Nawet w Niemczech wielu uważało Hitlera za kanclerza tymczasowego, powołanego do czasu ustanowienia przez poważne siły polityczne nowego porozumienia. Nie przewidywano, że zaczyna się okres dyktatury i terroru. Tego nikt w 1933 r. sobie nie wyobrażał - mówi PAP dr hab. Michał Leśniewski z Instytutu Historycznego UW.
30 stycznia 1933 r. prezydent Niemiec Paul von Hindenburg powierzył funkcję kanclerza Adolfowi Hitlerowi.
PAP: Kiedy w Wielkiej Brytanii zaczęto dostrzegać, że Hitler może być kimś więcej niż „piwiarnianym agitatorem”?
Dr hab. Michał Leśniewski: Pamiętajmy, że na wszystkie współczesne oceny postaci Hitlera rzutuje nasza wiedza na temat jego późniejszych działań i czasy w jakich żyjemy. Widzimy go jako wiecowego krzykacza, ale należy pamiętać że kultura polityczna i wiecowa była w okresie międzywojennym zupełnie inna niż obecnie. Gdy dziś oburzamy się na wiele zachowań obecnych polityków, to zapominamy, że w porównaniu do swoich odpowiedników sprzed kilkudziesięciu lat są bardzo wstrzemięźliwi, stonowani i grzeczni. Na ich styl wypowiedzi wpływały również ówczesne środki techniczne. Hitler krzyczał również dlatego, że chciał być usłyszany przy ówczesnym złym nagłośnieniu. Wizja przyszłego dyktatora III Rzeszy jako krzykacza jest w pewnym stopniu obrazem ex post.
Myślę, że dostrzeżono to w 1932 r., gdy w wyborach przeprowadzonych w lipcu tego roku, NSDAP zdobyła najwięcej głosów. Jeszcze po wyborach w 1930 r., gdy NSDAP odniosła pierwszy zauważalny sukces wyborczy, wciąż postrzegano ją jako marginalną populistyczną efemerydę. Takich partii było wówczas wiele. Hitlera uznawano za element niemieckiego folkloru politycznego.
Dziś dorabiamy do historii narodowych socjalistów pewną linearną wizję – od powstania na początku lat dwudziestych, poprzez pucz piwiarniany, aż po rok 1933. W prasie brytyjskiej niemal nie dostrzeżono puczu monachijskiego, bo nie było to zbyt znaczące wydarzenie. Brytyjska opinia publiczna przed 1933 r. znacznie bardziej interesowała się polityką Benito Mussoliniego niż Hitlerem.
PAP: Jak w latach 30. oceniano obu tych polityków?
Dr hab. Michał Leśniewski: Przed 1933 r. byli to politycy o zupełnie różnym znaczeniu. Hitler był politykiem wciąż marginalnym. W 1930 r. pytanie czy Hitler będzie kanclerzem wzbudziłoby śmiech. To Mussolini był wówczas widziany jako mąż stanu. Postrzegano go jako poważnego, konstruktywnego polityka, który zapewnił Włochom stabilizację. W polityce zagranicznej Francji i Wielkiej Brytanii uważano, że jest partnerem do dyskusji i elementem układu politycznego Europy, współdecydentem w wielkiej polityce.
Dr hab. Michał Leśniewski: W 1934 r. zrozumiano, że rządy Hitlera nie będą krótkotrwałe. Stało się to po „oczyszczeniu” Reichstagu z partii opozycyjnych i przejęciu pełni władzy po śmierci prezydenta Hindenburga. Pamiętajmy również, że postrzegano władzę Hitlera jako potencjalnie długotrwałą ze względu na jego młody jak na polityka wiek. Niemcy wciąż były pogrążone w głębokim kryzysie gospodarczym. Nikt nie był pewny, czy Hitler sobie z nim poradzi. Nawet jeśli uważano, że może stanowić zagrożenie to zakładano, że przez pierwsze lata rządów będą go zajmowały sprawy wewnętrzne.
