Piłsudski wymanewrował Austriaków, Niemców i polskich konkurentów do władzy odradzającego się państwa. Musiał mieć nie dwa, lecz przynajmniej trzy sumienia – pisze o Józefie Piłsudskim redaktor naczelny miesięcznika „Mówią wieki” prof. Michał Kopczyński.
„Za każdym razem grał o wszystko i za każdym razem wygrywał. Gdy 10 listopada 1918 roku wrócił do Warszawy jego autorytet był tak wielki, że Rada Regencyjna oddała mu władzę” – pisze w artykule wstępnym redaktor naczelny „Mówią wieki”. W jego opinii marszałek Józef Piłsudski dysponował ogromnymi talentami politycznymi pozwalającymi mu na dokonywanie niespotykanych zwrotów w strategii osiągania celów. Porównuje go do księcia Józefa Poniatowskiego, który mimo deklarowanej lojalności wobec największego sojusznika – Napoleona Bonaparte, działał jedynie w interesie odrodzenia Polski. „Od dawna każdy Polak ma dwa sumienia, że przede wszystkim, Polak chce być Polakiem i jeżeli tego nie można osiągnąć jedną drogą, szuka drugiej” – powiedział cytowany przez prof. Kopczyńskiego książę Poniatowski, gdy zarzucano mu i innym ministrom Księstwa układy z Rosją.
Autorzy najnowszego „Mówią wieki” przedstawiają trzy dni z życia Piłsudskiego, które okazały się kluczowe dla powodzenia jego planów politycznych. Co zaskakujące, nie ma wśród nich powszechnie kojarzonego z postacią Piłsudskiego 11 listopada 1918 r. W cieniu tej daty pozostaje wydarzenie z 16 listopada 1918 r. Jak przypomina historyk z IPN Jan Jerzy Milewski tego dnia Piłsudski, jako „Wódz Naczelny Armii Polskiej” notyfikował państwom zachodnim „istnienie Państwa Polskiego Niepodległego, obejmującego wszystkie ziemie zjednoczonej Polski”. Pomimo braku nowego rządu i podstaw prawnych funkcjonowania głównych instytucji państwa, Piłsudski uznał, że ogłoszenie odrodzenia Polski jest krokiem kluczowym dla uznania go przez ententę.
Droga Piłsudskiego do przełomu listopada 1918 r. rozpoczęła się w sierpniu 1914 r. w Krakowie. „Na wieść o wybuchu wojny z Serbią Józef Piłsudski ogłosił częściową mobilizację strzelców, a 3 sierpnia 1914 roku na krakowskich Oleandrach sformowanie Pierwszej Kompanii Kadrowej, mającej stanowić zalążek Wojska Polskiego” – przypomina dr hab. Piotr Szlanta z Instytutu Historycznego UW. W jego opinii, pomimo klęski marszu Pierwszej Kadrowej do Królestwa, ów nieskonsultowany z dowództwem austrowęgierskim marsz na Kielce sprawił, że sprawa powstania polskiej formacji stała się kwestią polityczną. W artykule dr hab. Piotr Szlanta przypomina również opinie obserwatorów ówczesnych wydarzeń. „Jakieś dzikie pragnienie wojny opętało ludzi. Niezrozumiała radość tryska z rozpromienionych twarzy” – wspominał jeden z żołnierzy Legionów.
Po niemal 100 latach od bitwy warszawskiej wciąż wywołuje ona gorące spory. Z dala od sporów o autorstwo planu osiemnastej bitwy decydującej o losach świata jest tekst Bogusława Kubisza, w którym przypomina noc z 5 na 6 sierpnia 1920 r., gdy Piłsudski podjął decyzję o ofensywie znad Wieprza. W sierpniu 1920 roku nie wydarzył się żaden cud. Naczelny Wódz przyjął bardzo dobry plan kontrofensywy, sztabowcy z gen. Rozwadowskim na czele dobrze go opracowali, a Wojsko Polskie dzielnie i skutecznie go zrealizowało” – podkreśla autor.
