Przejęcie przez IPN teczek TW "Bolka" to nowa odsłona ciągnącej się wiele lat sprawy podejrzeń, że Lech Wałęsa w pierwszej połowie lat 70. XX wieku miał pod tym właśnie kryptonimem współpracować ze Służbą Bezpieczeństwa PRL.
W ubiegłym tygodniu prezes IPN Łukasz Kamiński poinformował, że wśród dokumentów, które znajdowały się w domu szefa MSW z lat 80. gen. Czesława Kiszczaka są: zobowiązanie do współpracy z SB podpisane: Lech Wałęsa "Bolek", teczka personalna i teczka pracy tajnego współpracownika z lat 1970-76. Według IPN dokumenty są autentyczne; będzie badana kwestia ich prawdziwości. "Nie może być żadnych materiałów mojego pochodzenia" - zapewnia Wałęsa.
IPN pierwszy pakiet dokumentów udostępni dziennikarzom i naukowcom w poniedziałek o godz. 12.
Pierwsze zarzuty wobec Wałęsy o agenturalność wysuwali jeszcze w PRL jego konkurenci w NSZZ "Solidarność", m.in. Anna Walentynowicz i Andrzej Gwiazda. Sam Wałęsa w wydanej w 1990 r. autobiografii "Droga nadziei", odnosząc się do wydarzeń grudnia 1970 r., pisał: "Prawdą jest, że rozmowy były. Powiedziałem wtedy - a jest to w protokołach - że jeśli nie dopuszczą do powstania autentycznych organizacji robotniczych zdolnych wyrażać i kontrolować rzeczywistość, dojdzie w niedługim czasie do większych jeszcze dramatów. I prawdą jest też, że z tego starcia nie wyszedłem zupełnie czysty. Postawili warunek: podpis! I wtedy podpisałem".
W czerwcu 1992 r. ówczesny szef MSW Antoni Macierewicz w rządzie Jana Olszewskiego umieścił Wałęsę - wybranego w 1990 r. na prezydenta RP - na pierwszym miejscu listy osób figurujących w archiwach MSW jako tajni współpracownicy UB i SB. Sporządzenie listy nakazała MSW uchwała Sejmu. Zapis głosił: "Kategoria: TW, kryptonim: "Bolek", figuruje w KW MO GDAŃSK w kartotece ogólnoinformacyjnej Wydz. II BEiA UOP, nr rej. 1.12535, data rej. 29 grudnia 1970 r., organ rejestrujący Wydz. III KWMO Gdańsk wydział "C" KW MO, Gdańsk, akta archiwalne zachowane, data zaprzestania kontaktów: 19 czerwca 1976 r.". 4 czerwca 1992 r. - tego samego dnia, kiedy lista trafiła do Sejmu - Izba, na wniosek Wałęsy, odwołała rząd Olszewskiego.
Tego dnia Biuro Prasowe Prezydenta opublikowało wycofane wkrótce potem oświadczenie dla PAP, w którym napisał m.in., że "w grudniu 1970 r. podpisałem 3 albo 4 dokumenty. Podpisałbym prawdopodobnie wtedy wszystko, oprócz zgody na zdradę Boga i Ojczyzny, by wyjść i móc walczyć".
Sam Wałęsa mówił, że nie był agentem. Wkrótce po 4 czerwca oglądał swoje akta w ówczesnym Urzędzie Ochrony Państwa (który przechowywał wtedy archiwa służb specjalnych PRL). Komunikat biura prasowego prezydenta głosił, że "Prezydent interesował się (...) zwłaszcza zawartością archiwum dawnego UB i SB. Zapoznał się także z materiałami związanymi z jego osobą. Archiwalia te chronologicznie obejmują okres od grudnia 1970 do początków 1973 r. Składają się z raportów oficera SB będących streszczeniami przesłuchań. Ponad 95 proc. kilkusetstronicowej dokumentacji zawiera informacje oraz donosy agentów, jak również ludzi, którzy osobiście znali wówczas Lecha Wałęsę". Biuro prasowe podało wtedy, że na żadnym dokumencie nie stwierdzono autentycznego podpisu prezydenta.
