W ocenie historyków na terenie obejmującym dawne Prusy Wschodnie w czasie II wojny św. mogło być znacznie więcej obozów jenieckich czy karnych, niż jest to obecnie ustalone, a badań wymagają zwłaszcza te obozy, które zakładali na tym terenie Sowieci.
Prof. Stanisław Achremczyk, który kieruje olsztyńskim Ośrodkiem Badań Naukowych (OBN) uważa, że teren dawnych Prus Wschodnich w czasie II wojny światowej można nazwać "jednym wielkim obozem".
"Tu trafiali żołnierze od pierwszych dni wojny, m.in. walczący w kampanii wrześniowej, czy obrońcy twierdzy Modlin. Do obozów w Prusach trafiali także żołnierze radzieccy, Włosi, Francuzi" - mówił prof. Achremczyk podczas odbywającej się w mijającym tygodniu konferencji poświęconej obozom w dawnych Prusach Wschodnich. Podkreślał przy tym, że szczególnie ciężko surowy mazurski klimat dotykał jeńców włoskich, których zimno i wilgoć zabijały. Tak się stało m.in. z jeńcami obozu w Prostkach pod Ełkiem.
Dr Waldemar Brenda, który kieruje olsztyńską delegaturą Instytutu Pamięci Narodowej uważa nawet, że wciąż nie dysponujemy pełną wiedzą o tym, ile obozów było w Prusach i gdzie się one mieściły. O bardzo wielu zinwentaryzowanych obozach historycy mają niepełną wiedzę.
Szef olsztyńskiego OBN przyznał, że praktycznie w każdym wschodniopruskim mieście i miasteczku działały obozy i więzienia, do których trafiali jeńcy wojenni. Największym i najbardziej znanym dziś obozem był ten pod Olsztynkiem czy w Sztutowie, ale de facto takich miejsc było znacznie więcej. W niektórych miastach, np. Iławie czy Ornecie, działało nawet po kilka obozów. "W niewielkiej przecież Iławie było aż sześć różnych obozów. Jeden mieścił się przy parowozowni, jeńcy pracowali przy rozbudowie kolei, w Ornecie działały trzy obozy, a jeńcy pracowali przy budowie lotniska" - mówił prof. Achremczyk i podkreślał, że obozy z czasem zmieniały swój charakter i ilość jeńców. Z tego powodu trudno doliczyć się dziś dokładnej ilości więzionych w dawnych Prusach Wschodnich. Taki sam problem dotyczy liczby tych, którzy we wschodniopruskich obozach zginęli.
Dr Waldemar Brenda, który kieruje olsztyńską delegaturą Instytutu Pamięci Narodowej uważa nawet, że wciąż nie dysponujemy pełną wiedzą o tym, ile obozów było w Prusach i gdzie się one mieściły. O bardzo wielu zinwentaryzowanych obozach historycy mają niepełną wiedzę. Jeden z takich obozów działał w nieistniejącej już dziś wsi Dłutowo w powiecie piskim. "Trafili tu jeńcy radzieccy, zapewne kilka tysięcy, dla których nie przygotowano nawet baraków. Początkowo spali na ziemi, potem z gałęzi sklecali szałasy, następnie zbudowali ziemianki" - opowiadał podczas konferencji dr Brenda, który w lesie wytropił prawdopodobną lokalizację tych ziemianek. Dziś wyglądają one jak duże leśne rowy, są porośnięte trawą i krzakami. "Mamy sprzeczne informacje co do tego, ile tych ziemianek powstało. Jedne relacje mówią o 12, inne o 22. Wiadomo, że w każdej mogło mieszkać po 100 osób" - dodał Brenda.
Niemcy lokowali obozy w Prusach Wschodnich z wielu powodów, m.in. bliskości do terenów okupowanych, potrzebowali też rąk do pracy w tej prowincji, która "karmiła Rzeszę". Wielu mężczyzn z Prus trafiło bowiem na front, a na gospodarstwach zostały kobiety, które nie były w stanie wykonywać wszystkich prac polowych. Stąd też wielu jeńców kierowano do pracy na roli, byli parobkami w indywidualnych gospodarstwach.
Biorący udział w olsztyńskiej konferencji historycy podkreślili, że zimą 1945 roku, gdy na teren Prus Wschodnich wkroczyli Sowieci, nie zrezygnowali oni z prowadzenia obozów. "Wykorzystywali te, które stworzyli tu Niemcy i zakładali swoje. W mojej ocenie ten etap jest za mało poznany, sądzę, że w tamtym okresie mogły tu działać obozy, o istnieniu których nie mamy pojęcia" - przyznał w rozmowie z PAP dr Brenda.
W ocenie historyków temat obozów wojennych na terenie Prus Wschodnich wciąż wymaga badań.
Prof. Achremczyk zwrócił uwagę, że niektóre obozy są wykorzystywane do dziś jako miejsca odosobnienia. Jednym z takich ośrodków jest zakład karny w Kamińsku. (PAP)
jwo/ gma/