Uczestnik powstania w getcie warszawskim Simha Rotem-Kazik Ratajzer przegrał proces wytoczony wydawnictwu PWN za wykorzystanie bez jego zgody prywatnych listów w książce o łączniczce Żydowskiej Organizacji Bojowej, z którą był emocjonalnie związany podczas wojny.
W środę Sąd Okręgowy w Warszawie uznał, że nie doszło do naruszenia dóbr osobistych powoda, gdyż jego zgoda na wykorzystanie listów nie była potrzebna, bo wystarczająca była zgoda córki nieżyjącej już Ireny Gelblum - adresatki listów. Adwokat mieszkającego w Izraelu ponad 90-letniego Rotema zapowiada apelację. Jego zdaniem wyrok narusza konstytucyjne prawa do ochrony tajemnicy prywatnej korespondencji.
Rotem - jeden z ostatnich żyjących bojowców ŻOB - poczuł się dotknięty wykorzystaniem w książce Remigiusza Grzeli o Irenie Gelblum bez swej zgody i wiedzy swoich listów do niej (tworzyli parę podczas wojny i tuż po niej). Była ona słynącą z odwagi i zimnej krwi łączniczką ŻOB po aryjskiej stronie; dokonała wielu bohaterskich akcji. Walczyła też w powstaniu warszawskim. Po 1968 r. wyemigrowała z Polski i zaczęła się przedstawiać jako włoska poetka Irena Conti di Mauro. Zaprzeczała swej przeszłości z lat wojny, a przyjaciół z tych lat "nie poznawała". Marek Edelman mówił o niej ciepło "Irka-wariatka" - pisała "Gazeta Wyborcza".
Po jej śmierci w 2009 r., Grzela, który znał ją jako włoską poetkę, opisał jej skomplikowane wybory życiowe w wydanej w ub.r. książce pt. "Wybór Ireny". Przytoczył listy Rotema do niej, zawierające - jak głosi pozew - "prywatne wyznania i odczucia", z którymi powód nie zamierzał się dzielić z innymi. W listach są m.in. sugestie o małżeństwie; troska o zdrowie Ireny; żal że nie pozostała z nim po wojnie w Palestynie.
Powód uznał to za naruszenie swych praw autorskich, które chronią także prywatne listy oraz za złamanie tajemnicy korespondencji - a przez to także i dóbr osobistych, do których należy m.in. prawo do prywatności. Pozew wnosił o zakazanie rozpowszechniania fragmentów książki z listami; o przeprosiny m.in. w "Gazecie Wyborczej", "Dzienniku Gazecie Prawnej" i "Rzeczpospolitej" oraz o wpłatę 40 tys. zł na cel charytatywny.
Na wniosek powoda SO zakazał w drodze tzw. zabezpieczenia powództwa dalszego rozpowszechniania książki aż do prawomocnego zakończenia procesu; część nakładu wcześniej sprzedano.
Grzela (listy przekazała mu córka Gelblum) zeznał, że dostał "cios od wielkiego żydowskiego bohatera, pisząc o wielkiej żydowskiej bohaterce". "Mój klient nigdy nie wiedział, że Grzela ma te listy, a gdyby to wiedział, nie zgodziłby się na ich opublikowanie" - mówił mec. Maciej Ślusarek, reprezentujący przed sądem Rotema (zdrowie nie pozwoliło na przyjazd z Izraela, gdzie był przesłuchany w drodze pomocy prawnej).
Mec. Ślusarek postępowanie autora nazwał niemoralnym, bo - według adwokata - musiał on wiedzieć, że na publikację takich listów nikt nie pozwoli. "Wydawnictwo nie może naruszać praw osób trzecich, a nie podjęło żadnych działań na etapie przygotowania publikacji" - dodał. Pełnomocnik pozwanego wydawnictwa mec. Michał Kluska wnosił o oddalenie pozwu, bo "działało ono profesjonalnie". Mówił, że wydawnictwo miało zaufanie do swego autora, nie miało zaś "obowiązku weryfikacji linijka po linijce". Podkreślił, że koszt żądanych przeprosin to ok. 250 tys. zł, a książka "nie była sukcesem ekonomicznym".
Sąd oddalił pozew, bo uznał, że dóbr powoda nie naruszono, gdyż jego zgoda nie była konieczna do wykorzystania listów, skoro zgodziła się na to córka adresatki jako jej następczyni prawna. "Adresat ma pełne prawo dysponowania swą korespondencją i tylko jego zgoda jest istotna" - mówiła sędzia Krystyna Gromek, według której doszło do "zgodnego z prawem ujawnienia korespondencji". Dodała, że w wyjątkowych przypadkach na takie ujawnienie musi wyrazić nadawca, ale tylko gdy dany list zawiera chronione tajemnice, np. medyczną, służbową, bankową itp., czego tu nie było.
Według sądu nie można też mówić o naruszeniu praw autorskich powoda, bo wobec listów powoda nie może być stosowana definicja "utworu", chronionego przepisami prawa autorskiego.
"W polskim systemie prawnym na dysponowanie korespondencją dotyczącą prywatnych spraw potrzebna jest zgoda nadawcy" - powiedział dziennikarzom mec. Ślusarek. Wyrok nazwał "poważnym wyłomem w rozumieniu ochrony tajemnicy korespondencji". Mec. Kluska był usatysfakcjonowany z wyroku.
Urodzony w Warszawie Ratajzer, zwany Kazikiem walczył w powstaniu w getcie warszawskim jako bojowiec ŻOB. Potem przygotował po "aryjskiej" stronie ratunek dla bojowców ŻOB, którzy wyszli z getta kanałami; dzięki niemu ocaleli. Wziął też udział w Powstaniu Warszawskim. W 1945 r. wraz z Gelblum opuścił Polskę. Przyłączyli się do Żydów ocalałych z Holokaustu, planujących jako "Mściciele" zemstę na Niemcach. Brali udział w nieudanej akcji zatrucia chleba dla esesmanów w amerykańskim obozie pod Monachium. W 1946 r. Kazik osiadł w Palestynie, gdzie zmienił nazwisko na Simha Rotem. Gelblum w 1948 r. wróciła do Polski.
Rotem walczył w trzech wojnach Izraela z państwami arabskimi. Jako członek Rady Instytutu Yad Vashem dopilnował, aby Polacy, którzy pomagali powstańcom z getta, mieli swe drzewka sprawiedliwych. W 70. rocznicę powstania w getcie prezydent Bronisław Komorowski odznaczył go Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski. (PAP)
sta/ pz/