Pięćdziesiąt lat temu, 15 października 1962 r., Amerykanie odkryli na Kubie wyrzutnie radzieckich rakiet z głowicami atomowymi. Tego dnia rozpoczął się „kryzys karaibski”: przez 13 dni świat balansował na krawędzi wojny atomowej.
„Byliśmy bliżej niż kiedykolwiek globalnej wojny nuklearnej” – oceniał po wielu latach tę sytuację ówczesny korespondent PAP w Hawanie, słynny Leopold Unger, który opisywał napięcie tamtych dni z najgorętszego miejsca konfliktu.
Waszyngton otrzymał pierwszy sygnał o rozlokowywaniu radzieckich rakiet na Kubie już 12 października, gdy amerykański samolot zwiadowczy wykonał zdjęcie kubańskiej bazy wojskowej San Cristobal, nieco na zachód od Hawany, na którym widać było miejsce ukrycia radzieckich rakiet.
23 października amerykańskie okręty ustanawiają blokadę Kuby. Waszyngton był już zdecydowany dokonać masowego bombardowania Hawany i całego terytorium Kuby w przypadku gdyby Moskwa nie zgodziła się jednoznacznie na demontaż wyrzutni i wycofanie rakiet. W tej fazie tajnych rokowań Chruszczow oświadcza, że zgadza się wycofać swe statki płynące na Kubę.
W trzy dni później zdjęcia wykonane przez samoloty szpiegowskie U-2 nie pozostawiały już wątpliwości: Związek Radziecki dostarczył na wyspę rządzoną przez Fidela Castro, odległą o zaledwie 90 mil od wybrzeży USA, rakiety z głowicami nuklearnymi. Zdjęcia lotnicze wykonane nad San Cristobal pokazują ponad wszelką wątpliwość, że są tam budowane wyrzutnie dla tych rakiet.
W ciągu kilku pierwszych dni rząd USA utrzymuje te informacje w tajemnicy i przygotowuje się do radykalnego przeciwdziałania powstałemu zagrożeniu.
22 października prezydent John F. Kennedy komunikuje narodowi i całemu światu w orędziu telewizyjnym, że na Kubie rozmieszczono radzieckie rakiety z głowicami atomowymi. W tym samym momencie zarządza „defensywną kwarantannę” morską i powietrzną Kuby. Zapowiada, że zatrzyma siłą radzieckie statki z bronią płynące na Kubę.
Jednocześnie prezydent USA żąda wycofania z Kuby rakiet z głowicami nuklearnymi wymierzonych w terytorium Stanów Zjednoczonych.
23 października amerykańskie okręty ustanawiają blokadę Kuby. Waszyngton był już zdecydowany dokonać masowego bombardowania Hawany i całego terytorium Kuby w przypadku gdyby Moskwa nie zgodziła się jednoznacznie na demontaż wyrzutni i wycofanie rakiet. W tej fazie tajnych rokowań Chruszczow oświadcza, że zgadza się wycofać swe statki płynące na Kubę.
Następnego dnia – nieoczekiwany zwrot i usztywnienie stanowiska Moskwy: oświadcza ona, że potraktuje „kwarantannę” jako „agresję” i że nie wycofa swej armady, złożonej z około 20 jednostek. Kapitanowie radzieckich statków otrzymali jednak najwyraźniej instrukcję, aby unikać bezpośrednich incydentów z jednostkami amerykańskimi. Zmniejszają prędkość, niezdecydowanie manewrują, niektóre statki zawracają.
Rakiety przetransportowano na wyspę parę tygodni wcześniej na podstawie tajnej umowy wojskowej między Moskwą a Hawaną. Jej potrzebę uzasadniano napięciem narastającym między USA a Kubą od czasu objęcia władzy na wyspie przez zwolenników rewolucji Fidela Castro. Rok wcześniej doszło do zakończonego niepowodzeniem wielkiego desantu brygad złożonych z kubańskich emigrantów politycznych, wspieranych logistycznie przez USA, w słynnej Zatoce Świń.
27 października, w najgorętszym momencie kryzysu, w trakcie dramatycznych tajnych rokowań między Waszyngtonem a Moskwą radziecka bateria rakiet SAM-2 zestrzeliła amerykański samolot szpiegowski U-2 w misji zwiadowczej nad zachodnią Kubą. Pilot zginął. Dzień ten zachodnie media nazwały „czarną sobotą”. Świat dosłownie zamarł. Nastroje graniczące z paniką zapanowały również w lepiej poinformowanych kręgach po wschodniej stronie żelaznej kurtyny.