W 1997 r. Sejm uchwalił ustawę lustracyjną. W sierpniu 2000 r. Sąd Lustracyjny orzekł, że Wałęsa złożył prawdziwe oświadczenie lustracyjne, iż nie był agentem służb specjalnych PRL. Wałęsę lustrował sąd z urzędu jako kandydata w wyborach prezydenckich.
W ustnym uzasadnieniu sędzia Paweł Rysiński podkreślał, że w sprawie "poza trzeciorzędnymi, budzącymi najzupełniej w tej sytuacji zasadnicze wątpliwości dokumentami nie ma - oprócz wypisu z rejestru byłej SB - jakiegokolwiek dowodu, który potwierdzałby fakt współpracy Lecha Wałęsy jako tajnego współpracownika o pseudonimie +Bolek+ z byłą SB". Sędzia dodał, że materiał dowodowy pozwala na "graniczące z pewnością stwierdzenie", że najprawdopodobniej materiały oryginalne na temat współpracy Wałęsy nigdy nie istniały.
Sędzia powołał się na dokument SB z 1985 r., w którym rekonstruowano "działania specjalne" SB wobec Wałęsy. Wynika z niego, że trzy lata wcześniej - w 1982 roku - SB fałszowała własne akta, by skompromitować Wałęsę nie tylko w społeczeństwie polskim i w "Solidarności", ale także za granicą.
"Pierwszy etap działań polegał na +przedłużeniu działalności+ tajnego współpracownika +Bolek+, tj. Lecha Wałęsy o minimum 10 lat (ostatnie doniesienie +Bolka+ pochodziło z 1970 roku)" - napisał autor notatki, oficer SB. "Korzystając ze wszystkich dostępnych materiałów, tj. stenogramów przemówień Lecha Wałęsy wygłoszonych w różnych miastach Polski, komunikatów Biura B, materiałów techniki operacyjnej sporządziliśmy kilka doniesień, z których ostatnie nosiło datę prawdopodobnie 1981 r." - pisał funkcjonariusz. "+Dokumentom+ nadano właściwą szatę graficzną (charakter pisma tajnego współpracownika +Bolek+, omówienie, odpowiedni papier). Na każdym z doniesień zaznaczone było miejsce jego odbioru oraz sposób przekazania. Elementy te dobierano w taki sposób, żeby pasowały one do Lecha Wałęsy, zwłaszcza sposobu jego zachowania i miejsc pobytu, o których wiedzieli inni."
"Drugi etap operacji polegać miał na rozprowadzeniu sporządzonych doniesień w taki sposób, aby doprowadzić do prawdziwego lub pozornego sądu nad Wałęsą oraz sporego poruszenia całego byłego NSZZ +Solidarność+" - pisał w 1985 r. funkcjonariusz SB. Mówiąc o tym dokumencie, sędzia oświadczył: "W sposób oczywisty jego wymowa wskazuje na to, że nawet gdyby sąd dotarł do pierwotnego, oryginalnego dokumentu, ręcznie sporządzonego przez tajnego współpracownika +Bolek+, to i tak w dniu dzisiejszym nie byłby w stanie stwierdzić, że istotnie ten dokument jest oryginalny, ponieważ wymowa tego pisma, które sąd dzisiaj ujawnił, jest jednoznaczna".
Według autora notatki działania SB doprowadziły do tego, że w 1982 r. Wałęsa nie dostał pokojowej Nagrody Nobla (ówczesny lider podziemnej "S" otrzymał ją rok później - PAP). Według notatki stało się tak m.in. dzięki przesłaniu ambasadorowi Norwegii w Polsce podrobionych donosów Wałęsy i pokwitowań za nie.
Po wyroku Wałęsa powiedział, że był to jedyny możliwy werdykt, który "rozwiązuje sprawę". Przyznał, że nie wierzy, by wyrok przekonał wszystkich.
W 2005 r. Wałęsa dostał od powstałego w 2000 r. Instytutu Pamięci Narodowej status pokrzywdzonego, czyli osoby rozpracowywanej przez służby PRL. Zapowiedział wtedy, że będzie pozywał każdego, kto by twierdził, że był on tajnym współpracownikiem SB.
