Piaśnica, to po obozie koncentracyjnym i zagłady Stutthof, największe miejsce kaźni ludności polskiej na Pomorzu w okresie II wojny światowej - mówi PAP dyrektor Muzeum Piaśnickiego w Wejherowie Teresa Patsidis. Utraciliśmy wtedy osoby będące solą, potencjałem Pomorza - podkreśla.
PAP: Mówi się, że Pomorze znalazło się na samym dnie piekła okupacyjnego. Jak zatem wyglądała sytuacja ludności cywilnej na Pomorzu w 1939 r., po wybuchu wojny?
Teresa Patsidis: Na mocy dekretu Adolfa Hitlera z 8 października 1939 r. Niemcy anektowali część zachodnią i północną Polski, tworząc nowe jednostki administracyjne. Pomorze zostało włączone w niemiecki system prawny. Po wrześniu 1939 r. polska ludność na Pomorzu nie mogła mówić po polsku, zostały zlikwidowane wszelkie polskie instytucje, w tym system polskiej edukacji, istniało jedynie szkolnictwo niemieckie, nie funkcjonowały żadne polskie urzędy, instytucje, czy organizacje społeczne, polityczne, gospodarcze i inne.
Nastąpiły wysiedlenia rodzimej ludności. Na podstawie przygotowanych przed wojną list proskrypcyjnych, w ramach niemieckiej akcji "Tannenberg" a potem "Intelligenzaktion", skierowanej przeciwko polskim warstwo przywódczym, nastąpiły aresztowania i rozstrzeliwania. Zamarło całkowicie polskie życie społeczne i kulturalne. Wprowadzono zakaz mówienia po polsku, który był przez Niemców restrykcyjnie egzekwowany. Od 2 września 1939 r., wraz z pierwszym transportem polskich więźniów – działaczy polonijnych z wolnego miasta Gdańska, rozpoczął funkcjonowanie Obóz Stutthof.
PAP: Zapomina się, że na mocy dekretu Hitlera z 8 października część polskich ziem zachodnich i północnych, w tym: Wielkopolska, Północne Mazowsze, część Śląska i właśnie Pomorze, została włączona do Rzeszy, więc nie było tam okupacji niemieckiej...Czym zatem różniło się życie ówczesnych mieszkańców np. Warszawy od życia osób zamieszkujących Pomorze?
Teresa Patsidis: Warszawa i całe Generalne Gubernatorstwo nie były włączone do III Rzeszy Niemieckiej, lecz były okupowane. Życie Polaków na ziemiach zaanektowanych, a okupowanych przez Niemców różniło zasadniczo. Przykładowo: w Warszawie istniał terror, łapanki czy egzekucje, ale wolno było być Polakiem, można było używać polskiego języka, w sposób bardzo szczątkowy pozostawiono też niektóre instytucje polskie np. PCK, Radę Główną Opiekuńczą, Policję (tzw. granatową), nawet wychodziła po polsku, oczywiście od kuratelą niemiecką, tzw. prasa gadzinowa. Natomiast na terenach wcielonych do III Rzeszy, w tym na Pomorzu, nie można było czuć się Polakiem, nie wolno było mówić po polsku, nie istniały żadne przejawy życia społecznego, politycznego, gospodarczego, ani żadne organizacje czy instytucje polskie. Wszelkie przejawy polskości na ziemiach anektowanych spotykały się z strony niemieckiej z różnego rodzaju represjami.
PAP: Na jakiej podstawie tworzone były listy proskrypcyjne, na których zapisywano nazwiska osób niesprzyjających niemieckiej władzy?
Teresa Patsidis: Były one tworzone przez Niemców przed wojną. Na listach tych znalazło się tysiące nazwisk (około 80 tys. - naukowo to jeszcze problem otwarty). Tworzono je w następujący sposób: Gestapo zwróciło się do takich instytucji, jak np. Volksdeutsche Mittelstelle, Ministerstwo Spraw Zagranicznych (Auswaertiges Amt) oraz Ministerstwo Spraw Wewnętrznych (Reichsministerium des Innern) z wnioskiem o nadsyłanie danych osób, które dopuściły się "wykroczeń przeciw volksdeutschom w Polsce". Informacje dostarczane były przez ludność niemiecką zamieszkałą w ówczesnej Polsce do konsulatów w Katowicach, Łodzi, Poznaniu, Toruniu oraz ambasadzie w Warszawie, a stamtąd do Berlina. Na listach tych znaleźli się liderzy i aktywiści polskich środowisk. Niemieccy sąsiedzi skonfliktowani z Polakami często wykorzystywali tworzenie list proskrypcyjnych do załatwiania swoich zadawnionych w ich odczuciu krzywd i donosili również na swoich polskich sąsiadów.