Porównania z Hitlerem pojawią się dopiero po 1933 r., ale wciąż dostrzegano wyłącznie zewnętrzne podobieństwa obu ideologii. W polityce międzynarodowej, aż do lat 1937-1938 Włochy były nastawione raczej antyniemiecko, a podejście Mussoliniego do Hitlera było co najwyżej ambiwalentne, czasem wręcz lekceważące. Elementem polityki międzynarodowej, który zbliżał oba kraje był ich stosunek do wojny domowej w Hiszpanii, w której wspólnie poparły wojska generała Franco.
PAP: Dzień po zaprzysiężeniu Hitlera na kanclerza dziennikarz brytyjskiego „Guardiana” pisał: „Być może jest to punkt zwrotny w dziejach powojennych Niemiec”…
Dr hab. Michał Leśniewski: Warto zadać sobie pytanie, dlaczego „Guardian” tak ocenił wydarzenie, do którego doszło dzień wcześniej. Moim zdaniem dziennikarz tej gazety nie napisał tego ponieważ uważał, że rządy Hitlera będą długotrwałe. Jego pozycja nie była początkowo zbyt silna i nawet w Niemczech wielu uważało go za kanclerza tymczasowego, powołanego do czasu ustanowienia przez poważne siły polityczne nowego porozumienia.
Taka opinia wynikała raczej z faktu naruszenia lub wręcz zburzenia dotychczas obowiązującego status quo. Można to porównać do sytuacji, w której po najbliższych wyborach w Niemczech na stanowisko kanclerza nominowanoby przywódcę Alternatywy dla Niemiec. Nie chodzi o skutki tego faktu, bo tych w 1933 r. nie znał również sam Hitler, ale raczej symboliczny koniec dotychczasowego układu politycznego, pojawienie się trzeciej siły. Wydaje się, że taki jest sens tego komentarza. Nie przewidywano, że w Niemczech zaczyna się okres dyktatury i terroru. Tego nikt w 1933 r. sobie nie wyobrażał.
PAP: Kiedy w Wielkiej Brytanii pojawiły się głosy, że zlekceważono zagrożenia jakie stwarzają rządy Hitlera?
Dr hab. Michał Leśniewski: Późno. Wskazanie konkretnej daty jest bardzo trudne. W 1934 r. zrozumiano, że rządy Hitlera nie będą krótkotrwałe. Stało się to po „oczyszczeniu” Reichstagu z partii opozycyjnych i przejęciu pełni władzy po śmierci prezydenta Hindenburga. Pamiętajmy również, że postrzegano władzę Hitlera jako potencjalnie długotrwałą ze względu na jego młody jak na polityka wiek. Niemcy wciąż były pogrążone w głębokim kryzysie gospodarczym. Nikt nie był pewny, czy Hitler sobie z nim poradzi. Nawet jeśli uważano, że może stanowić zagrożenie to zakładano, że przez pierwsze lata rządów będą go zajmowały sprawy wewnętrzne.
Moim zdaniem dochodzenie Brytyjczyków do zrozumienia, że Hitler jest kimś groźnym było procesem, który rozpoczął się wraz z remilitaryzacją Nadrenii i zakończył po konferencji w Monachium lub po zajęciu Pragi w marcu 1939 r. Chamberlain podpisując układ w Monachium miał świadomość z kim zawiera to porozumienie, lecz miał nadzieję, że Hitler dotrzyma tych warunków przez znacznie dłuższy czas. Scena na londyńskim lotnisku po powrocie z Monachium była raczej propagandową zagrywką, która miała uspokoić brytyjskie społeczeństwo.
PAP: W tamtym czasie zmarginalizowany politycznie Winston Churchill miał ostrzegać przed Hitlerem. Czy jego twierdzenia, że przewidział zagrożenie ze strony Hitlera są wiarygodne?