W 2008 r. IPN wydał książkę pt. "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii" autorstwa ówczesnych historyków Instytutu Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka. Twierdzili oni, że Wałęsa był agentem SB o kryptonimie "Bolek"; przyjął od SB 13 100 ówczesnych zł; akta współpracy zabrał z UOP w latach 90., gdy był prezydentem, a Sąd Lustracyjny wadliwie ocenił dowody nt. Wałęsy i pominął ich część. Wałęsa nie pozwał autorów książki.
W 751-stronicowej książce zamieszczono wiele dokumentów SB. Pierwszym jest karta ewidencyjna Wałęsy E-14 o "wyrejestrowaniu" "Bolka" z ewidencji operacyjnej SB 19 czerwca 1976 r. z powodu "niechęci do współpracy". Nr ewidencyjny 12535 odpowiada numerowi dziennika rejestracyjnego gdańskiej SB, w którym 29 grudnia 1970 r. zarejestrowano "Bolka" jako tajnego współpracownika.
Jest tam notatka st. szer. SB Marka Aftyki z 21 czerwca 1978 r. o przeglądzie akt Wałęsy ze zdaniem: "Do współpracy z organami bezpieczeństwa pozyskany został w dniu 29 XII 1970 r. jako TW ps. "BOLEK" na zasadzie dobrowolności przez st. insp. Wydziału II KW MO w Olsztynie kpt. [Edwarda] Graczyka". Inne źródło, to tzw. "arkusz ewidencyjny osoby podlegającej internowaniu", w którym - jeszcze w listopadzie 1980 r. - gdańska SB napisała, że Wałęsa był "29.12.1970 pozyskany do współpracy z SB. W okresie 1970-72 przekazał szereg informacji dot. negatywnej działalności pracowników Stoczni".
"Zachowana dokumentacja dotycząca działalności TW +Bolek+ jest na tyle skąpa, że nie pozwala na całościowy opis i ocenę jego aktywności" - pisali autorzy. Dodali, że akta SB dotyczące Wałęsy "brakowano" przynajmniej dwa razy: w latach 1989-1990 oraz 1992-1995. Według książki, do 1992 r. w UOP znajdowało się ponad 30 różnych dokumentów związanych z "Bolkiem", w tym "notatka odręczna prawdopodobnie rekonstruująca treść zobowiązania do współpracy TW +Bolek+ z SB". Akta te ukradziono w latach 90. z UOP - napisali.
Podkreślali, że choć w latach 70. gdańska SB miała czterech agentów o kryptonimie "Bolek", to tylko jeden pracował w stoczni i miał nr ewidencyjny 12535. "Bolek" miał trzech oficerów prowadzących: kpt. Edwarda Graczyka, kpt. Henryka Rapczyńskiego i kpt. Zenona Ratkiewicza. Według autorów kontakt z "Bolkiem" w stoczni utrzymywał rezydent SB "Madziar", kpt. Józef Dąbek. Odbierał on doniesienia, przekazywał zadania do wykonania oraz wręczał pieniądze.
W książce wydrukowano dwa pokwitowania odbioru pieniędzy przez "Bolka" za udzielone SB informacje - 1500 zł 18 stycznia 1971 r. oraz 700 zł 29 czerwca 1974 r. Opublikowano tam m.in. cztery zachowane doniesienia "Bolka" z kwietnia i listopada 1971 r., które jeden z autorów pracy odnalazł w gdańskim IPN. Są też tam trzy fragmenty doniesień i podsumowań donosów "Bolka" z lat 1971-72, a także kopie ręcznego doniesienia "Bolka" ze stycznia 1971 r. oraz dwóch pokwitowań odbioru pieniędzy.
Autorzy nie umieli określić, na ile prawdopodobna jest hipoteza, że agenturalna działalność wpłynęła na decyzję o przyznaniu Wałęsie w październiku 1972 r. stoczniowego mieszkania. Według autorów "Bolek" był "współpracownikiem aktywnym, posłusznym, ofensywnym, pomysłowym i dość skrupulatnym"; dbał też o konspirację.