Historia Legionów oraz losy sprawy polskiej w I wojnie światowej są jedynie wycinkiem historii konfliktu toczonego na trzech kontynentach. Zapomnianym epizodem „Wielkiej Wojny” jest wojna niemiecko-japońska na Dalekim Wschodzie. Jak zauważa w swoim artykule Łukasz Czarnecki z Uniwersytetu Jagiellońskiego „pierwsza wojna światowa była krwawym, trwającym pięć lat koszmarem. W każdym razie w Europie, bo na Dalekim Wschodzie wielka wojna białych ludzi umożliwiła Japonii osiągnięcie statusu wielkiego mocarstwa. I to niewielkim kosztem”. Zdaniem autora, stosunkowo niewielkie terytorialnie zdobycze terytorialne były dla Japonii wstępem do późniejszej brutalnej ekspansji kolonialnej oraz traktowania swego wielkiego sąsiada – Chin, wyłącznie jako obszaru podboju i wyzysku.
Niemiecka ekspansja na Dalekim Wschodzie była tylko jednym z elementów prowadzonej w czasach Wilhelma II polityki kolonialnej. Jej bilans próbuje zarysować dr hab. Piotr Szlanta. Zauważa, że już przed 1914 r. wielu Niemców zauważyło, że kolonizacja w wykonaniu ich kraju nie przynosi jakichkolwiek korzyści. Nazywano ją nawet „pięknym kłamstwem”. Skandale związane z brutalnym traktowaniem miejscowej ludności, korupcja, brak zysków ekonomicznych sprawiały, że podważano sens zamorskiej ekspansji. „Koloniści uprawiali wobec tubylców politykę ołowiu, prochu i bata, pogłębiając w ten sposób uprzedzenia rasowe” – podkreśla autor. Wbrew tak mrocznej wizji niemieckiego kolonializmu przyniosła ona również pewne korzyści tubylcom: „w 1913 roku ok. 120 tys. afrykańskich dzieci z niemieckich kolonii (ok. 1,5 proc. ich ludności) uczęszczało do szkół misyjnych i rządowych. Był to jeden z najwyższych wskaźników scholaryzacji w ówczesnych koloniach”.
O okrągłej rocznicy innego odległego od polskich granic konfliktu przypomina Antonina Łuszczykiewicz z Uniwersytetu Jagiellońskiego. W 1962 r. komunistyczne Chiny i Indie stoczyły wojnę o pograniczne obszary Tybetu. Historia tego konfliktu pokazuje jak niewiele może dzielić blisko współpracujące państwa od pogrążenia się w niebezpiecznym konflikcie. Zachowanie ChRL wskazuje również na nieprzewidywalność reżimów totalitarnych. „Biorąc pod uwagę to niespodziewane i nieprzynoszące Chińczykom żadnych konkretnych korzyści zakończenie wojny, należy się zastanowić, co tak naprawdę chcieli oni osiągnąć” – stwierdza autorka opisując niespodziewane zakończenie konfliktu.
Historia polskiego komunizmu ma równie zaskakujące oblicza. „Bolesław Piotr Branicki zdecydowanie wyróżniał się wśród oficerów tworzących kadrę kierowniczą Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Od statystycznego funkcjonariusza dzieliła go intelektualna przepaść – świetnie wykształcony, oczytany, poliglota (ponoć władał biegle pięcioma językami obcymi i nieco mniej biegle kolejnymi pięcioma), miał niezliczone zainteresowania obejmujące nauki ścisłe i humanistyczne” – pisze Paweł Miziołek w białostockiego IPN w artykule „Co myślicie o towarzyszu Branickim?”.