Listami tymi dysponowały grupy operacyjne, Selbstschutz i policja gdańska. Była to Sonderfahndungsbuch Polen (Specjalna Lista Gończa Polaków) oraz Fahndungsbuch - Fahndungslisten (Księgi Gończe - Listy Gończe) Były to tzw. lokalne kartoteki, z których korzystał też Selbstchutz. W Wolnym Mieście Gdańsku pracownicy senatu przygotowywali listy współpracując z mniejszością niemiecką na Pomorzu i z gdańskim Gestapo. Wyżej wymienione spisy Polaków, w szczególności osób aktywnych społecznie, religijnie, politycznie kulturalnie i w inny sposób - posłużyły Niemcom do aresztowań i straceń.
PAP: We wrześniu 1939 r. specjalne grupy policji i bezpieczeństwa w oparciu o wspomniane listy rozstrzeliwały aktywistów politycznych, społecznych, świata kultury, duchowieństwo. Co wiemy na temat tej zbrodni, ile osób wtedy zginęło?
Teresa Patsidis: Na Pomorzu w okresie od jesieni 1939 r. do wiosny 1940 r. w ramach akcji skierowanej przeciwko polskim warstwom przywódczym, z rąk niemieckich zbrodniarzy zginęło około 30 tys. osób. Do organizacji paramilitarnej Volksdeutscher Selbstschutz na Pomorzu należało około 38 tys. mężczyzn narodowości niemieckiej. To członkowie organizacji Selbstschutz są odpowiedzialni za śmierć większości spośród około 30 tys. Polaków zamordowanych na Pomorzu w tym okresie. Większych miejsc straceń na Pomorzu w tym czasie było około 200. Masowych zbrodni dokonywano w Piaśnicy koło Wejherowa, w Szpęgawsku koło Starogardu Gdańskiego, w koszarach w Tczewie, Grupie - Mniszek, Fordonie koło Bydgoszczy, Tryszczynie koło Bydgoszczy, Rudzkim Moście koło Tucholi, Księżych Górach koło Grudziądza i w wielu innych miejscach na Pomorzu. Zbrodnie te funkcjonują pod wspólnym mianem Zbrodni Pomorskiej 1939 r.
Dla przykładu w Wielkopolsce w ramach tej samej akcji, w tym samym czasie, zginęło około 10 tys. osób, na Śląsku około 1 tys. 500 a na północnym Mazowszu około 1 tys. osób. Pomorze w tym okresie najdotkliwiej spłynęło krwią.
PAP: Największym miejscem egzekucji na Pomorzu były Lasy Piaśnickie, otaczające wieś Piaśnica. Co wiemy o tym miejscu kaźni?
Teresa Patsidis: Lasy Piaśnickie stały się miejscem masowych egzekucji ludności cywilnej dokonanej przez Niemców. Do Piaśnicy dowożono ofiary z miejsc zatrzymań - więzień i aresztów w Gdańsku, Gdyni, Sopocie, Tczewie, Pucku, Kartuzach oraz rampy kolejowej w Wejherowie. W Piaśnicy zginęli duchowni, nauczyciele, urzędnicy, działacze społeczni i polityczni, kupcy i inni. Ofiary przywożono koleją, także z terenu III Rzeszy, w tym osoby chore psychicznie, przeciwników ideologii nazistowskiej oraz Polaków zamieszkujących przed wojną w Niemczech. Wśród ofiar były też osoby narodowości czeskiej i Polacy narodowości żydowskiej. Do dziś udało się ustalić nazwiska jedynie ponad 800 ofiar zbrodni w Piaśnicy. Do tej pory naukowcy szacowali liczbę ofiar na około 12-14 tys. Obecnie prowadzone od 2011 r. śledztwo Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu IPN w Gdańsku pozwoli te liczby zweryfikować.
