20 lutego warszawski sąd po raz piąty ma zacząć proces byłego szefa MSW, 86-letniego Czesława Kiszczaka, oskarżonego o przyczynienie się do śmierci dziewięciu górników z kopalni "Wujek" w grudniu 1981 r. - ustaliła PAP w źródłach sądowych.
Katowicka prokuratura oskarżyła Kiszczaka, że umyślnie sprowadził "powszechne niebezpieczeństwo dla życia i zdrowia ludzi", wysyłając jako szef MSW 13 grudnia 1981 r. szyfrogram do jednostek milicji, mających m.in. pacyfikować zakłady strajkujące po wprowadzeniu stanu wojennego. Zdaniem prokuratury, bez podstawy prawnej Kiszczak przekazał w nim dowódcom "oddziałów zwartych" MO swe uprawnienia do wydania rozkazu użycia broni przez te oddziały - co miało być podstawą działań plutonu specjalnego ZOMO, który 15 i 16 grudnia strzelał w kopalniach "Manifest Lipcowy" i "Wujek".
Katowicka prokuratura oskarżyła Kiszczaka, że umyślnie sprowadził "powszechne niebezpieczeństwo dla życia i zdrowia ludzi", wysyłając jako szef MSW 13 grudnia 1981 r. szyfrogram do jednostek milicji, mających m.in. pacyfikować zakłady strajkujące po wprowadzeniu stanu wojennego.
Sprawę Kiszczaka wyłączono w 1993 r., z powodu złego stanu jego zdrowia, z katowickiego procesu zomowców, w którym po kilku procesach zapadły ostateczne wyroki skazujące ich na kary od 3,5 roku do 6 lat więzienia. Sąd Najwyższy, utrzymując w 2009 r. wyroki skazujące, podkreślał, że użyli oni broni bezprawnie, gdyż nie byli w bezpośrednim zwarciu z górnikami, a ich życiu nie groziło niebezpieczeństwo.
Kiszczak, któremu grozi do 8 lat więzienia, nie przyznawał się do zarzutu. Twierdził, że zakazał użycia broni w "Wujku", gdy zwracał się o to do niego szef MO na Śląsku oraz nakazał wycofanie MO i wojska z kopalni. Oskarżony mówił, że strzały jednak padły, a milicjanci strzelali "spontanicznie, w obronie własnej". Powoływał się na dekret Rady Państwa z 12 grudnia o wprowadzeniu stanu wojennego, opublikowany w "Dzienniku Ustaw" z datą 14 grudnia. W rzeczywistości "Dziennik..." ukazał się 17 grudnia, a Kiszczak przekroczył uprawnienia szefa resortu "wprowadzając przedwcześnie w fazę wykonawczą nieobowiązujące jeszcze uregulowania dekretu o stanie wojennym". Zdaniem prokuratury przed 1981 r. nie było przepisów regulujących zasady użycia broni przez oddziały MO wobec strajkujących czy demonstrujących. Wobec tego, gdyby nie ten szyfrogram, nie doszłoby do śmierci górników.
W jednym z wyroków sąd uznał, że - będąc jako szef MSW zobowiązany dekretem o stanie wojennym do określenia prawnych zasad użycia broni przez oddziały MO - nie wypełnił tego obowiązku, poprzestając na wydaniu szyfrogramu, przez co sprowadził niebezpieczeństwo dla górników. Obrona twierdzi, że ówczesny szef MO gen. Józef Bejm przekonał Kiszczaka, że wydanie szyfrogramu wystarcza, by uregulować prawnie zasady użycia broni przez oddziały MO.
Kiszczak, któremu grozi do 8 lat więzienia, nie przyznawał się do zarzutu. Twierdził, że zakazał użycia broni w "Wujku", gdy zwracał się o to do niego szef MO na Śląsku oraz nakazał wycofanie MO i wojska z kopalni. Oskarżony mówił, że strzały jednak padły, a milicjanci strzelali "spontanicznie, w obronie własnej".
Pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych, czyli górników z "Wujka", mec. Maciej Bednarkiewicz powiedział PAP, że na ten proces może mieć wpływ czwartkowy wyrok stwierdzający, że Kiszczak był w grupie przestępczej, która pod wodzą Wojciecha Jaruzelskiego doprowadziła do nielegalnego wprowadzenia stanu wojennego. Według Bendarkiewicza, ten wyrok "likwiduje niektóre koncepcje obrony Kiszczaka" co do jego świadomości - zwłaszcza w kwestii powoływania się na gen. Bejma co do wydania szyfrogramu.
W listopadzie 2011 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie, na wniosek prokuratury i pełnomocników górników, uchylił wyrok uniewinniający Kiszczaka z kwietnia 2011 r. i zwrócił sprawę Sądowi Okręgowemu w Warszawie. Sąd w uzasadnieniu kwietniowego wyroku podkreślił, że nigdy nie wykazano, aby szyfrogram pozostawał w jakimkolwiek związku z decyzją o użyciu broni palnej w kopalni. Sąd uznał, że szyfrogram był głównie powtórzeniem dekretu o stanie wojennym. "Jeśli dekret wprowadził taką regulację, to nie można twierdzić, że Kiszczak rozsyłając jego treść przekazywał swoje uprawnienia" - powiedział sędzia Marek Walczak.
Uchylając uniewinnienie, sędzia SA Jan Krośnicki uzasadniał, że "gdyby nie był wydany przedmiotowy szyfrogram, to nie byłoby podstawy prawnej legalizującej wprowadzenie do kopalni jednostki specjalnej ZOMO". SA uznał za niewystarczające m.in. oparcie się w sprawie na zeznaniach dowódcy plutonu specjalnego twierdzącego, że w 1981 r. nie znał szyfrogramu.
SA wskazał, że Kiszczak, jako szef MSW, musiał sobie zdawać sprawę, że bez szczegółowego uregulowania w szyfrogramie zasad użycia broni może dojść "do sytuacji bardzo niebezpiecznej". "SO powinien uwzględnić, że oskarżony był jednym ze współautorów stanu wojennego i należał, z racji zajmowanych stanowisk, do osób najlepiej poinformowanych w kraju o sytuacji strajkowej" - mówił Krośnicki.
Stan wojenny w grudniu 1981 r. nielegalnie wprowadziła tajna grupa przestępcza pod wodzą Wojciecha Jaruzelskiego w celu likwidacji "Solidarności", zachowania ówczesnego ustroju oraz osobistych pozycji we władzach - uznał w czwartek Sąd Okręgowy w Warszawie. Kiszczaka skazano na karę 4 lat więzienia. Na mocy amnestii z 1989 r. wyrok zmniejszono o połowę, a karę 2 lat więzienia zawieszono na 5 lat. Jako okoliczności łagodzące sąd wskazał podeszły wiek generała i stan jego zdrowia. Obrona zapowiada apelację.(PAP)
sta/ itm/ gma/