To nie przypadek, że naszą deklarację ideową zaczynaliśmy od osoby ludzkiej mającej niezbywalną godność, która powinna stać w centrum życia społecznego. Dzięki temu nigdy nie mieliśmy tendencji, by na naród patrzeć jak na karne zastępy. Naród był dla nas wspólnotą składającą się z ludzi myślących, mających prawo do swojego zdania – mówi Aleksander Hall, lider Ruchu Młodej Polski. Mija 40 lat od momentu utworzenia tego ugrupowania polskiej opozycji.
Muzeum Historii Polski: Czterdzieści lat temu, w lipcu 1979 r., na scenie dziejów pojawił się Ruch Młodej Polski, organizacja stawiająca przed sobą zadania ideowo-formacyjne. Jak wygląda dziedzictwo RMP po czterdziestu latach, widziane przez jego współtwórcę?
Aleksander Hall: Z pewnością mamy powód do dumy zarówno jako środowisko, jak i pojedynczy ludzie, że mamy swój skromny udział w procesie odzyskania niepodległości i wolności przez Polskę. Świadectwem znaczenia naszego ruchu jest też może to, że jego dawni działacze są do dziś obecni w życiu politycznym, zarówno na szczeblu lokalnym, jak i ogólnopolskim. Jednak sposób myślenia, który próbowaliśmy rozwijać, początkowo na łamach redagowanego
przez nas „Bratniaka”, a później na łamach „Polityki Polskiej”, a także zestaw idei, które przedstawiliśmy w deklaracji RMP, z pewnością nie są dziś w Polsce dominujące. Proponowany przez nas sposób myślenia o polityce, o narodzie, o związkach pomiędzy jednostką a narodem, czy w końcu gotowość inspirowania się myślą narodowo-demokratyczną – to wszystko znajduje się dzisiaj w odwrocie.
Aleksander Hall: Z pewnością mamy powód do dumy zarówno jako środowisko, jak i pojedynczy ludzie, że mamy swój skromny udział w procesie odzyskania niepodległości i wolności przez Polskę. Świadectwem znaczenia naszego ruchu jest też może to, że jego dawni działacze są do dziś obecni w życiu politycznym, zarówno na szczeblu lokalnym, jak i ogólnopolskim.
MHP: Czy rzeczywiście? Problem wspólnoty narodowej czy znaczenie związków pomiędzy narodem a Kościołem – obecne w deklaracji RMP – są jakby żywcem wzięte ze współczesnych polskich dyskusji.
Aleksander Hall: To prawda, że za fundamentalnie istotny uznawaliśmy związek narodu z Kościołem, z chrześcijaństwem. Nie ulegało dla nas wątpliwości, że naród jest wielką wartością, ale nie mniej istotne było to, by zawsze widzieć go w związku z osobą ludzką, co stanowiło czytelną inspirację personalistyczną. Schlebianie
narodowi, granie na emocjach, niezdolność do trzeźwego spojrzenia na politykę – to uznawaliśmy za jednoznacznie szkodliwe. Sam inspirując się Dmowskim, wychodziłem z założenia, że czasami trzeba iść pod prąd, a nie podbijać bębenek narodowej dumy.
MHP: Skąd pomysł, by w drugiej połowie lat siedemdziesiątych poszukać inspiracji właśnie u twórcy narodowej demokracji?
Aleksander Hall: Sam do znaczenia tej myśli doszedłem okrężną drogą, przez „Rodowody niepokornych” Bohdana Cywińskiego. Co ciekawe, mój dziadek, który wywarł na mnie poważny wpływ w okresie dzieciństwa, przed wojną wprost nie cierpiał narodowej demokracji, absolutnie identyfikował się z Piłsudskim. W moim przypadku zdecydowały jednak nie powiązania rodzinne, ale lektury, na czele z „Myślami nowoczesnego Polaka”. Niezwykłe wrażenie wywarł na mnie słynny passus: „Jestem Polakiem – więc mam obowiązki polskie: są one tym większe i tym silniej się do nich poczuwam, im wyższy przedstawiam typ człowieka”. To ambitna wizja patriotyzmu, w której mamy prawo do dumy z tego, co jest w nas wielkie, ale musimy się też skrupulatnie rozliczać z tego, co małe: z błędów, z grzechów narodowych, z lenistwa intelektualnego.