27 października, w najgorętszym momencie kryzysu, w trakcie dramatycznych tajnych rokowań między Waszyngtonem a Moskwą radziecka bateria rakiet SAM-2 zestrzeliła amerykański samolot szpiegowski U-2 w misji zwiadowczej nad zachodnią Kubą. Pilot zginął. Dzień ten zachodnie media nazwały „czarną sobotą”. Świat dosłownie zamarł.
Rząd PRL i rządy innych krajów Układu Warszawskiego najwyraźniej nie były na bieżąco informowane, ani też konsultowane przez Moskwę w sprawie rozwoju wydarzeń i przebiegu rokowań z Amerykanami.
W warszawskich redakcjach telefony nie tylko od zwykłych czytelników, ale od „osób na najwyższych szczeblach” nie ustawały ani na chwilę. Panowała panika i dezorientacja.
Rządy całej Europy i świata przygotowywały się na najgorsze.
Po zestrzeleniu amerykańskiego samolotu nad Kubą określenie „na krawędzi wojny nuklearnej” nabrało przerażającej dosłowności.
Katastrofie zapobiegło osiągnięte w ostatniej chwili porozumienie USA-ZSRR. Niezależnie od toczących się tajnych rozmów dyplomatycznych decydujące okazało się spotkanie prokuratora generalnego USA Roberta Kennedy’ego, brata prezydenta, z ambasadorem ZSRR Anatolijem Dobryninem.
28 października Waszyngton mógł już ogłosić: Sowieci wycofają z Kuby swoje rakiety.
Tego samego dnia Chruszczow oznajmił, że osiągnął z Kennedym porozumienie w sprawie wycofania z Kuby radzieckich głowic atomowych w zamian za zobowiązanie, że USA nie dokonają inwazji na Kubę.
Chruszczow, jak się wkrótce okazało, postawił sobie aż trzy cele. Chciał zapobiec ewentualnej inwazji USA na Kubę, która stała się sojusznikiem ZSRR i jej politycznym przyczółkiem na Karaibach, coraz bardziej uzależnionym od Moskwy, również wskutek zastosowania przez Amerykanów embarga ekonomicznego wobec wyspy.
Gdy Hawana dowiedziała się o tym, że Rosjanie wycofują rakiety, w centrum stolicy Kuby pojawili się demonstranci wznoszący okrzyki: „Nikita, Nikita, lo que se da, no se quita”, co oznacza w wolnym przekładzie „Nikita, Nikita, kto daje i odbiera...”. Na transparentach pojawiły się także znacznie bardziej nieparlamentarne hasła pod adresem przywódcy Związku Radzieckiego.
Drugi cel był jednak dla Kremla bardziej istotny: wobec wyraźnej w tamtym okresie przewagi Stanów Zjednoczonych w sferze sił nuklearnych chciał doprowadzić do większej równowagi tych sił. W kilka tygodni po zakończeniu kryzysu świat dowiedział się o drugim punkcie porozumienia: Waszyngton zgodził się wycofać część swych rakiet Jupiter z głowicami atomowymi rozlokowanych w Turcji, nieopodal granic ZSRR.
W tym okresie trwał ostry kryzys berliński. Rozlokowanie rakiet nuklearnych na Kubie było także demonstracją siły, która miała na celu umocnienie pozycji ZSRR w tym kryzysie.
Z Fidelem Castro nie konsultowano się przy podejmowaniu ostatecznych decyzji, to znaczy nie pytano go o zgodę, ani nawet o opinię w kwestii wycofania rakiet z głowicami atomowymi z terytorium wyspy. Kubański przywódca zareagował na tę decyzję ostrym niezadowoleniem, co po latach opisywały barwnie w swych wspomnieniach niektóre osoby z jego najbliższego otoczenia.
Gdy Hawana dowiedziała się o tym, że Rosjanie wycofują rakiety, w centrum stolicy Kuby pojawili się demonstranci wznoszący okrzyki: „Nikita, Nikita, lo que se da, no se quita”, co oznacza w wolnym przekładzie „Nikita, Nikita, kto daje i odbiera...”. Na transparentach pojawiły się także znacznie bardziej nieparlamentarne hasła pod adresem przywódcy Związku Radzieckiego.
Jedyną śmiertelną ofiarą kryzysu karaibskiego, który zagroził całej ludzkości, stał się major Rudolf Anderson, pilot zestrzelonego nad wschodnią Kubą samolotu U-2.
Mirosław Ikonowicz (PAP)
ik/ mc/