"W znanych nam zaledwie kilku dokumentach dotyczących bezpośrednio działalności TW +Bolek+ przewinęły się 24 nazwiska, z czego większość stanowią jego koledzy z wydziału W-4 i Rady Oddziałowej oraz uczestnicy rewolty grudniowej 1970 r." - pisali autorzy. Dodali, że jako członek komitetu strajkowego w Grudniu '70, a później reprezentant załogi w rozmowach z dyrekcją stoczni, w tym z I sekretarzem KC PZPR Edwardem Gierkiem, "Bolek" cieszył się autorytetem i zaufaniem stoczniowej załogi.
"Bolek" przekazywał SB m.in. informacje o nastrojach na wydziale W-4 stoczni, okolicznościach podpalenia siedziby PZPR w Gdańsku, o odszkodowaniach za grudzień 1970 r. oraz o próbie zakłócenia pochodu 1 maja w 1971 r. Informacje "Bolek" zdobywał nawet podczas zwolnień lekarskich - podkreślali autorzy. W kwietniu 1971 r. "Bolek" mówił Rapczyńskiemu, że pracownik stoczni Józef Szyler (lider robotniczy z wydziału W-4) mówił mu, że "ma szanse uciec do NRF". SB wszczęła sprawę operacyjną wobec Szylera. O innym, nieznanym mu robotniku, który wzywał do walki o postulaty "sposobem grudniowym", "Bolek" pisał m.in., że jest "wysoki, szczupły, bez zębów z przodu", dzięki czemu SB ustaliła jego personalia.
"W latach 1970-[19]72 wymieniony już jako TW ps. "BOLEK" przekazywał nam szereg cennych informacji dot. destrukcyjnej działalności niektórych pracowników; na podstawie otrzymanych materiałów założono kilka spraw" - pisał w notatce Aftyka. Dodawał, że "w sumie otrzymał 13 100 zł; wynagrodzenie brał bardzo chętnie".
Według Aftyki "po ustabilizowaniu się sytuacji w stoczni dało się zauważyć niechęć do dalszej współpracy z naszym resortem. Tłumaczył on to brakiem czasu i tym, że na zakładzie nic się nie dzieje. Żądał również zapłaty za przekazywane informacje, które nie stanowiły większej wartości operacyjnej. Podczas kontroli przez inne źródła informacji stwierdzono, że niejednokrotnie w przekazywanych informacjach przebijała się chęć własnego poglądu na sprawę, nadając jej niejako opinię środowiskową. Stwierdzono również, że podczas odbywających się zebrań dość często bez uzasadnienia krytykował kierownictwo administracyjne, partyjne i związkowe wydziału".
Jeden z agentów ze stoczni, TW "Kolega", podawał 15 lipca 1974 r., że "Wałęsa powiedział, że jedyną drogą jest organizacja związków mająca na celu pozbycie się +czerwonych pająków+ w szeregu związków, którzy tylko patrzą +żeby wykorzystać sytuację budując domy, luksusowe samochody, odpoczywają na zagranicznych wczasach+". Aftyka pisał, że z Wałęsą przeprowadzano po każdym takim wystąpieniu rozmowy, wytykając mu "niewłaściwość" postępowania, ostrzegając go, że może być zwolniony z pracy. W kwietniu 1976 r. zwolniono go. Aftyka dodał, że "ponowne nawiązanie kontaktu z TW +Bolek+ spowodowało u niego bardzo aroganckie zachowanie w stosunku do naszego pracownika i stwierdzenie, że na żadne spotkanie nie przyjdzie, gdyż nie chce naszych organów znać".