Drugim bardzo ważnym elementem było myślenie w kategoriach politycznego realizmu, gdzie jednocześnie wolność narodowa stanowi cel, może nawet odległy, ale taki, do którego trzeba się nieustannie zbliżać. Wnioski z rozumowania Dmowskiego z początków XX wieku nie mogły być rzecz jasna traktowane wprost, bo sytuacja geopolityczna Europy i Polski była zupełnie inna. Ale nie zmienia to faktu, że do dziś jego książki, pełne wnikliwych analiz, mogą służyć jako pewnego rodzaju podręczniki myślenia o polityce narodowej.
MHP: Szkoła Dmowskiego to jednak niejedyna tradycja, z której czerpało RMP.
Aleksander Hall: Kluczową rolę odgrywało myślenie w kategoriach chrześcijańskich: chrześcijańska wizja człowieka i moralności. W RMP przeważali ludzie wierzący, choć nie brakowało też wśród nas osób poszukujących. Wszystkich zaś cechowało przekonanie o wielkiej pozytywnej roli odgrywanej przez Kościół w polskiej historii oraz w rzeczywistości PRL. Wiele zawdzięczaliśmy nie tylko Kościołowi, ale konkretnym księżom, zwłaszcza duszpasterzom akademickim. Losy środowiska gdańskiego mogłyby potoczyć się inaczej, gdybyśmy nie spotkali ojca Ludwika Wiśniewskiego. Być może gorzowianie, później poznaniacy, pogubiliby się, gdyby nie ksiądz Witek Andrzejewski. Z kolei dla krakowian bardzo ważni byli ojciec Jan Andrzej Kłoczowski, popularny „Kłocz”, czy ojciec Tomasz Pawłowski ze studenckiego duszpasterstwa w „Beczce”. No i oczywiście prymas Wyszyński, a później Jan Paweł II. Dla nas ich znaczenie było oczywiste.
Aleksander Hall: Kluczową rolę odgrywało myślenie w kategoriach chrześcijańskich: chrześcijańska wizja człowieka i moralności. W RMP przeważali ludzie wierzący, choć nie brakowało też wśród nas osób poszukujących. Wszystkich zaś cechowało przekonanie o wielkiej pozytywnej roli odgrywanej przez Kościół w polskiej historii oraz w rzeczywistości PRL.
Za tym szła aprobata dla kultury i cywilizacji opartej na fundamencie chrześcijańskim, bo taka była dla nas Europa, a co za tym idzie, także Polska. Jej kręgosłup stanowiła, etyka chrześcijańska: bardzo wymagająca, trudna, ale piękna. To również nie przypadek, że naszą deklarację ideową zaczynaliśmy od osoby ludzkiej mającej niezbywalną godność, która powinna stać w centrum życia społecznego. Dzięki temu nigdy nie mieliśmy tendencji, by na naród patrzeć jak na karne zastępy, poddane dyscyplinie, wypełniające wolę wodza. Naród był dla nas wspólnotą składającą się z ludzi myślących, których trzeba szanować, mających prawo do swojego zdania.
MHP: Jakie znaczenie miała dla was tradycja piłsudczykowska?
Aleksander Hall: Piłsudski wydawał nam się interesujący przede wszystkim jako twórca państwa, nie jako reprezentant socjalizmu niepodległościowego. W końcu lat siedemdziesiątych przychylnym okiem patrzyliśmy też na rządy sanacji, byliśmy gotowi usprawiedliwiać rządy silnej ręki po maju 1926 r., doceniając znaczenie państwa jako szczególnej wartości. Dzisiaj oceniam rządy Piłsudskiego znacznie bardziej krytycznie, podczas gdy wówczas byłem skłonny poważniej brać argumenty o słabości rządów parlamentarnych czy o osłabianiu państwa przez partyjniactwo.
Obok tego, o czym już powiedziałem, swoje znaczenie miało zainteresowanie myślą polskiego romantyzmu, czy Jerzym Braunem i Unią. To wszystko, powodowało, że nie było u nas zainteresowań myślą lewicową. Przeciwnie, cechowało nas nie tylko świadome odrzucenie systemu komunistycznego obowiązującego w Polsce, ale też wyraźna niechęć do marksizmu. Mieliśmy przekonanie, że zalążki totalitaryzmu znajdowały się już w myśli Marksa i Engelsa i jeśli nie musiały, to na pewno mogły prowadzić do budowy takiego ustroju jak w Rosji po roku 1917.
MHP: RMP istniał między rokiem 1979 a 1989, ale trudno uciec od myśli, że kluczowy dla jego tożsamości był okres przedsierpniowy.