Dr hab. Michał Leśniewski: Pamiętajmy, że Churchill był twórcą swojego własnego mitu. Nie było dla niego problemem stwierdzenie w 1939 r., że już cztery lata wcześniej ostrzegał przed Hitlerem. Był wówczas politykiem skrajnie zmarginalizowanym, zupełnie nieliczącym się w polityce Partii Konserwatywnej. Traktowano go jako „chorągiewkę na wietrze”, która w zależności od sytuacji zmienia swoje poglądy polityczne. Pamiętano jego przejścia pomiędzy Partią Liberalną i Torysami. W 1935 r. być może sugerował, że konieczna jest inna polityka wobec Niemiec. Jednak podobnie jak w wypadku jego przyjaciela Anthony’ego Edena, dopiero w 1937 r. pojawiają się przemyślenia, że Hitler jest niebezpieczny.
Pamiętajmy, że w 1935 r. proces remilitaryzacji Niemiec dopiero się rozpoczynał. Wszyscy w Europie byli przekonani, że Hitlerowi znacznie więcej czasu zajmie rozwiązanie wewnętrznych problemów Niemiec. Dopiero Anschluss Austrii i wysunięte tuż po nim żądania wobec Czechosłowacji były tym, co zaniepokoiło ówczesnych polityków. Okazało się, że działania Hitlera są znacznie szybsze niż zakładano.
Dr hab. Michał Leśniewski: Wielu uważało, że to co głosi Hitler było propagowane przez niego na użytek wewnętrzny w celu zdobycia poparcia wyborców, a na arenie międzynarodowej zrozumie, że należy się dopasować do obowiązujących standardów.
PAP: Brytyjska dyplomacja przez całe stulecia dążyła do zachowania na kontynencie równowagi i uniknięcia sytuacji, w której jedno z państw stałoby się zbyt silne. Czy po dojściu Hitlera do władzy część polityków stwierdziła, że jest to sytuacja korzystna, ponieważ nowy kanclerz przeciwstawi się dominacji Francji w Europie?
Dr hab. Michał Leśniewski: Francja lat trzydziestych do pewnego stopnia rezygnowała z dotychczasowych ambicji odgrywania roli mocarstwa w Europie. Oczywiście wciąż zachowywała status mocarstwowy, ale polityka francuska stała się ostrożniejsza. Przed podjęciem działań zwracano uwagą jak zareaguje na nie Wielka Brytania. Oczywiście dawne zaszłości historyczne odgrywały pewną rolę, ale nie istniała zbyt poważna konkurencja brytyjsko-francuska.
Niektórzy brytyjscy politycy i wojskowi, tacy jak J.F.C. Fuller uważali, że przywrócenie poboru w Niemczech jest przywróceniem normalności. W ich opinii ograniczenia traktatu wersalskiego były nadmierne i nawet jeśli miały sens w 1919 r., to w latach trzydziestych nie miały żadnego sensu. Od Locarno Niemcy stopniowo powracali do normalnej polityki międzynarodowej i panowało przekonanie, że powinny być traktowane jak inne państwa. W Wielkiej Brytanii Niemcy widziano jako element równowagi europejskiej. Stan po traktacie wersalskim uważano za przejściowy.
Odwołajmy się znów do przykładu Włoch. Mussolini narzucił władzę dyktatorską zdobytą w wyniku zamachu stanu. Jednocześnie na arenie międzynarodowej był rzeczowym, racjonalnym politykiem. Wielu uważało, że to co głosi Hitler było propagowane przez niego na użytek wewnętrzny w celu zdobycia poparcia wyborców, a na arenie międzynarodowej zrozumie, że należy się dopasować do obowiązujących standardów.
