Ambasador RP w Kijowie Henryk Litwin uważa, że najbliższe miesiące w stosunkach polsko-ukraińskich będą okresem oczekiwania na los popieranej przez Polskę umowy stowarzyszeniowej Ukraina-UE i czasem upamiętnienia 70. rocznicy zbrodni wołyńskiej. PAP: Jak ocenia pan postępy Ukrainy w realizacji zadań, niezbędnych do podpisania w listopadzie umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską?
Henryk Litwin: Niedawne ułaskawienie (przez prezydenta Wiktora Janukowycza byłego szefa MSW Ukrainy i opozycjonisty) Jurija Łucenki wywołało w UE bardzo dobre wrażenie i przywróciło nadwątloną wiarę w pozytywne zakończenie historii związanej z podpisaniem umowy jeszcze w tym roku, co jednak nie wyczerpuje całej sprawy. Nadal czekamy na zapowiedziane reformy i na zmiany w ustawodawstwie ukraińskim, o których mówiono na ostatnim szczycie Ukraina-UE. Na razie są kłopoty związane z funkcjonowaniem ukraińskiego parlamentu, gdyż mieliśmy do czynienia z długą blokadą jego działalności. Jeśli parlament nie będzie pracował, to trudno marzyć o uchwaleniu zmian w ustawodawstwie, a czasu na to zaczyna być dramatycznie mało.
PAP: Czy sądzi pan, że skonfliktowane ukraińskie siły polityczne są w stanie osiągnąć konsensus w sprawie umowy stowarzyszeniowej?
Henryk Litwin: Tak, jestem przekonany, że są w stanie dojść do porozumienia i powiem więcej: mamy prawo tego od nich oczekiwać. Przedstawiciele wszystkich sił politycznych podczas szeregu rozmów zapewniali partnerów z UE, że integracja europejska ma znaczenie priorytetowe, ponadpartyjne i że musi dojść w tej kwestii do porozumienia. Zakładam, że ono jest możliwe.
PAP: W więzieniu jednak nadal pozostaje była premier Ukrainy Julia Tymoszenko. Niektórzy ukraińscy politolodzy twierdzą, że jej los nie będzie miał wpływu na umowę stowarzyszeniową.
Henryk Litwin: Rozwiązanie problemu wybiórczego stosowania prawa na Ukrainie jest jedną z kwestii zapisanych w oczekiwaniach Unii. Natomiast nie zostały tu sformułowane uwarunkowania w odniesieniu do poszczególnych osób, których ta wybiórczość dotknęła. Sama Julia Tymoszenko oceniała niedawno, że przede wszystkim należy podpisać umowę, a wszystkie inne problemy, łącznie z nią samą, odłożyć na potem. Oczywiście byłoby rzeczą niezwykle dynamizującą ewolucję pozytywnych odczuć wobec Ukrainy po stronie europejskiej, gdyby Julia Tymoszenko przed listopadem znalazła się na wolności. Na pewno zostałoby to przyjęte w UE z zadowoleniem i uznane za gest silnie potwierdzający poważne zainteresowanie władz Ukrainy integracją i podpisaniem umowy stowarzyszeniowej.
PAP: Na Ukrainie pojawiają się czasem głosy, że to Unii Europejskiej zależy bardziej na umowie stowarzyszeniowej z Ukrainą, niż samym Ukraińcom. Są też opinie, że należy dążyć do zbliżenia z Unią Celną Rosji, Białorusi i Kazachstanu.
Henryk Litwin: Trzymajmy się faktów. Istnieje zapis prawny mówiący, iż integracja europejska jest priorytetem polityki zagranicznej Ukrainy. Niedawno pojawiło się bardzo jednoznaczne oświadczenie wszystkich klubów parlamentarnych, które także mówi o tym kierunku polityki zagranicznej jako najważniejszym. Dyplomaci nie mogą ignorować oficjalnych dokumentów i formalnie mamy do czynienia z dwoma stronami zainteresowanymi zakończeniem procedur związanych z umową stowarzyszeniową. Dlatego cały czas powtarzamy: mamy nadzieję, że umowa zostanie podpisana i czekamy na to.