Aleksander Hall: Rzeczywiście sądzę że był decydujący. Symbolem tego okresu, i naszego stanu ducha, jest deklaracja Ruchu Młodej Polski. Jej powstanie byłoby jednak trudne do pomyślenia, gdyby nie własne pismo, „Bratniak”, stanowiące ośrodek formułowania myśli, idei, pełniące ważną rolę środowiskotwórczą. Obok pisania artykułów i wydawania publikacji, byliśmy organizatorami demonstracji ulicznych, obchodów rocznic Grudnia 1970, działając
zresztą solidarnie z Wolnymi Związkami Zawodowymi Wybrzeża. Podobnie współorganizowaliśmy rocznice świąt narodowych. Szczególne znaczenie miała dla nas manifestacja 3 maja 1980 r., gdy przemawiali Tadeusz Szczudłowski i Dariusz Kobzdej, których następnie pobito i aresztowano. W odpowiedzi, wespół z WZZ, zorganizowaliśmy wielką akcję, rozprowadzając 100 tys. ulotek w ich obronie. Nasza aktywność współtworzyła wyjątkową atmosferę Gdańska w miesiącach i tygodniach przez Sierpniem.
Aleksander Hall: Symbolem tego okresu, i naszego stanu ducha, jest deklaracja Ruchu Młodej Polski. Jej powstanie byłoby jednak trudne do pomyślenia, gdyby nie własne pismo, „Bratniak”, stanowiące ośrodek formułowania myśli, idei, pełniące ważną rolę środowiskotwórczą.
MHP: I kiedy w sierpniu 1980 r. w Stoczni Gdańskiej wybuchł strajk, członkowie Ruchu Młodej Polski byli na miejscu.
Aleksander Hall: Od drugiego dnia strajku braliśmy w nim udział i byliśmy zauważalni. Oczywiście trzeba pamiętać, że Sierpień to dzieło WZZ, a przede wszystkim Bogdana Borusewicza, który wyznaczył datę strajku. Ale rzeczywiście, członkowie RMP byli na miejscu i byli aktywni, m.in. przy układaniu słynnych 21 postulatów strajkowych. Pamiętam, że oponowałem wtedy przeciwko postulatom zgłaszanym przez Tadeusza Szczudłowskiego, który chciał zażądać wolnych wyborów. Realizm polityczny podpowiadał mi wtedy, by stawiać postulaty, które będą osiągalne. W gronie młodopolaków byliśmy zresztą zgodni co do tego, że nie można przesadzić. Był to jedynie głos w dyskusji, ale miał chyba pewne znaczenie.
MHP: Co zmieniło się dla RMP po zwycięstwie strajku i powstaniu „Solidarności”?
Aleksander Hall: Powstanie „Solidarności” otworzyło przed nami ogromne możliwości działania. Ale też nie da się jednak ukryć, że wstrząsnęło to naturalnym rytmem tworzenia myśli politycznej i wspólnej pracy intelektualnej. Bardzo poważna część naszego środowiska zaangażowała się w pracę w centrali „S”, co było zresztą wyjściem naprzeciw prośbie Lecha Wałęsy, którą ten złożył nam na początku września 1980 r.
Świetnie pamiętam swoje rozdarcie: brać udział w wielkiej historii Polski czy kontynuować budowę środowiska ideowego, pracować z młodymi ludźmi? Szczególnie że szesnaście miesięcy legalnej działalności „Solidarności” przyniosło swoistą modę na antykomunizm, młodzi ludzie wprost garnęli się do nas. Korzystaliśmy z tego przywileju, że już przed Sierpniem byliśmy wyraźnie wyodrębnioną organizacją. Pamiętam dobrze, ile podróżowałem w latach
1980–1981, debatując i dyskutując na chyba wszystkich uniwersytetach w kraju. Był to jednocześnie czas, gdy intensywnie rozwijały się koła samokształceniowe, wyjątkowo aktywne było to gdańskie, skupione wokół Wiesława Walendziaka, z którego uczestnikami regularnie spotykałem się aż do grudnia 1981 r.
Aleksander Hall: Powstanie „Solidarności” otworzyło przed nami ogromne możliwości działania. Ale też nie da się jednak ukryć, że wstrząsnęło to naturalnym rytmem tworzenia myśli politycznej i wspólnej pracy intelektualnej. Bardzo poważna część naszego środowiska zaangażowała się w pracę w centrali „S”, co było zresztą wyjściem naprzeciw prośbie Lecha Wałęsy, którą ten złożył nam na początku września 1980 r.
