: Zygmunt Klukowski bardzo rzadko pisał o swoim życiu prywatnym i o tym, co go motywowało. Na tych kilkuset stronach, które wybraliśmy do druku spośród prawie dwóch tysięcy stron rękopisów, są to nieliczne akapity.
Miał jednak dużą potrzebę utrwalania odchodzącego świata i notowania najważniejszych spraw bieżących, zdając sobie sprawę, w jak ważnym momencie dla Polski żyje i czego jest świadkiem. We wstępie do pierwszego wydania swojego „Dziennika z lat okupacji Zamojszczyzny” (ukazał się w 1958 roku) zanotował, że nie było dla niego ważne, czy dzienniki się zachowają i czy będą opublikowane, ale pisał je „z jakiejś wewnętrznej potrzeby”.
Leżąc ciężko chory w szpitalu, robił ostatnią autorską korektę swojej książki i w listach do Anny Przyczynek wspominał, jak bardzo chce, żeby się ukazała i jak bardzo nie jest tego pewien z powodu cenzury.
PAP: W 1947 r. dzienniki Klukowskiego stanowiły materiał dowodowy w procesie norymberskim funkcjonariuszy Głównego Urzędu Rasy i Osadnictwa SS. Jak dotarto do jego wspomnień, żeby wykorzystać je w tym procesie?
Agnieszka Knyt: W czasie wojny dr Klukowski zbierał dokumenty dotyczące podziemia, na jego zamówienie partyzanci spisywali wspomnienia, relacje z walk. Stworzył dzięki temu obszerną dokumentację, która posłużyła jako baza jego czterotomowej publikacji „Materiały do dziejów Zamojszczyzny w latach 1939–1944”. Był bardzo aktywnym członkiem konspiracji i mocno ryzykował – czym zyskał na Zamojszczyźnie powszechny szacunek. Wszyscy wiedzieli również, że zgromadził archiwum partyzanckie, że bardzo dużo widział i zapisał.
Po wojnie zajął się m.in. upamiętnianiem ofiar, został członkiem Komitetu Budowy Pomnika Mauzoleum na Rotundzie w Zamościu, współpracował z Główną Komisją Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, sporządził dla Komisji Międzynarodowej Organizacji Uchodźców raport o wywózkach dzieci Zamojszczyzny. A w latach 1945–47 wyszły drukiem wspomniane wyżej cztery tomy jego „Wydawnictwa materiałów do dziejów Zamojszczyzny”, w których zamieścił zebrane przez siebie relacje świadków zbrodni nazistowskich i uczestników podziemia. Wszystko to złożyło się na ogromne zaufanie, jakim darzono go i jako świadka historii i jako historyka, dokumentalistę.
PAP: Jego opisy nie zawsze ukazują krystaliczne zachowania opisywanych postaci…
Agnieszka Knyt: Dr Klukowski miał tego świadomość. Po pierwszym wydaniu dzienników przyznał, że wiele osób miało mu je za złe. Twierdził jednak, że zapisał jedynie to, czego był świadkiem, żadnych plotek, pogłosek, a jeśli takowe słyszał, to wyraźnie zaznaczał, że są to niesprawdzone wiadomości. Niczego w swoich dziennikach nie ukrywał, uważając chłodny zapis kronikarski za swój obowiązek. To jest wielką zaletą świadectwa, jakie po sobie zostawił.
PAP: Nie ma zapisków z ostatnich lat życia dr Klukowskiego. Z czego wynika ich brak?
Agnieszka Knyt: Dr Klukowski w 1947 roku przestał prowadzić dzienniki, nie wyjaśniając swoich motywacji. Może stracił nadzieję na powrót niepodległej Polski? Stracił sens zapisywania coraz bardziej odpychającej dla niego rzeczywistości?
Nie bez znaczenia jest też historia jego syna Tadeusza oraz trzykrotne aresztowanie dr. Klukowskiego i jego pobyt w stalinowskim więzieniu.
PAP: Na ile pisma Klukowskiego są mikrohistorią, historią lokalną, a na ile należą już do „wielkiej” historii? Jak kształtują obraz okupacji?
Agnieszka Knyt: One przynależą zarówno do mikro- jak i do makrohistorii. Myślę, że jest to jeden z najbardziej wartościowych zapisów, jakie powstały w XX wieku w Polsce. Sprawiła to na pewno postać ich autora – człowieka nieprzeciętnego, wyrastającego ponad swoją epokę, ale też wyjątkowy teren, na którym przyszło mu żyć.
Zamojszczyzna została szczególnie dotknięta przez historię, którą Zygmunt Klukowski umiejętnie zapisał. Myślę, że po tę książkę może sięgnąć czytelnik, który jest zainteresowany historią Zamojszczyzny, ponieważ pojawia się ona na każdej stronie. Jeśli natomiast szukać tu szerszych kontekstów, to również je znajdziemy, w wielu wymiarach. To jest uniwersalny zapis historii Zamojszczyzny, Polski i tego, co się z nimi stało w pierwszej połowie XX stulecia.
PAP: Jaki jest według Pani najbardziej dramatyczny fragment wspomnień dr. Klukowskiego?
Agnieszka Knyt: Dla mnie najtrudniejszy jest wątek Holokaustu. Wyniszczanie Żydów w Szczebrzeszynie, kiedy Klukowski po pierwsze cierpi jako człowiek, patrząc na to okrucieństwo, a po drugie – jako lekarz, któremu odebrano prawo do ratowania życia ludzkiego.
PAP: W jakim stopniu takie źródła jak pamiętniki, wspomnienia, dzienniki kształtują wyobrażenie o przeszłości?
Agnieszka Knyt: Myślę, że tego rodzaju świadectwa bywają niedoceniane, czasem służąc na przykład jedynie historykom za materiał źródłowy w pracach badawczych. Natomiast osobiste, indywidualne zapisy, a zwłaszcza dzienniki, które powstają na gorąco, tuż po zdarzeniu, mają tę zaletę, że oprócz faktografii utrwalają ulotną atmosferę, zawierają w sobie te szczegóły i subtelne niuanse, których nie znajdziemy w podręcznikach historii. Dzięki świadkowi, który zapisuje swoje, często intymne przeżycia, możemy zobaczyć historię z bliska i poczuć prawdę tamtej chwili.
Rozmawiała Anna Kruszyńska (PAP)