Prawdziwy, autentyczny sojusz robotniczo-chłopski ma swoje źródła w okresie Solidarności - przypomina w rozmowie z PAP wiceprezes IPN Mateusz Szpytma. Zapowiada też, że IPN podejmie badania dotyczące ruchu solidarnościowego na wsi z przełomu lat 70. i 80.
PAP: Mija dziś 36. rocznica powołania NSZZ Rolników Indywidualnych „Solidarność”, który w latach PRL był aktywną opozycją na polskiej wsi. Z kolei w ostatnich tygodniach mieliśmy rocznicę porozumień rzeszowsko-ustrzyckich między strajkującymi rolnikami a władzami PRL, która w mediach praktycznie przeszła bez echa. Tymczasem porozumienia te stały się podstawą legalizacji związku zawodowego rolników w maju 1981 r., który przyczynił się do odzyskania wolności w 1989 r.
Mateusz Szpytma: To prawda, porozumienia rzeszowsko-ustrzyckie z drugiej połowy lutego 1981 r. kończyły paromiesięczną walkę rolników o prawo do zrzeszenia się we własną, niezależną od władz organizację związkową. Walka ta była ostra, ponieważ chodziło też o prawo do nienaruszalności własności ziemi, którą rolnicy uprawiali. O ich bezkompromisowości świadczy fakt, że zdecydowali się na okupację budynków należących do władz. 29 grudnia 1980 r. zajęli budynek Urzędu Miejskiego w Ustrzykach Dolnych w Bieszczadach; z kolei na początku stycznia rolnicy zajęli gmach byłej Wojewódzkiej Rady Związków Zawodowych w Rzeszowie.
Dodam, że ta sprawa jest mi szczególnie bliska ze względu na mojego ojca Stanisława Szpytmę, który brał udział w tych strajkach. Pamiętam, że jako dziecko byłem świadkiem, gdy ojciec zimą 1981 roku wyjeżdżał z Markowej do pobliskiego Rzeszowa na nocne dyżury, które miały nie pozwolić władzom wejść do okupowanego budynku. Te i inne przeżycia zadecydowały o tym, że tematyka ruchu ludowego i solidarności wiejskiej zawsze mi była bliska jako historykowi.
Warto o solidarności wiejskiej z lat 80. rozmawiać, ponieważ od czasów Stanisława Mikołajczyka (1945-1947) był to pierwszy ruch o tak masowym charakterze. Przeobraził on wieś, stał się doświadczeniem pokoleniowym dla wielu Polaków, którzy w trudnym okresie tzw. gospodarki „socjalistycznej” zajmowali się rolnictwem oraz mieszkali na wsi.
PAP: Czy temat solidarności wiejskiej jest dobrze zbadany przez historyków?
Mateusz Szpytma: Niestety, okazuje się, że kwestie dotyczące opozycji antykomunistycznej na wsi były i wciąż są słabo zbadane. W latach 90. XX wieku był to temat całkowicie marginalny dla historyków. Ukazało się co prawda opracowanie Stanisława Dąbrowskiego, ale pierwsza szersza publikacja tego tematu - książka „Solidarność Rolników 1980-1989” autorstwa Andrzeja W. Kaczorowskiego, Tomasza Kozłowskiego i Jana Olaszka, pochodzi dopiero z 2010 roku. Pod redakcją tych samych osób w 2015 roku ukazał się w IPN zbiór studiów na temat. Te oraz inne prace nie mają jednak charakteru całościowej syntezy.
Ruch solidarnościowy na wsi był wśród historyków zawsze gdzieś na drugim planie, a biorąc pod uwagę opracowania działalności Niezależnego Zrzeszenia Studentów może nawet i na trzecim planie. Tymczasem warto o solidarności wiejskiej z lat 80. rozmawiać, ponieważ od czasów Stanisława Mikołajczyka (1945-1947) był to pierwszy ruch o tak masowym charakterze. Przeobraził on wieś, stał się doświadczeniem pokoleniowym dla wielu Polaków, którzy w trudnym okresie tzw. gospodarki „socjalistycznej” zajmowali się rolnictwem oraz mieszkali na wsi.
PAP: Proszę przypomnieć jakie były najpoważniejsze problemy na polskiej wsi w drugiej połowie lat 70., które spowodowały falę społecznego niezadowolenia rolników.
Mateusz Szpytma: Wśród najważniejszych spraw było zabieranie ziemi rolnikom na rzecz Spółdzielni Kółek Rolniczych. Można mówić wręcz o ukrytej formie kolektywizacji, oczywiście nie na taką skalę jak w sowieckiej Rosji czy w stalinowskiej Polsce, ale i tak to było bardzo groźne dla wsi. Moim zdaniem wiązało się to też z traktowaniem przez władze polskich chłopów z góry, jako obywateli gorszej kategorii, mimo oczywiście kłamliwej propagandy na ten temat.
W drugiej połowie lat 70. skończyła się też koniunktura gospodarcza, którą zapoczątkowały kredyty zaciągnięte przez Edwarda Gierka. A trzeba przyznać, że z powodu tych zaciągniętych na Zachodzie pożyczek rolnikom, jak i reszcie społeczeństwa, co do dzisiaj jest wspominane, żyło się na początku lat 70. lepiej. Dlatego, gdy później pojawił się kryzys, to tym silniej go odczuto. Widziano też, że omnipotencja państwa na wsi często kończyła się irracjonalnym marnotrawstwem.
