Kształtowanie składu kadry kierowniczej należy do wyłącznych kompetencji prezesa - głosi oświadczenie IPN odnoszące się do sporu m.in. b. rzecznika Andrzeja Arseniuka z prezesem Jarosławem Szarkiem. IPN dodał, że szczególnie dotyczy to najbliższych współpracowników.
Oświadczenie IPN, które ukazało się we wtorek na stronach Instytutu, wiąże się z wpisem w mediach społecznościowych pracownika IPN Moniki Orlik-Arseniuk, w którym poinformowała ona m.in. o szczegółach i kontekście degradacji służbowej jej męża Andrzeja Arseniuka (b. dyrektora Biura Prezesa i b. rzecznika IPN).
"Instytut Pamięci Narodowej informuje, że Pani Monika Orlik-Arseniuk jest zatrudniona w Biurze Prawnym IPN, natomiast Pan Andrzej Arseniuk został w połowie tego roku odwołany ze stanowiska dyrektora Biura Prezesa i rzecznika prasowego, jednak w dalszym ciągu pozostaje pracownikiem Instytutu, na zasadach ustalonych w wyniku porozumienia stron" - poinformował Instytut.
"Kształtowanie składu kadry kierowniczej należy do wyłącznych kompetencji Prezesa IPN, który podejmuje decyzje w tym zakresie. W sposób szczególny dotyczy to najbliższych współpracowników, a więc przede wszystkim stanowisk dyrektora Biura Prezesa i rzecznika prasowego" - podał Instytut.
Monika Orlik-Arseniuk, która pracuje w Instytucie od 2008 r., poinformowała w niedzielę wieczorem, że znajduje się w bardzo trudnej sytuacji rodzinnej, związanej z jej chorobą, a także z faktem, że jest matką trójki małych dzieci.
Poinformowała, że jej mąż Andrzej Arseniuk - były bliski współpracownik śp. Janusza Kurtyki (prezesa IPN w latach 2005-2010), a także wieloletni rzecznik prasowy IPN - został przez prezesa Szarka m.in. dwukrotnie zdegradowany. Dodała też, że Arseniuk był "straszony wyrzuceniem z pracy", a także, że jego wynagrodzenie od marca przyszłego roku będzie o ok. 60 proc. niższe.
Ponadto - jak napisała - w październiku odebrała dwa pisma od prezesa IPN zatytułowane "wezwanie do zaprzestania rozpowszechniania nieprawdziwych informacji". "Jedno adresowane do mnie, drugie do męża. W pismach tych straszy się nas odpowiedzialnością na gruncie prawa pracy, cywilnego oraz karnego!" - podała.
"Moje dotychczasowe doświadczenia z drem J. Szarkiem wskazują, że nie spełnił on wymogów ustawowych opisanych w art. 11 ust 1 pkt 3 ustawy z dnia 18 grudnia 1998 r. o Instytucie Pamięci Narodowej - Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, których ustawodawca żąda od kandydata na prezesa IPN tj. wymogu wyróżniania się wysokimi walorami moralnymi, a które to wymagania dodatkowo w art. 10a ust 2 pkt 2 ww. ustawy określa jako wymagania niezbędne do sprawowania stanowiska. Ww. brak zwyczajnej ludzkiej wrażliwości, o wysokich walorach moralnych mowy być nie może" - napisała Orlik-Arseniuk.
Obecnie Andrzej Arseniuk jest głównym specjalistą w pionie śledczym w oddziale warszawskim IPN.
We wtorek wieczorem Monika Orlik-Arseniuk poinformowała PAP, że nie neguje prawa prezesa do doboru współpracowników. "Dla nas istotne są okoliczności w jakich to się stało, ich intensywność, czyli ile i jakich działań zostało podjętych w bardzo krótkim czasie, w naszej bardzo trudnej sytuacji, po tym gdy mąż był bardzo bliskim współpracownikiem Jarosława Szarka w czasie pierwszego roku jego prezesury" - wyjaśniła.
Wiceszef Kolegium IPN Sławomir Cenckiewicz podał w poniedziałek, że za politykę personalną i kierowanie IPN odpowiada prezes IPN Jarosław Szarek oraz jego zastępcy wraz z dyrektorami biur i naczelnikami wydziałów Instytutu. "Entuzjastą obecnego stanu rzeczy nie jestem (o czym pisałem wielokrotnie), a ludzie którym ufam odeszli lub odejdą w najbliższym czasie z IPN. Tym bardziej z tym chaosem nie mam nic wspólnego!" - podkreślił Cenckiewicz.
Potwierdził też, że Kolegium IPN było na bieżąco informowane o sporze Arseniuków z prezesem. Wiceszef Kolegium IPN zaznaczył też, że "jeszcze rok temu" przyglądał się ścisłej współpracy prezesa z Arseniukiem i próbował bezskutecznie protestować przeciwko niektórym podejmowanym działaniom.
Sławomir Cenckiewicz ocenił też, że wykorzystywanie prywatnych spraw w celu połączenia ich z negatywnym opisem sytuacji w firmie i obroną własnej pozycji zawodowej, wraz z prawem do zajmowanej funkcji i wysokich zarobków, jest - w jego ocenie - "emocjonalnym szantażem" i "rzeczą niedopuszczalną i obrzydliwą". Przypomniał też, że w 2008 r., po publikacji książki "SB a Lech Wałęsa", również i on stracił pracę w Instytucie (był wówczas dyrektorem gdańskiego pionu badawczego IPN), jednak - jak napisał - "nigdy nie przyszło mu do głowy, by wysyłać na lewo i prawo korespondencję wewnątrz IPN-owską". (PAP)
nno/ agz/ tgo/