Piaśnica, to po obozie koncentracyjnym i zagłady Stutthof, największe miejsce kaźni ludności polskiej na Pomorzu w okresie II wojny światowej. Śmierć tych ludzi to dla nas zobowiązanie do krzewienia wiedzy o dorobku przedwojennym ofiar, do edukacji o patriotach Niepodległej, bohaterach, którzy swoją codzienną ciężką pracą, wykuwali polskość Pomorza, scalali pozaborowe odrodzone Państwo Polskie pod kątem społecznym, gospodarczym, politycznym, kulturowym. Osoby te były często wzorem społecznych zachowań, aktywistami swoich środowisk. Wiedza o dorobku tych ludzi pokazuje nam bezmiar straty, jakiej doznało Pomorze i Polska. Utraciliśmy osoby będące solą, potencjałem Pomorza, który zginął wraz ich śmiercią.
Nie pozwólmy, by bohaterowie codziennej pracy na rzecz niepodległej Polski, ofiary Piaśnicy, czy szerzej ofiary Zbrodni Pomorskiej 1939 r. - były nieznane i zapomniane. To dla nas, współczesnych, również zobowiązanie, by dociekać prawdy o liczbie ofiar, ich tożsamości i niemieckich sprawcach zbrodni. Około 30 tys. polskich patriotów zamordowanych przez niemieckich oprawców zasługuje na prawdę i pamięć.
PAP: Od kilku lat Muzeum Piaśnickie w Wejherowie prowadzi wspólnie z pionem śledczym gdańskiego Oddziału IPN kwerendy dotyczące niemieckiej zbrodni popełnionej w piaśnickich lasach. Co udało się dotychczas ustalić?
Teresa Patsidis: Muzeum Piaśnickie w Wejherowie, które zostało powołane przez ministra kultury i dziedzictwa narodowego prof. Piotra Glińskiego 16 grudnia 2015 r., dzięki konsekwentnym zabiegom wiceministra kultury Jarosława Sellina - dynamicznie współpracuje m.in. z gdańskim odziałem IPN, szczególnie z jego pionem śledczym, obecnie pod kierunkiem prokuratora Tomasza Jankowskiego. Wspólnie prowadzimy badania w archiwach niemieckich dotyczące zbrodni piaśnickiej i innych zbrodni popełnionych na Pomorzu w ramach eksterminacji polskich warstw przywódczych. Szczególne podziękowania należą się pracownikowi pionu śledczego, a obecnie Biura Badań Historycznych Oddziału IPN w Gdańsku dr Monice Tomkiewicz wykonującej niemieckie kwerendy na rzecz obu instytucji, jak i prokuratorowi Maciejowi Szulcowi przez lata i obecnie nadzorującemu śledztwo piaśnickie.
Z badań dr M. Tomkiewicz wynika m.in., że w Lasach Piaśnickich eksterminacja ludności miejscowej z Pomorza rozpoczęła się na przełomie października i listopada 1939 r. i trwała do pierwszych miesięcy 1940 r. W listopadzie oraz grudniu 1939 r. zginęło około 2 tys. Polaków i Żydów z Gdyni, Wejherowa i Pucka oraz powiatu kartuskiego i Gdańska. Osoby te aresztowano w ramach niemieckiej operacji "Tannenberg" i "Intelligenzaktion".
Niemcy eksterminację polskich warstw przywódczych połączyli z akcją T4 - eliminacji osób psychicznie chorych, mordując je na masową skalę, między innymi w Piaśnicy, Szpęgawsku i Grupie – Mniszku i innych miejscach.
PAP: W momencie wkroczenia Armii Czerwonej na Pomorze ludność polska – kaszubska niejednokrotnie dzieliła los ludności niemieckiej...
Teresa Patsidis: Po wejściu Armii Czerwonej do Polski tereny kraju, w 1945 r. również Pomorza, znalazły się w strefie działań sowieckich władz wojskowych i władz bezpieczeństwa. Tzw. wyzwolenie odbywało się często w atmosferze rabunków, gwałtów, wysiedleń, aresztowań, wywózek na Wschód a nawet zabójstw. Szczególnie narażone były osoby wpisane na Niemiecka Listę Narodowościową. Rosjanie zarzucali Polakom, że przez 20 lat nie potrafili sobie poradzić z mniejszością niemiecka na Pomorzu i germanizacją tych terenów. Ludność polska - kaszubska była traktowana jak ludność niemiecka. Wkraczający Sowieci nie odróżniali Polaków - Kaszubów od Niemców, nie rozumieli i nie znali złożonych relacji istniejących na Pomorzu w okresie międzywojennym. Pomorze traktowane było przez Armię Czerwoną jak tereny zdobyczne.
Rozmawiała Katarzyna Krzykowska (PAP)
autor: Katarzyna Krzykowska
ksi/ itm/