Miłośnicy dziejów politycznych świata starożytnego mogą przeczytać o jednym z najbardziej szalonych władców Rzymu – cesarzu Kaliguli. Wiele z jego działań może przywoływać skojarzenia z polityką dwudziestowiecznych totalitaryzmów. „Zamierzał zniszczyć nawet poematy Homera, usunąć ze wszystkich bibliotek państwowych dzieła i posągi Wergiliusza oraz Tytusa Liwiusza, zarzucając im brak talentu i niedbałość” – pisze o rządach „Sandałka” filolog klasyczny prof. Stanisław Stabryła.
Biografią znacznie mniej znanej postaci przypomina historyk średniowiecza Grzegorz Myśliwski z Instytutu Historycznego UW. Jest nim dwunastowieczny żydowski podróżnik Beniamin z Tudeli. Jego relacje są niezwykle cenne ze względu na opisy żydowskich diaspor rozsianych po ogromnych obszarach ówczesnego świata. „W odwiedzanych miastach od Barcelony po Bagdad podróżnik wymieniał starszych gmin żydowskich z imienia. Starał się podawać także liczbę wyznawców judaizmu w danym mieście” – pisze autor. Inną nieznaną kartę dziejów średniowiecza przypomina również Michał Janik w artykule poświęconym plemionom Wieletów. „Była to federacja plemion skupionych wokół wspólnego kultu Swarożyca w Radogoszczy, w ziemi plemienia Redarów – dziś to niemieckie landy Pomorze Przednie, Meklemburgia i Brandenburgia. Historia tych ludów jest pełna znaków zapytania” – podkreśla autor.
Historii życia codziennego i gospodarki dotykają dwa artykuły. „Stabilność władzy, jej prestiż i pokój społeczny zapewniały rytualne gesty oraz wzajemne dary. Pożądaną cnotą nie była oszczędność, lecz ostentacyjna szczodrość” – pisze mediewista Krzysztof Kowalewski. W swoim artykule zarysowuje przełom jaki nastąpił u progu epoki nowożytnej, gdy w Europie pojawiło się przekonanie, że oszczędność jest istotną cnotą społeczną. „Nowy stan ducha przedsiębiorczości – według Maxa Webera – zadecydował o narodzinach kapitalizmu” – podkreśla autor. Pretekstem do opowiedzenia o dawnym stosunku do czystości jest historia dwóch znajdujących się w zbiorach Zamku Królewskiego w Warszawie artefaktów – siedemnastowiecznej holenderskiej szafy i prasy do bielizny. „Od początku XVII wieku domowe szafy były wypełnione luksusową bielizną: stołową, pościelową lub ubraniową. Ten mebel był ważną częścią posagu niderlandzkich kobiet, symbolem ich statusu w rodzinie, oznaką dobrobytu” – podkreśla Maciej Choynowski z Zamku Królewskiego w Warszawie.
Najnowsze „Mówią wieki” to kolejny numer magazynu zawierający redagowany we współpracy z Narodowym Bankiem Polskim dodatek „Polskie osiągnięcia naukowo-techniczne”. Tym razem autorzy przypominają wspaniałe osiągnięcia polskich naukowców, które wpłynęły na losy II wojny światowej. Najbardziej spektakularnego wyczynu dokonał Zygmunt Jelonek z ośrodka badawczego Signal Research and Development Establishment w Christchurch. Kierował tam zespołem, który stworzył radiostację WS Nr 10, pionierską w skali światowej linię radiową o ośmiu kanałach komunikacyjnych, umożliwiającą łączność dowództwa z oddziałami walczącymi na plażach Normandii podczas D-Day” – pisze historyk gospodarki prof. Bolesław Orłowski. Historię złamania kodów niemieckiej enigmy przypomina prof. Tadeusz Rutkowski. „Wobec braku pełnej dokumentacji brytyjskiej trudno dziś ocenić wpływ złamania kodu Enigmy na wynik drugiej wojny światowej. Można jednak sądzić, że bez tego wygranie wojny przez sprzymierzonych byłoby znacznie trudniejsze i okupione jeszcze większymi stratami” – podkreśla historyk z Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego.
Michał Szukała PAP
szuk/ ls/