W czerwcu 1976 r. wyeliminowano go z "czynnej sieci agenturalnej", a teczkę personalną i roboczą złożono w archiwum KW MO w Gdańsku. Z notatki mjr. SB Czesława Wojtalika i mjr. Ryszarda Łubińskiego z 9 października 1978 r. wynika, że 6 października przeprowadzili oni rozmowę z Wałęsą w celu podjęcia "próby ponownego pozyskania" i "zneutralizowania jego negatywnej działalności prowadzonej w ramach tzw. Wolnych Związków Zawodowych". "Oświadczył, niepytany, że nie będzie o niczym z nami rozmawiał, działalności w WZZ się nie wyrzeknie, nie życzy sobie aby przeszkadzano mu w pracy (...) a poza tym o nachodzeniu go zamelduje komu trzeba" - pisali esbecy. Dodali, że swą wcześniejszą "pomoc" ocenia jako swój błąd; "zresztą z popełnienia tego błędu zwierzył się swoim znajomym z opozycji". "Pociesza go jedynie fakt, że nie tylko on błąd taki w przeszłości popełnił, ale popełnili go także Gwiazdowie, Bulc i Borusewicz" - głosi notatka SB.
Osiem dni po tej rozmowie SB zaczęła Wałęsę rozpracowywać w operacji pod kryptonimem "Bolek" - napisali autorzy.
Opisali też, że podczas internowania Wałęsy w stanie wojennym zainicjowano działania operacyjne, których celem było skompromitowanie go zarzutem współpracy z SB w oczach podziemia oraz świata zachodniego (tak by nie dostał pokojowej Nagrody Nobla). Działania te prowadziło tzw. biuro studiów MSW. I tak już w lutym 1982 r. w obozie dla internowanych podrzucono Annie Walentynowicz kopie doniesień "Bolka" z 1971 r. i pokwitowań pieniędzy przez niego. Ona natychmiast to zniszczyła.
O "działaniach specjalnych" SB wobec Wałęsy wiadomo tylko z oświadczenia oficera biura studiów mjr. Adama Stylińskiego, złożone w 1985 r. po ucieczce na Zachód Eligiusza Naszkowskiego, lidera "S" w Pile, a zarazem agenta i oficera SB. Pisał on m.in., że "pierwszy etap działań polegał na +przedłużeniu działalności TW +Bolek+;, tj. L. Wałęsy, o minimum 10 lat". W ramach realizacji tego planu SB przekazała członkom Komitetu Noblowskiego doniesienie "Bolka" i pokwitowanie odbioru pieniędzy.
Według autorów "wszystko wskazuje", że SB korzystała w tych działaniach "także z autentycznych dokumentów archiwalnych TW +Bolek+", co ma potwierdzać notatka st. chor. Tadeusza Maraszkiewicza z 1985 r. Pisał on, że w tych działaniach SB chodziło m.in. o "kontynuację przerwanej uprzednio współpracy z resortem". "Logicznie rzecz ujmując, nie można kontynuować czegoś, co w przeszłości nigdy nie zaistniało" - piszą autorzy. Według nich mimo fiaska akcji SB i przyznania w 1983 r. Nobla Wałęsie, akcję "Bolek" (od 1983 r. pod nazwą Zadra") kontynuowano do drugiej połowy lat 80.
W książce podano, że wykonując uchwałę lustracyjną Sejmu, Macierewicz zebrał w UOP "kilkadziesiąt istotnych dokumentów" "Bolka", w tym ok. 20 jego donosów z lat 1971-1974, znalezionych w aktach innych spraw operacyjnych SB. Według autorów autentyczność dokumentów, które zebrał Macierewicz, "nie budziła wątpliwości" i wykluczone jest, "by dołożono je później". Zarazem dodają, że w gdańskim UOP nie było ani teczki personalnej, ani teczki pracy "Bolka".
Szeroko opisano sprawę otrzymania w 1992 r. przez prezydenta Wałęsę z UOP, mocą decyzji ówczesnego szefa MSW Andrzeja Milczanowskiego, zgromadzonej na jego temat dokumentacji SB, która wróciła do UOP po kilku miesiącach zdekompletowana. Zniknęły najważniejsze dokumenty świadczące, że urzędujący prezydent był "Bolkiem" - pisano.
