Kary 3,5 roku więzienia chce IPN dla b. oficera UB Jerzego K., oskarżonego o znęcanie się nad więźniami okresu stalinowskiego. Obrona 86-letniego śledczego chce uniewinnienia. Wyrok ma zapaść 16 stycznia.
Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa zakończył w środę proces Jerzego K. W 2009 r. pion śledczy IPN oskarżył go o to, że w 1948 r. znęcał się fizycznie i psychicznie nad Wacławem Sikorskim i Władysławem Jedlińskim (już nie żyje). Miało to polegać na ich wielokrotnych i wielogodzinnych przesłuchaniach, biciu gumą i żelazem owiniętym w ręcznik, przypalaniu włosów, skuwaniu na noc kajdankami, zamykaniu w karcerze, nakazywaniu przysiadów, przyciskaniu głowy do ściany, kopaniu, ubliżaniu i grożeniu - w celu zmuszenia ich do przyznania się do rzekomego szpiegostwa. Grozi za to do 7,5 roku więzienia.
86-letni Sikorski (b. żołnierz AK, po 1944 r. wcielony do wojska) zeznał, że K. wprawdzie nie prowadził wobec niego śledztwa w pawilonie UB w więzieniu przy Rakowieckiej, ale kilka razy znęcał się nad nim, by wymusić zeznania. "Mój śledczy powiedział, że jak nie będę zeznawał, to +przyjdzie kpt. K.+ (wymienił jego pełne nazwisko - PAP) i będzie źle; stąd znam jego nazwisko" - mówił Sikorski, który rozpoznał swego dawnego prześladowcę. Sikorski dostał karę śmierci, potem zamienioną na dożywocie; odsiedział 8 lat.
W mowie końcowej prok. IPN Edyta Myślewicz powiedziała, że materiał dowodowy pozwala na "bezsporne ustalenie", iż K. torturował pokrzywdzonych, co jest nieprzedawnioną zbrodnią przeciw ludzkości. Zeznania Sikorskiego uznała za spójne i wiarygodne, a twierdzenia podsądnego - za linię obrony. Prokurator podkreśliła, że K. był szczególnie zaufanym śledczym, bo służył m.in. w tajnej komórce UB tropiącej rzekomych zdrajców wśród komunistów. Karę 3,5 roku uznała za "sprawiedliwą i adekwatną" do jego czynów.
K. nie przyznawał się w sądzie do zarzutów. Jego zdaniem, sprawa ma "charakter polityczny". Przyznał, że raz przesłuchał Sikorskiego, ale bez żadnej przemocy. K. twierdził, że "był znany z kulturalnych zachowań wobec przesłuchiwanych". Według powołanego przez sąd psychologa zeznając na procesie K. "manipulował swymi zasobami pamięci".
W mowie końcowej prok. IPN Edyta Myślewicz powiedziała, że materiał dowodowy pozwala na "bezsporne ustalenie", iż K. torturował pokrzywdzonych, co jest nieprzedawnioną zbrodnią przeciw ludzkości. Zeznania Sikorskiego uznała za spójne i wiarygodne, a twierdzenia podsądnego - za linię obrony. Prokurator podkreśliła, że K. był szczególnie zaufanym śledczym, bo służył m.in. w tajnej komórce UB tropiącej rzekomych zdrajców wśród komunistów. Karę 3,5 roku uznała za "sprawiedliwą i adekwatną" do jego czynów.
Według pełnomocnik Sikorskiego mec. Izabeli Skorupki "fakt, że ktoś jest człowiekiem starym, nie oznacza, że nie może odpowiadać". Wniosła o zasądzenie od K. przez sąd 50 tys. zł nawiązki dla Związku Więźniów Politycznych Okresu Stalinowskiego.
Obrońca K. mec. Sławomir Chmielewski wniósł o jego uniewinnienie. Adwokat przyznał, że w UB dokonywano zbrodni, ale brak jest dowodów, by skazać podsądnego. Twierdził bowiem, że Sikorski nie mógł znać nazwiska torturującego go ubeka, a uznał że musiał to być K. dopiero po wyjściu ze stalinowskiego więzienia. "W dzisiejszej Polsce nie powinien być skazany niewinny człowiek" - dodał mecenas.
Wspomniał też o możliwości umorzenia sprawy z powodu przedawnienia. Obrońca wnosił o to jeszcze w 2011 r., powołując się na uchwałę Sądu Najwyższego, który w 2010 r. uznał, że niektóre zbrodnie komunistyczne już się przedawniły. Sąd odmówił umorzenia, bo zbrodnie przeciw ludzkości, o które m.in. oskarżono K., nie ulegają przedawnieniu. Według obrony K. nie dokonał takich zbrodni.
W ostatnim słowie K. mówił, że Sikorski myli go z kimś innym. "To nie ja" - powiedział pokrzywdzonemu. Dodał, że całe życie oddał Polsce, a po wojnie "pragnął spokoju w odbudowie zniszczonej Ojczyzny" oraz "wierzył w ówczesne ideały". "Pomagałem tym, którzy zbłądzili i po wojnie pozostali w konspiracji" - oświadczył.
W ostatnim słowie K. mówił, że Sikorski myli go z kimś innym. "To nie ja" - powiedział pokrzywdzonemu. Dodał, że całe życie oddał Polsce, a po wojnie "pragnął spokoju w odbudowie zniszczonej Ojczyzny" oraz "wierzył w ówczesne ideały". "Pomagałem tym, którzy zbłądzili i po wojnie pozostali w konspiracji" - oświadczył.
W 1955 r. K. był aresztowany i sądzony jako jeden z odpowiedzialnych za zbrodnie departamentu UB do tropienia "wrogów w partii"; oskarżono go m.in. o śmiertelne pobicie więźnia. "Propaganda PRL przedstawiała mnie jako jednego z najbardziej okrutnych oficerów śledczych" - żalił się K. Początkowo skazano go wtedy na 3 lata, potem jednak sprawę umorzono. Czyny obecnie mu zarzucane nie były przedmiotem ówczesnego oskarżenia. W 1992 r. pozbawiono go uprawnień kombatanckich (w czasie II wojny światowej był w komunistycznej partyzantce; po wojnie tropił "reakcyjne bandy").
Według mec. Skorupki K. był "prawą ręką" Humera - osławionego szefa departamentu śledczego UB, skazanego w latach 90. na 7,5 roku więzienia. "A czemu K. nie oskarżono w procesie Humera? Bo nie było na to dowodów" - replikował mec. Chmielewski.
Humer, który zmarł w 2001 r. podczas przerwy w odbywaniu kary, był pierwszym oficerem UB skazanym w III RP. Do dziś z oskarżenia IPN trwają śledztwa i procesy funkcjonariuszy stalinowskich służb bezpieczeństwa; są oni skazywani z reguły na kary w zawieszeniu. Nigdy zaś nie skazano prawomocnie żadnego z sędziów, którzy wydawali wtedy wyroki, m.in. śmierci - zgodnie z wytycznymi UB lub Informacji Wojskowej. W 1994 r. Sejm potępił zbrodniczą działalność UB i Informacji jako odpowiedzialnych za cierpienia i śmierć wielu tysięcy obywateli polskich.
Łukasz Starzewski (PAP)
sta/ bos/ jra/