Dla ludności wiejskiej bardzo ważna była też wiara, którą władze ze swoim ateistycznym światopoglądem usilnie zwalczały. Nie pozwalano na przykład budować na wsiach kościołów, co wywoływało głębokie poczucie niezadowolenia. Warto odnotować, że Kościół katolicki miał dużo większy wpływ na solidarność rolników niż na główny związek – NSZZ „Solidarność”. Choć prymas Stefan Wyszyński obawiał się wpływu liberalizmu na Solidarność, także wiejską, to do chłopów miał dużo większe zaufanie. Z kolei polska wieś czuła się wspierana przez Kościół, a symbolem tego wsparcia po śmierci kardynała Wyszyńskiego był biskup przemyski Ignacy Tokarczuk, który bezkompromisowo pomagał rolnikom.
PAP: Wracając jeszcze na chwilę do sprawy własności ziemi, to rolnicy indywidualni chcieli być na równych prawach z rolnictwem państwowym i spółdzielczym.
Mateusz Szpytma: Tak, ta sprawa bardzo mobilizowała współpracujące z PZPR Zjednoczone Stronnictwo Ludowe, które początkowo nie chciało zauważać postulatów rolników. Jednak tzw. doły partyjne ZSL, które rozumiały te protesty, naciskały na górę i Stronnictwo, żeby nie utracić resztek swojej wiarygodności musiało zadziałać. ZSL, czując siłę nowej solidarnościowej konkurencji, starał się o wprowadzenie zapisów konstytucyjnych dotyczących nienaruszalności własności rolniczej.
Kościół katolicki miał dużo większy wpływ na solidarność rolników niż na główny związek – NSZZ „Solidarność”. Polska wieś czuła się wspierana przez Kościół, a symbolem tego wsparcia po śmierci kardynała Wyszyńskiego był biskup przemyski Ignacy Tokarczuk, który bezkompromisowo pomagał rolnikom.
Ważne jest jednak to, że z powodu Solidarności na polskich wsiach zaczął się wielki ruch samopomocy, ale też samoświadomości własnych praw. Chłopi, którzy zaangażowali się w akcje protestacyjne, jednocześnie poczuli własną siłę. Zabrali głos, zobaczyli i policzyli się. To było dla nich bardzo ważne doświadczenie formacyjne.
A władze oczywiście bardzo starały się wszelkim formom zrzeszania się przeciwstawiać. Wiemy między innymi, że Stanisław Kania, który był I sekretarzem KC PZPR obiecywał przywódcy Związku Sowieckiego Leonidowi Breżniewowi, że władze PRL nie uznają związku zawodowego rolników. Ale właśnie po protestach w Ustrzykach Dolnych i w Rzeszowie, a później jeszcze po wydarzeniach w Bydgoszczy, 12 maja 1981 roku zalegalizowano NSZZ Rolników Indywidualnych „Solidarność”. Polscy komuniści ugięli się, o co później Sowieci mieli wielkie pretensje.
Władza była zmuszona potraktować chłopów jako podmiot, a nie przedmiot ich polityki. Warto przypomnieć o niezwykłej solidarności nie tylko między rolnikami, ale także między nimi a przedstawicielami innych grup zawodowych. Dzięki powstaniu jednej i drugiej solidarności, walcząc o swe prawa, poznawali się ze sobą nie tylko działacze, członkowie, ale i sympatycy tego ruchu.
PAP: W czym dostrzega pan największą wartość porozumień rzeszowsko-ustrzyckich?
Mateusz Szpytma: Wreszcie władza była zmuszona potraktować chłopów jako podmiot, a nie przedmiot ich polityki. Warto przypomnieć o niezwykłej solidarności nie tylko między rolnikami, ale także między nimi a przedstawicielami innych grup zawodowych. To było wspaniałe doświadczenie. Dzięki powstaniu jednej i drugiej solidarności, walcząc o swe prawa, poznawali się ze sobą nie tylko działacze, członkowie, ale i sympatycy tego ruchu.
Można przewrotnie, ale i prawdziwie powiedzieć, że to wtedy po raz pierwszy w PRL objawił się autentyczny, oddolny sojusz robotniczo-chłopski. Przejawiał się on m.in. w tym, że wobec trwającego kryzysu gospodarczego, gdy państwo nie radziło sobie z dostawami podstawowych produktów wsie i miasta wymieniały się towarami. Na przykład wożono żywność na Śląsk do górników, a górnicy przyjeżdżali na prowincję z węglem - i to wszystko działo się bez pośrednictwa państwa.
To była prawdziwa solidarność, a nie ta znana z propagandy PRL. W wielu przypadkach przetrwała ona do dziś. Sprzeciw wobec rejestracji chłopskiego związku spowodował również, że zwaśnione do tej pory środowiska wiejskiej solidarności doszły do porozumienia i na tzw. Zjeździe zjednoczeniowym w Poznaniu 8-9 marca 1981 roku powstał Niezależny Samorządny Związek Zawodowy Rolników Indywidualnych „Solidarność”.
PAP: Czy IPN podejmie badania dotyczące ruchu solidarnościowego na wsi?
Mateusz Szpytma: Tak, nie zapominamy o tym. W ramach Centralnego Projektu Badawczego „Opozycja i opór społeczny w PRL 1956–1989” jeszcze w tym roku Oddział IPN w Krakowie zorganizuje pierwszą konferencję na temat zawiązanego 15 sierpnia 1982 roku Ogólnopolskiego Komitetu Oporu Rolników, który działał w podziemiu podczas stanu wojennego. To bardzo mało znany fragment naszej historii.
Rozmawiał Norbert Nowotnik (PAP)
nno/ agz/