We wrześniu 1996 r. szef MSW z SLD Zbigniew Siemiątkowski napisał w notatce dla prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, że do UOP nie wróciły m.in. "notatki i doniesienia agenturalne od Lecha Wałęsy", "jego dokumenty rejestracyjne" i "pokwitowania Lecha Wałęsy na odbiór wynagrodzenia za działalność agenturalną". Choć poproszono wtedy byłego prezydenta, aby zwrócił brakujące materiały, nie odpowiedział. Siemiątkowski powiadomił o sprawie prokuraturę, która początkowo postawiła Milczanowskiemu oraz szefom UOP Jerzemu Koniecznemu i Gromosławowi Czempińskiemu zarzut utraty tajnych akt. W 1999 r. umorzyła śledztwo, uznając iż nie doszło do przestępstwa. Wałęsa zaprzeczał, jakoby miał jakieś tajne dokumenty, a zarzuty uznawał za prowokację.
Ponadto książka opisała zniszczenia akt SB co do "Bolka", do których doszło w latach 90. w gdańskim UOP. W ich miejsce podrzucono inne, które według autorów są falsyfikatami, a które mają świadczyć, że w latach 70. Wałęsa nie współpracował z SB.
Opisując wyrok Sądu Lustracyjnego z 2000 r. wobec Wałęsy, autorzy ocenili, że sąd oparł się głównie na notatce Stylińskiego, że w działaniach SB przeciw Wałęsie chodziło o "+przedłużenie działalności+ TW ps. Bolek, tj. Lecha Wałęsy, o minimum 10 lat". Według autorów, cudzysłów oznaczał, że "przedłużenie" to miało charakter nienaturalny, bo sprawa TW "Bolek" zakończyła się w 1976 r., ale sąd uznał, że cudzysłów to dowód, iż Wałęsa nigdy nie współpracował z SB. "Gdyby rzeczywiście nie było wcześniejszego okresu współpracy L. Wałęsy z SB, to użycie zwrotu o "+przedłużeniu działalności TW +Bolek+" nie miałoby żadnego sensu" - czytamy w książce.
Według autorów nie wiadomo, na jakiej podstawie sąd wysnuł wnioski, że autentyczna teczka "Bolka" nigdy nie istniała, a Macierewicz w 1992 r. dysponował aktami sfałszowanymi przez SB. Zdaniem autorów sąd pominął ustalenia śledztwa co do zaginionych dokumentów "Bolka".
Sąd replikował wtedy, że wniosek, iż Macierewicz dysponował w 1992 r. aktami sfałszowanymi przez SB, sąd wysnuł na podstawie opinii grafologicznej z listopada 1990 r. stwierdzającej, że własnoręczne "doniesienie" z dnia 12 stycznia 1971 r. i dwa pokwitowania odbioru pieniędzy z lutego 1971 r. i czerwca 1974 r. nie zostały sporządzone przez Wałęsę.
W lipcu 2010 r. pion lustracyjny IPN zdecydował, że nie wystąpi o wznowienie procesu lustracyjnego Wałęsy. IPN uznał, że książka "nie przynosi nowych faktów". Wcześniej przez dwa lata IPN sprawdzał, czy można na jej podstawie wznowić proces b. prezydenta. Obecnie IPN nie ma już możliwości wystąpienia o takie wznowienie, bo minął 10-letni termin na to (chyba że zmieniono by obecną ustawę lustracyjną).
W 2008 r. prezydent Lech Kaczyński, pytany w telewizji Polsat, czy Wałęsa był "Bolkiem", odparł, że wie o tym niezależnie od książki IPN, której jeszcze nie czytał. Za te słowa Wałęsa pozwał go o ochronę dóbr osobistych, wnosząc o odwołanie tych słów i o 100 tys. zł zadośćuczynienia. W 2009 r. Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił wniosek prezydenckiego prawnika o odrzucenie pozwu. Adwokat zapowiedział odwołanie do wyższej instancji. Wałęsa cofnął swój pozew po śmierci L. Kaczyńskiego w 2010 r. w katastrofie smoleńskiej.
Wałęsa pozwał także b. działacza WZZ Krzysztofa Wyszkowskiego, który zarzucił mu współpracę z SB. Prawomocnym wyrokiem z 2011 r. Sąd Apelacyjny w Gdańsku nakazał Wyszkowskiemu przeprosiny Wałęsy. Wyszkowski nie wykonał wyroku; w tej sytuacji Wałęsa skorzystał z tzw. zastępczego wykonania przeprosin i opublikował je w TVN na swój koszt.