Mocarstwa były gotowe na ustępstwa, ponieważ uważały zapisy z Wersalu za przesadzone. W zamian Hitler miał zrozumieć, że polityki piwiarnianej nie można uprawiać na arenie europejskiej. Hitler miał się ucywilizować w towarzystwie „starej daty” dyplomatów, z usług których, jak się wydawało, musiał korzystać.
Fakt dyktatorskich rządów również nie był w ówczesnej Europie niczym wyjątkowym. Uważano je za dopuszczalne, jeśli sprzyjały stabilizacji społecznej i politycznej. Taka była rzeczywistość okresu po wielkim kryzysie.
PAP: Zawarty przez Hitlera w 1934 r. pakt o nieagresji z Polską wydawał się potwierdzać przewidywania Zachodu…
Dr hab. Michał Leśniewski: Tak, był to jeden z gestów potwierdzających opinie zachodnich polityków. Stwierdzono, że Hitler zrobił to czego nie zrobił żaden z rządów Republiki Weimarskiej – de facto zaakceptował granicę z Polską. Tak odbierano jego działania. Wydawało się, że twierdzenia Hitlera z wieców partyjnych i jego polityka międzynarodowa to dwie różne rzeczywistości. W pierwszych czterech latach jego rządów mogło się tak wydawać.
PAP: Hitlera na Zachodzie postrzegano również jako „zaporę przed bolszewizmem”…
Dr hab. Michał Leśniewski: Pewnie tak, choć należy pamiętać, że w tym czasie ZSRS postrzegano już jako „oswojony”. Świadczył o tym protokół Litwinowa, czyli swoiste dopisanie się do paktu Brianda-Kelloga i członkostwo w Lidze Narodów. Wciąż patrzono na sowietów z podejrzliwością, ale jednocześnie uznano, że pierwszy ferwor rewolucyjny się wypalił i skończono z szaleństwem.
Oczywiście wiedza o tym, co działo się wewnątrz ZSRS była bardzo niewielka. Praktyka Stalina, czyli budowa komunizmu w jednym kraju uspokajała Zachód. Dopiero wojna domowa w Hiszpanii pokaże, że ZSRS nie do końca zrezygnował ze swoich ambicji. Niemcy widziano więc jako element powstrzymywania bolszewizmu. Niepokój budził również wzrost poparcia dla komunistów w Niemczech. Zwycięstwo Hitlera uznawano za wykluczenie możliwości przejęcia przez nich władzy. Nikogo nie oburzyła delegalizacja KPD oraz uwięzienie Ernsta Thälmanna i kilku innych przywódców komunistycznych.
PAP: Jaki był stosunek króla Edwarda VIII do Niemiec? Jest na ten temat wiele hipotez…
Dr hab. Michał Leśniewski: Z pewnością Edward VIII przeżywał pewien okres fascynacji Niemcami, który nie był obcy wielu innym politykom brytyjskim. Paradoksalnie nie dotyczył on wyłącznie konserwatystów, ale również laburzystów, którzy z uwagą przyglądali się faszyzmowi, jako alternatywie dla kapitalizmu, która łączyła elementy socjalne z wiernością tradycjom zachodu.
Pamiętajmy jednak, że król Wielkiej Brytanii nie miał mocy sprawczej. Jego osobiste ambicje nie miały większego znaczenia. W jednym z podręczników brytyjskiego prawa konstytucyjnego czytamy, że precedensy i konwenanse konstytucyjne doprowadziły do sytuacji, że król musiałby podpisać nawet ustawę skazującą go na śmierć. Jeśli sympatie proniemieckie Edwarda VIII były rzeczywiste, to jednak nie miały one większego znaczenia. Nie on rządził i wyznaczał kierunki polityki zagranicznej.