MHP: Pan zdecydował się pozostać poza „Solidarnością”, ale wielu młodopolaków włączyło się aktywnie w działalność w strukturach związkowych.
Aleksander Hall: To prawda, szefem Biura Krajowego został Maciek Grzywaczewski, szefem sekretariatu Komisji Krajowej Grzegorz Grzelak, natomiast Aram Rybicki został szefem BIPS-u, czyli solidarnościowej agencji informacyjnej. Byli też działacze RMP, tacy jak Jan Samsonowicz czy Zenon Kwoka, którzy weszli w skład władz regionalnych.
MHP: A ile z idei RMP zmaterializowało się w „Solidarności”?
Aleksander Hall: Związek był wielonurtowy. Z pewnością miał wymiar ruchu wolnościowego, narodowego, w którym istniało poczucie silnego związku z Kościołem, ale nie tylko. Zmarły niedawno Karol Modzelewski zwykł podkreślać, że „Solidarność” stanowiła także w dużej mierze ruch socjalistyczny. Niewątpliwie był to wielki ruch narodowy, w którym obok siebie funkcjonowały różne rewindykacje, nierzadko zresztą sprzeczne. Powiedziałbym jednak, że waga wspólnoty narodowej, odrzucenie systemu komunistycznego, podkreślanie związków pomiędzy narodem a religią, katolicyzmem, to były dla nas sprawy bardzo ważne i odnajdywaliśmy je w „S”. Uważałem zresztą, że jej powstanie to olbrzymia szansa, ale jednocześnie sądziłem, iż nie zastąpi ona silnego ideowego nurtu, który kiedyś w przyszłości powinien przekształcić się w partię polityczną. Byłem pewien, że RMP nie może „roztopić się” w „Solidarności”.
MHP: Szesnaście miesięcy wolności skończyło się gwałtownie 13 grudnia 1981 r.
Aleksander Hall: To był moment, w którym wręcz fizycznie poczułem, jak bardzo ważna jest „Solidarność”. Już od pierwszych dni stanu wojennego bardzo jej brakowało i dla nas wszystkich było jasne, że kluczową sprawą jest to, by jak najszybciej powróciła. Dlatego na początku stanu wojennego RMP bardzo mocno angażuje się w podziemie solidarnościowe. Zostałem członkiem podziemnych władz regionalnych, nie mając zresztą żadnego tytułu do tego, bo nie byłem formalnie członkiem „S”. Przekonał mnie jednak Bogdan Borusewicz, mówiąc, że w stanie wojennym niewielu będzie chętnych, by występować pod imieniem i nazwiskiem, a moje nazwisko jest znane i wiarygodne.
MHP: Z czasem jednak nadzieje na odrodzenie „Solidarności” wyraźnie osłabły.
Aleksander Hall: Zwątpienie w przyszłość „S” dało się odczuć wyraźnie w końcu 1983. Wciąż było dla nas jasne, że trzeba popierać Lecha Wałęsę i że w żadnej mierze nie można kolaborować z komunistami, ale jednocześnie ugruntowało się w nas przekonanie, że „Solidarność” już nie wróci. Tego rodzaju realistyczna diagnoza powodowała, że Ruch Młodej Polski przestał być atrakcyjny dla części młodzieży, zwłaszcza tej radykalnej, ukształtowanej przez fenomen „S” a następnie przez stan wojenny . Nasze środowisko pozostawało zdecydowanie bardziej umiarkowane niż choćby Federacja Młodzieży Walczącej czy „Solidarność Walcząca”. Reprezentanci RMP pojawiali się w klubie dyskusyjnym „Dziekania”, ja w 1986 r. zostałem członkiem Prymasowskiej Rady Społecznej. Byliśmy przy tym realistyczni, lecz i pryncypialni. Po pierwsze, konsekwentnie popieraliśmy Lecha Wałęsę, a po drugie, nigdy nie dezawuowaliśmy podziemia solidarnościowego.
Aleksander Hall: Zwątpienie w przyszłość „S” dało się odczuć wyraźnie w końcu 1983. Wciąż było dla nas jasne, że trzeba popierać Lecha Wałęsę i że w żadnej mierze nie można kolaborować z komunistami, ale jednocześnie ugruntowało się w nas przekonanie, że „Solidarność” już nie wróci. Tego rodzaju realistyczna diagnoza powodowała, że Ruch Młodej Polski przestał być atrakcyjny dla części młodzieży, zwłaszcza tej radykalnej, ukształtowanej przez fenomen „S” a następnie przez stan wojenny .