W 2015 r. pion śledczy IPN w Białymstoku umorzył z powodu przedawnieniu śledztwo ws. działań SB wobec Wałęsy, m.in. fabrykowania dokumentów, które miały świadczyć o jego współpracy z SB. Prokuratorzy IPN ustalili, że w latach 1982-83 w ramach Biura Studiów MSW podjęto próbę podrobienia dokumentów dotyczących rzekomej współpracy Wałęsy z organami bezpieczeństwa państwa. "Sporządzane w trakcie tej operacji +dokumenty+ były na bieżąco poddawane badaniom przez pracujących w strukturach MSW biegłych z zakresu identyfikacji pisma ręcznego, którzy za każdym razem stwierdzali ich nieautentyczność. W tej sytuacji wszystkie wytworzone materiały zostały zniszczone" - podał IPN.
W 2008 r. b. oficer SB Edward Graczyk - świadek w tym śledztwie - zaprzeczył, by zwerbował Wałęsę do współpracy. W ujawnionym przez IPN protokole przesłuchania Graczyk mówił zarazem, że "w dokumentach, które sporządzał, L.W. (dane osobowe zanonimizowano - PAP) był przypisany pseudonim +Bolek+". Graczyk przyznał, że rozmawiał z Wałęsą podczas rozruchów w 1970 r. "Miałem na uwadze to, że jeśli pan W. potrafi panować nad tłumem, to pomoże opanować sytuację w stoczni, która była bardzo zła" - dodał. Jego zdaniem "w trakcie rozmowy pan W. zgodził się, że pomoże, aby na stoczni zaprowadzić spokój".
Graczyk mówił, że w Gdańsku pracował "pod egidą wydziału III" SB i "przekazywał im wszelkie informacje, które uzyskał od L.W.". "Nie wiem, czy na podstawie tych dokumentów pan W. został zarejestrowany jako tajny współpracownik" - zeznał. Dodał, że w późniejszym okresie kilkakrotnie spotykał się z Wałęsą, a ze spotkań sporządzał notatki. "W wyniku informacji przekazywanych przez pana W. żadna osoba nie została pokrzywdzona" - zeznał. Przyznał, że dawał "pieniądze przeznaczone na zwrot kosztów poniesionych przez L.W. i nie otrzymywał żadnych pokwitowań od L.W."
Wałęsa zaprzeczał, by dostawał jakieś pieniądze od SB. Jego zdaniem Graczykowi pokazano "bardzo kiepskiej jakości ksero z ksero", więc "starszy człowiek bez okularów tam nic nie widział". "Wiem, że nie byłem agentem i ten pan potwierdza" - podkreślił.
W piątek Wałęsa napisał w sieci, że nie współpracował z SB, ale popełnił błąd, dał słowo "sprawcy" i nie może ujawnić prawdy. "Nie zostałem złamany w grudniu 1970 r., nie współpracowałem z SB, nigdy nie brałem pieniędzy, żadnego ustnego, ani na piśmie nie złożyłem donosu. Popełniłem błąd, ale nie taki, dałem słowo, że go nie ujawnię, na pewno nie teraz, jeszcze nie teraz. Chyba że ujawnią go inni. Jeszcze żyje człowiek sprawca, który powinien ujawnić prawdę i na to liczę. Miałem miękkie serce" - napisał Wałęsa.
W kolejnym wpisie Wałęsa wskazał, że jako donosy mogły zostać wykorzystane jego odręczne notatki zarekwirowane podczas rewizji. "Podczas jednej z rewizji wpadła odręcznie napisana osobista moja relacja z grudnia 1970 r. [były tam nazwiska i zachowania]. Materiały te można wykorzystać jako donosy. Dlatego jeśli znaleziono jakieś niejasne dokumenty, należy to dokładnie fachowo sprawdzić" - napisał. (PAP)
sta/ itm/ mhr/ bk/