Edward VIII przestał być królem po kilkunastu miesiącach i nie dlatego, że miał sympatie pronazistowskie. Król próbował negocjować z rządem, który w pewnym momencie skłaniał się ku rozwiązaniu zakładającemu, że pani Wallis Simpson zostanie morganatyczną małżonką króla. Ich potomstwo nie miałoby praw dziedziczenia, które po śmierci Edwarda zostałoby przeniesione na córki przyszłego króla Jerzego VI. Sam Winston Churchill uważał takie rozwiązanie za sensowne. Sprzeciwiły mu się dominia, które na mocy Statutu Westminsterskiego miały prawo głosu w sprawie dziedziczenia i jasno stwierdziły, że nie zaakceptują tej sytuacji. Była to ostatnia kropla, która zadecydowała, że zwyciężyli ci politycy, którzy uważali że Edward VIII musi wybrać pomiędzy koroną a swoją miłością.
Wydaje się, że był rzeczywiście zakochany, ale cały kryzys pokazał mu również, że jako król nie ma nic do powiedzenia. Edward VIII był człowiekiem bardzo ambitnym i miał nadzieję odegrania roli nie tyle rządzącej, co raczej takiej, jak jego dziadek Edward VII, który inspirował powstanie Entente Cordiale. Okazało się, że niemożliwe jest odegranie takiej roli.
Moim zdaniem niechęć do odgrywania roli takiego króla i związek z Wallis Simpson zdecydowały o jego abdykacji. Sympatie pronazistowskie są przesadzone, a wątek ten jest wykorzystywany medialnie, bo wzbudza dużą sensację. Nawet jeśli te sympatie byłyby prawdziwe, to nie miałyby większego znaczenia dla brytyjskiej polityki.
Dr hab. Michał Leśniewski: 15 marca 1939 r. brytyjscy politycy stracili wobec Hitlera złudzenia. Od tego momentu nie było szans na porozumienie z Niemcami, na czele których stał Adolf Hitler. Sytuację mogłaby zmienić tylko jego śmierć w zamachu, ale to już rozważania ze sfery historii alternatywnej.
PAP: Czy marzenia Hitlera o sojuszu z Wielką Brytanią były nierealne już na długo przed 3 września 1939 r.?
Dr hab. Michał Leśniewski: Nie stwierdziłbym kategorycznie, że „na długo” przed tą datą. Nadzieje Hitlera ostatecznie rozwiały się 15 marca 1939 r. Po zajęciu Czech dla Neville’a Chamberlaina jasne stało się, że z tym człowiekiem nie można rozmawiać.
Proszę zauważyć, że między 15 marca i 3 września 1939 r. rząd brytyjski nie podjął z Hitlerem bezpośrednich rozmów. Jeszcze w maju 1940 r. będzie rozmawiał z Mussolinim. Brytyjczycy przy całym cynizmie politycznym, który jest elementem ich zachowań na arenie międzynarodowej, uważają iż „pacta sunt servanda” i słowo dżentelmena jest droższe od pieniędzy. Oczywiście rozumieli, że w pewnych sytuacjach jest możliwe złamanie traktatów, ale tu nie występowała taka sytuacja. Uznali, że Hitler dostał w Monachium wszystko czego chciał. Nie było formalnego powodu do złamania tego porozumienia.
15 marca 1939 roku pokazał się jako człowiek niegodny zaufania. Jak można zawierać porozumienia z kimś, kto nie dotrzymuje słowa i zrywa układy bez żadnego uzasadnienia? Zajęcie Pragi było pokazem siły Hitlera, przeprowadzonym pod hasłem: „robię to, bo mogę”. Moim zdaniem był to moment, gdy cała lub większość brytyjskiej klasy politycznej uznała, że nie można się z nim porozumieć i nie ma o czym rozmawiać.
15 marca 1939 r. brytyjscy politycy stracili wobec Hitlera złudzenia. Od tego momentu nie było szans na porozumienie z Niemcami, na czele których stał Adolf Hitler. Sytuację mogłaby zmienić tylko jego śmierć w zamachu, ale to już rozważania ze sfery historii alternatywnej.
Rozmawiał Michał Szukała PAP
szuk/ mjs/ ls/