75 lat temu, w nocy z 5 na 6 sierpnia 1943 r., doszło do jednej z najbardziej brawurowych i jednocześnie subtelnych akcji Armii Krajowej. Z więzienia gestapo w Jaśle odbito 66 torturowanych w nim żołnierzy konspiracji i ponad setkę innych więźniów. AK zrobiła to bez jednego wystrzału.
Było tuż przed godz. 23, kiedy grupa akowców dotarła w pobliże więzienia gestapo w Jaśle. Wcześniej przeprowadzano zwiad i wiedziano, że o tej porze miasto jest zazwyczaj niemal wymarłe, co dotyczyło również okolic więzienia, obok którego nikt rozsądny nie przechodziłby nawet w ciągu dnia. Ale nawet wśród stacjonujących tam Niemców rzadko panował poważniejszy ruch. Zresztą AK miała swoje wtyczki za murami więzienia, w jakimś stopniu zatem orientowano się w sytuacji – choć, rzecz jasna, w połowie 1943 r. na Podkarpaciu nikt nie mógł być niczego pewien w stu procentach.
Podstęp lepszy niż kule
Żołnierze zaczaili się w pobliżu więzienia i wyczekiwali. Początkowo istotnie nic się nie działo, ale po kilku minutach akowcy dostrzegli nagłe poruszenie. Jak wspominał jeden z nich, ppor. Zbigniew Cerkowniak „Boruta”: „Po chwili przed więzienie zajeżdżają samochody. Przystają. Słychać szwargot niemieckich komend. Nagle przyćmione dotąd światła pojazdów buchają pełnym światłem prosto w nas… Na jednej z szoferek sterczy zamontowany erkaem”.
Pierwszą myślą była zdrada. Żołnierze jednak zachowali zimną krew i zastygli w miejscach. Po chwili całe zdarzenie okazało się czystym przypadkiem i niemieckie samochody odjechały w jakimś kierunku, pozostawiając po sobie martwą ciszę. Nie było na co czekać. Dowodzący akcją ppor. Zenon Sobota „Korczak” dał sygnał i oddział ruszył. Nie wszyscy uczestnicy byli wtajemniczeni w szczegóły, nie każdy więc wiedział, że dosłownie chwilę wcześniej jedna z wtyczek AK w więzieniu, plut. Józef Okwieka „Trójka”, wyciągnął jednego ze strażników za bramę pod jakimś osobistym pretekstem. Kiedy tylko drzwi więzienia się uchyliły, „Boruta” zablokował je nogą, jednocześnie rozbrajając zdezorientowanego strażnika.
Później nie było już problemów. Oddział wkroczył do więzienia. „Korczak” z „Borutą” pod groźbą karabinów skłonili napotkanych Niemców do zamknięcia się w celach karceru. Dół był opanowany. Sytuacja na górze, gdzie znajdowały się cele „politycznych”, zależała już od zdolności aktorskich i znajomości języka kpr. pchor. Stanisława Kostki „Dąbrowy”, który stanął na wysokości zadania. Udając oficera gestapo, rozkazał strażnikowi otworzyć kraty, a następnie sterroryzował go i unieszkodliwił. Nic już nie stało na przeszkodzie.
Akowcy uwolnili sześćdziesięciu sześciu kompanów, których wyposażono w drobne kwoty pieniężne i mniejszymi grupami wyprowadzono poza Jasło. Co więcej, otworzono cele dodatkowych stu dwudziestu więźniów, którym pozwolono na podjęcie ucieczki kilkanaście minut później. Około godz. 0.30 i akowcy więźniowie, i sam oddział byli już bezpieczni poza miastem. W czasie akcji nie padł nawet jeden strzał, nie poniesiono też najmniejszych nawet strat.
Komandosi z Podkarpacia
Podkarpacie było trudnym terenem dla konspiracyjnej działalności w czasie okupacji. Zaledwie półtora roku wcześniej w Sanoku, w wyniku zdrady jednej osoby, niejakiego Franciszka Goryni, aresztowano kilkaset osób z konspiracji, stawiając pod poważnym znakiem zapytania dalszą działalność Komendy Obwodu.
Sytuacja w okolicach Jasła nie była ani tak tragiczna, ani jednoznaczna. A jednak czy to z powodu nieostrożności samych konspiratorów, czy sprawności niemieckiej policji doszło w połowie 1943 r. do ciągu pojedynczych aresztowań, których w sumie było kilkadziesiąt. W obliczu akcji „Burza” AK nie mogła sobie na takie straty pozwolić.
Nic dziwnego, że kiedy „Korczak” pełniący funkcję dowódcy Rejonu Kedywu w Podokręgu AK Rzeszów zgłosił do dowództwa okręgu krakowskiego projekt akcji natarcia na więzienie w Jaśle, dość szybko wyrażono na nią zgodę. Zastrzeżenie było jedno: nie było możliwości przeprowadzenia frontalnego ataku poważniejszymi siłami. Więzienie było fortecą w centrum miasta – miasta niewielkiego – a pozostałe stacjonujące w nim niemieckie jednostki mogłyby dotrzeć na miejsce w ciągu kilku minut. Założeniem było więc, że akcję przeprowadzi mała, elitarna grupa najsprawniejszych żołnierzy. Ppor. Zenon Sobota „Korczak” oprócz wspomnianych wyżej dobrał do niej plut. pchor. Zbigniewa Zawiłę „Zbika” oraz phm. Stanisława Magurę „Pawia”. Termin – noc z 5 na 6 sierpnia – był kolejnym z kilku wcześniej planowanych. Jak się okazało, bardzo trafnie.
Historycy są zgodni, że była to jedna z najbardziej brawurowych akcji AK na terenie południowej Polski, ale nawet w skali całego kraju znajduje się w czołówce zarówno pod względem planowania, wykonania, jak i efektów. Akowscy komandosi otrzymali za nią ordery Virtuti Militari, a Niemcy… dymisje. Stanowisko stracili m.in. naczelnik jasielskiego więzienia Iwan Diduch i szef Sicherheitspolizei (policji bezpieczeństwa) SS- Hauptsturmführer Wilhelm Raschwitz. Niestety nie obeszło się bez dalszych ofiar wśród Polaków – Niemcom udało się zlikwidować siatkę akowskich wtyczek w więzieniu, które w liczbie kilku osób poniosły śmierć. (PAP)
wlo / skp /