MHP: Czy w połowie lat osiemdziesiątych nadeszła wreszcie długo oczekiwana szansa dla realistów?
Aleksander Hall: Z pewnością zmieniła się wtedy sytuacja międzynarodowa. Ogromną wagę przywiązywałem do tego, co działo się w Związku Radzieckim po dojściu do władzy Gorbaczowa. Nie dało się zresztą nie dostrzec, że poszerza się pole manewru: zarówno komunistów, jak i nasze. Przełomowym doświadczeniem była dla mnie msza na Zaspie w 1987 r., w czasie pielgrzymki Jana Pawła II. W otoczeniu tłumów na mszy papieskiejnarosło we mnie przekonanie, że trwałe wyjście z patowej sytuacji w kraju jest niemożliwe bez powrotu „Solidarności”. I tej diagnozy trzymałem się już konsekwentnie aż do końca rządów komunistycznych.
Stąd nasz aktywny udział w strajkach majowych i sierpniowych w 1988 r., które – nie ulegało dla nas wątpliwości – miały zmusić komunistów do ponownego zalegalizowania „S”. To były strajki z naszym bardzo aktywnym udziałem, i to tak jeśli chodzi o pomoc intelektualną, jak i fizyczną obecność w Stoczni Gdańskiej. Sprawa przywrócenia legalnego działania Solidarności stanowiła sprawą absolutnie kluczową.
MHP: Druga połowa lat osiemdziesiątych to jednak okres, w którym środowisko młodopolskie zaczyna się stopniowo różnicować. Dlaczego?
Aleksander Hall: Rzeczywiście nasze drogi polityczne coraz wyraźniej się rozchodziły. Jednym problemem było to, czy można jeszcze stawiać na „Solidarność” – istniały wewnętrzne różnice w tym względzie. Różniły nas także pomysły na to, jak zorganizować przyszłą polską prawicę. W środowisku poznańskim coraz bardziej dochodziło do głosu przekonanie, że najważniejsze jest powołanie do życia ściśle katolickiego ruchu politycznego, który wystąpi wobec komunistów jako alternatywa dla dotychczas istniejącej opozycji. Sądzę, że Wiesław Chrzanowski, ważny i szanowany przez nas wszystkich, umacniał poznaniaków w tym myśleniu. Ja byłem odmiennego zdania: owszem, byliśmy autonomiczni, ale winniśmy pozostać częścią zjednoczonej opozycji, której najważniejszych elementem pozostaje podziemna „Solidarność”.
Trzecim elementem różnicującym było rosnące zainteresowanie myślą amerykańską konserwatywną, nastawioną na promocję kapitalizmu. Na środowisko krakowskie duży wpływ wywierał wówczas Mirosław Dzielski, na co z kolei poznaniacy reagowali bardzo krytycznie. To powodowało, że coraz trudniej nam wypracować wspólną linię. Rok 1989, czas sukcesu, wejścia w nową rzeczywistość, stał się dla nas czasem podziału.
MHP: I wtedy właśnie kończy się historia Ruchu Młodej Polski?
Aleksander Hall: Koniec tej historii przyniosło lato 1989. To zresztą pewien paradoks, że działalność RMP zakończyła się u progu odzyskanej niepodległości, bo przecież właśnie wtedy uzyskaliśmy możliwość działania w warunkach wolności i zniesienia wszelkich ograniczeń. Byliśmy już jednak wtedy podzieleni, nie mogliśmy działać jako zwarte środowisko polityczne. Wówczas wyobrażałem sobie jeszcze, że skończy się na podziale RMP na dwa skrzydła. Jedno, które niedługo później przystąpiło do budowy Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego, a drugie o specyfice konserwatywnej, ale mieszczące się w ramach obozu solidarnościowego.
Aleksander Hall: Koniec tej historii przyniosło lato 1989. To zresztą pewien paradoks, że działalność RMP zakończyła się u progu odzyskanej niepodległości, bo przecież właśnie wtedy uzyskaliśmy możliwość działania w warunkach wolności i zniesienia wszelkich ograniczeń.
Sprawy skomplikowały się jednak znacznie bardziej. Niemniej, po latach pozostają satysfakcja, że świat polskiej polityki trudno sobie wyobrazić bez młodopolaków, oraz nadzieja, że myśl polityczna RMP stanie się inspiracją dla przyszłych pokoleń polityków.
Rozmawiał Michał Przeperski
Źródło: MHP