25 lat po katastrofie elektrowni atomowej w Czarnobylu, która doprowadziła do skażenia ok. 100 tys. km kwadratowych powierzchni na Ukrainie, Białorusi i w Rosji, zamknięta strefa wokół siłowni jest dziś prawie niedostępnym dla ludzi królestwem przyrody.
"Częściej można tu spotkać wilka, niż człowieka" - mówi PAP przewodnik Jurij, oprowadzający po strefie wycieczki, organizowane przez ukraińskie ministerstwo ds. sytuacji nadzwyczajnych (MSN).
Na ściśle kontrolowany teren o powierzchni 2,6 tysiąca kilometrów kwadratowych wokół elektrowni można obecnie wjechać wyłącznie z przepustką MSN i tylko pod opieką pracowników tego resortu. Samodzielne wyprawy do strefy są wykluczone.
25 lat temu z okolic Czarnobyla wysiedlono 120 tys. osób. Obecnie przebywa tam kilkuset ludzi, obsługujących w systemie zmianowym wycofaną z eksploatacji elektrownię, oraz tzw. "samosioły" - ludzie, którzy nie zważając na surowy zakaz osiedlania się w strefie, samowolnie powrócili do swych domów.
Są to przeważnie osoby starsze, które mieszkając w opustoszałych wsiach utrzymują się z tego, co same wyhodują. Zwiedzający strefę turyści poznają ich siedziby po tym, że w odróżnieniu od pozostałych, ich podwórek nie porastają krzaki i drzewa.
Po przekroczeniu pilnowanej przez milicję i funkcjonariuszy MSN granicy strefy czarnobylskiej w punkcie kontrolnym Dytiatky trasa do elektrowni w Czarnobylu prowadzi m.in. przez wsie Zalissia i Leliw. Na wjeździe do nich stoją tablice, informujące, ilu ludzi mieszkało w nich przed katastrofą z 26 kwietnia 1986 r.
Wczesną wiosną, gdy nie zazieleniły się jeszcze przydrożne chaszcze, w Leliwie, skąd w 1986 r. wysiedlono tysiąc osób, z okien samochodu widać jeszcze drewniane chaty i budynki gospodarcze. W trzytysięcznej przed katastrofą wsi Zalissia stoi murowany, wiejski klub, sklep i szkoła. Kiedy na drzewach pojawiają się liście, zabudowania te całkowicie giną za zieloną ścianą roślinności.
Pobocza 30-kilometrowej trasy od granicy strefy do samego Czarnobyla prawie na całym odcinku porasta gęsty las. Autobus z dziennikarzami powraca do cywilizacji dopiero wtedy, gdy minie tabliczkę z napisem Czarnobyl i wjedzie ulicą Sowiecką do centrum miasta.
Do 1986 r. mieszkało tu 14 tysięcy ludzi. Obecnie jest ich około 500 i wszyscy pracują przy zapewnieniu bezpieczeństwa nieczynnej elektrowni atomowej.
Cisza w Prypeci jest tak przerażająca, jak puste mieszkania, na których opuszczenie ich właściciele dostali ćwierć wieku temu zaledwie kilka godzin. Znajdujące się w nich wówczas meble i sprzęty zostały całkowicie rozgrabione. Niewykluczone, że z przedmiotów tych, skażonych w wyniku wybuchu reaktora elektrowni w Czarnobylu, nadal korzystają żyjący poza strefą ludzie.
Sama elektrownia znajduje się kilkanaście kilometrów od Czarnobyla. Jej szare, wysokie, wzmacniane rdzewiejącą stalą zabudowania, widoczne są z daleka. Kontrastują z nimi nowoczesne, kontenerowe mini-biurowce firmy Novarka, której inżynierowie pracują nad budową nowego sarkofagu nad uszkodzonym w 1986 r. przez wybuch czwartym reaktorem elektrowni.
"Sytuacja w strefie wokół reaktora jądrowego w bloku czwartym jest stabilna. Sytuacja ekologiczna nie wywołuje zaniepokojenia. Obecny sarkofag nad reaktorem zapewni izolację jeszcze przez 15 lat, lecz w tym samym czasie zostanie zbudowany nowy, dodatkowy sarkofag, który zapewni bezpieczeństwo na następne 100 lat" - deklaruje Wołodymyr Hołosza, szef ukraińskiej agencji państwowej, zarządzającej strefą wokół Czarnobyla.
Uszkodzony reaktor oddziela dziś od świata tylko jedno, stare zabezpieczenie. "Wciąż znajduje się pod nim do 185 ton wysoce radioaktywnego paliwa, które wyciekło w wyniku wybuchu 1986 roku" - oświadcza dyrektor agencji i uspokaja, że choć nadal zdarzają się tu wycieki, to nie są one większe, niż w innych, wciąż działających elektrowniach atomowych.
Mimo zapewnień władz, że sytuacja wokół Czarnobyla jest bezpieczna, położone nieopodal elektrowni miasto Prypeć wita oczodołami powybijanych okien wielopiętrowych bloków. 50 tysięcy jego mieszkańców wyjechało stąd bezpowrotnie dzień po katastrofie, 27 kwietnia 1986 r.
Organizowane przez resort ds. sytuacji nadzwyczajnych wycieczki zwiedzają lunapark, który miał być otwarty 1 maja 1986 r., ale w związku katastrofą nigdy nie bawiły się tu dzieci, salę widowiskową, na scenie której nikt już nie wystąpi i basen, w którym od 25 lat nie ma wody.
Cisza w Prypeci jest tak przerażająca, jak puste mieszkania, na których opuszczenie ich właściciele dostali ćwierć wieku temu zaledwie kilka godzin. Znajdujące się w nich wówczas meble i sprzęty zostały całkowicie rozgrabione. Niewykluczone, że z przedmiotów tych, skażonych w wyniku wybuchu reaktora elektrowni w Czarnobylu, nadal korzystają żyjący poza strefą ludzie.
Z Czarnobyla Jarosław Junko (PAP)
jjk/ ala/