PAP: Polska jest jedną z najgorętszych orędowniczek integracji Ukrainy z UE. Czy w razie niepodpisania umowy stowarzyszeniowej polityka Warszawy wobec Kijowa może ulec zmianie?
Henryk Litwin: Albo podpiszemy umowę i będziemy wiedzieć, co będzie dalej, czyli Ukraina zajmuje się implementacją, a my wszyscy, nie tylko Polska, się w to włączamy, albo – jeśli do podpisania nie dojdzie – mamy pewien kłopot. Nie tylko Polska, ale cała Unia. Polityka Polski jako kraju sąsiadującego z Ukrainą, który z oczywistych przyczyn ma z nią bardzo intensywne stosunki dwustronne, nie ulegnie specjalnej zmianie. Nadal mamy np. niezwykle rozwiniętą współpracę uczelni wyższych i z punktu widzenia obu stron byłoby rzeczą bzdurną, gdybyśmy mieli coś tu zmieniać. Wszystkie takie sąsiedzkie sprawy, jak współpraca przygraniczna, ekologia, kultura, nauka, będą kontynuowane. Zakładam, że na to wszystko jakiś całkiem negatywny scenariusz nie miałby specjalnego wpływu. Natomiast podpisanie umowy stowarzyszeniowej to silna mobilizacja, która pomoże także w przyspieszaniu stosunków dwustronnych. Zakładam, że scenariusz negatywny się nie spełni.
PAP: Jakie mamy obecnie największe problemy w stosunkach polsko-ukraińskich?
Henryk Litwin: Jeśli potraktujemy te stosunki jako zespół działań prowadzonych przez struktury państwowe, to specjalnie wielkich problemów nie mamy. Można wymieniać kwestie, których załatwienie ciągnie się bardzo długo, jak sprawa Domu Polskiego we Lwowie. Ostatnio lwowska Rada Miejska po raz kolejny, zamiast podjąć automatyczną w gruncie rzeczy decyzję o przekazaniu domu użytkownikom reprezentującym społeczność polską, odłożyła to na później, co środowiska polskie we Lwowie interpretują jako swego rodzaju złośliwość wobec nich. Charakterystyczną cechą stosunków polsko-ukraińskich jest jednak brak problemów, których nie można byłoby rozwiązać. W naszym przypadku mamy kłopot, gdyż w odróżnieniu od paru innych skomplikowanych stosunków sąsiedzkich w Europie myśmy mieli bardzo długi okres totalnego zamrożenia rzetelnego dialogu, bo jaki mógł być dialog polsko-ukraiński w czasach sowieckich? W związku z tym w takich sprawach jak Wołyń ten dialog jest rzeczywiście zapuszczony. Jesteśmy praktycznie rzecz biorąc dopiero w jego 22. roku.
PAP: Zbliża się właśnie 70. rocznica tragedii wołyńskiej. Czy sądzi pan, że możliwe są wspólne obchody tej rocznicy na szczeblu państwowym na rzecz głębszego pojednania i porozumienia w tej sprawie?
Henryk Litwin: Gesty na rzecz pojednania były dokonywane już wcześniej, lecz doszło do nich nawet i w tym roku. Mieliśmy przygotowane przez różne środowiska ukraińskie oświadczenia, w których czytelna jest dążność do uchronienia obecnych, dobrych stosunków z Polską. Nasi ukraińscy partnerzy mówią nam, że dostrzegają różnice w traktowaniu historii i być może nie są pewni, jak daleko można te różnice zniwelować. Mają jednak nadzieję, że jest to możliwe. Nie mam wątpliwości, że wspólne uroczystości także są możliwe, gdyż w znacznej mierze są już one przygotowane, choć nie wszystko jeszcze ustalono. Uroczystości się odbędą i nie mam wątpliwości co do gotowości ukraińskich władz centralnych i lokalnych by z nami w tym zakresie współpracować. Trudno mi w tej chwili podać szczegóły, jednak będzie to przedsięwzięcie wychodzące przede wszystkim naprzeciw kwestii pamięci o ofiarach.
Rozmawiał w Kijowie Jarosław Junko (PAP)
jjk/ ap/ mow/