Zobowiązanie do współpracy z SB podpisane Lech Wałęsa "Bolek", teczka personalna i teczka pracy tajnego współpracownika z lat 1970-76 są w dokumentach z domu Kiszczaków - podał IPN. Wałęsa zapewnia: "nie może być żadnych materiałów mojego pochodzenia" i zapowiada, że udowodni to w sądzie.
Lech Wałęsa po informacjach szefa IPN napisał na portalu społecznościowym: "Nie może być żadnych materiałów mojego pochodzenia. Gdyby były, nie byłoby potrzeby podrabiać. W sądzie to udowodnię".
O zawartości materiałów odnalezionych przez śledczych IPN w domu gen. Czesława Kiszczaka poinformował w czwartek prezes IPN Łukasz Kamiński. Przeprowadzono też przeszukanie w domu letniskowym Kiszczaków k. Nidzicy, ale nie znaleziono dokumentów podlegających przekazaniu do Instytutu.
Prezes IPN podał, że w zapieczętowanym pakiecie znaleziono dwie teczki, które poddano oględzinom - teczkę personalną z 90 kartami i teczkę pracy tajnego współpracownika o pseudonimie "Bolek" z 279 kartami. Dokumenty obejmują lata 1970-76.
W teczce personalnej odnaleziono odręcznie napisane zobowiązanie do współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa podpisane: Lech Wałęsa "Bolek" oraz odręczne podpisane pseudonimem pokwitowania odbioru pieniędzy. W teczce pracy są doniesienia TW - część pisana odręcznie i podpisana "Bolek" i notatki funkcjonariuszy SB ze spotkań z nim.
Kamiński zapewnił, że osoba, która widziała dokumenty - archiwista IPN - jest pewna autentyczności materiałów. Zapewnił, że po oględzinach i opisaniu zostaną one udostępnione zgodnie z zasadami Instytutu. W pakiecie był list gen. Czesława Kiszczaka do dyrektora Archiwum Akt Nowych z kwietnia 1996 r., w którym informuje o przekazaniu do AAN akt dokumentujących współpracę Lecha Wałęsy z SB.
Analizowane są też kolejne pakiety zabezpieczone w domu Kiszczaków, gdzie przejęto sześć pakietów rękopisów, maszynopisów i fotografii. Kamiński pytany czy planowane są przeszukania w domach innych osób powiedział, że prokuratorzy nie informują o planowanych czynnościach.
Prokurator IPN wszedł do domu Kiszczaków po tym, jak wdowa po gen. Czesławie Kiszczaku, Maria spotkała się z prezesem Instytutu i zaprezentowała jeden z dokumentów dotyczących TW "Bolka". Wg Instytutu oferowała ich sprzedaż, czemu ona sama w wypowiedzi w mediach zaprzeczyła.
Według historyków ujawnione materiały są ważne, ale nie wnoszą już wielu nowych informacji do sprawy, potwierdzając tezy książki Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka "SB a Lech Wałęsa".
Przewodniczący Rady IPN prof. Antoni Dudek ocenił, że odnalezione materiały potwierdzają informacje o współpracy Lecha Wałęsy i stanowią jej nowy dowód. Zaznaczył, że atakujący Cenckiewicza i Gontarczyka powinni przeprosić.
Historyk, prof. Jan Żaryn (obecnie senator PiS) ocenił, że ujawnione materiały zbliżają nas do prawdy historycznej, ale dla historyków IPN treść materiałów nie jest zaskoczeniem. Ocenił, że wcześniej nie było wątpliwości, że Wałęsa był traktowany przez SB jako tajny współpracownik. Nawiązując do książki Cenckiewicza i Gontarczyka zaznaczył, że ma satysfakcję, iż wiedza, którą posiedli naukowcy i historycy, okazała się triumfująca.
Sam Sławomir Cenckiewicz napisał na portalu społecznościowym, że Wałęsa był agentem "Bolkiem"; dodał, że informacje z IPN zamykają jego wieloletnią walkę o prawdę na temat agenturalnej przeszłości Lecha Wałęsy. "Wałęsa był agentem +Bolkiem+, zaciągnął pisemne zobowiązanie do współpracy, zdradzał przyjaciół i kolegów oraz brał za to pieniądze. Mimo zorganizowanej akcji kradzieży dokumentów w latach 1989-90 i 1992-95 zachowała się podstawowa dokumentacja agenturalna Wałęsy" - dodał. Przypomniał, że opisywał to w wielu publikacjach.
Zaznaczył, że przebacza wszystkim, którzy w związku z jego badaniami i postawą przez lata krzywdzili go i jego matkę - choć będzie o tym pamiętać.
Według historyka Grzegorza Majchrzaka dokumenty potwierdzają to, co wiemy z książki, ale są o tyle ważne, że to oryginalne dokumenty, które - teoretycznie - powinny zakończyć dyskusję na temat współpracy Wałęsy z SB w latach 70. "W praktyce przypuszczam, że tak się nie stanie" - ocenił.
Jan Skórzyński z Collegium Civitas uważa, że dokumenty rozstrzygają kwestię współpracy Wałęsy z SB w pierwszej połowie lat 70., ale nie zmieniają oceny jego pozytywnej roli jako przywódcy strajku i "Solidarności".
Zdaniem prof. Marka Kornata z Instytutu Historii PAN znaleziska z domu Kiszczaka dla historyka nie oznaczają rewelacji - są potwierdzeniem tego, czego można było się domyślać.
Córka Wałęsy i szefowa jego gdańskiego biura Anna Domińska uważa, że IPN powinien pokazać materiały, które odnalazł, a nie jedynie mówić, co w nich jest. „Na mojego ojca zostało powiedziane już wszystko, ale mało tak naprawdę jest potwierdzonych informacji. Tato ma status pokrzywdzonego, był wyrok sądu lustracyjnego, a jednak nadal ludzie mówili swoje” – podkreśliła.
Syn b. prezydenta europoseł Jarosław Wałęsa uważa, że dokumenty IPN dotyczące Lecha Wałęsy mają zerową wartość, bo wszyscy wiedzą, że były podrabiane. W jego ocenie cała sprawa to zamówienie polityczne.
Również szef PO Grzegorz Schetyna mówi o politycznym scenariuszu, a lider Nowoczesnej Ryszard Petru apeluje, by poczekać z ocenami do uwiarygodnienia materiałów.
B. premier Donald Tusk uważa, że "ta sprawa, odgrzewana raz na jakiś czas przez ostatnie 20-25, może nawet 30 lat, jest przykra z punktu widzenia wizerunku Polski, całej wielkiej tradycji i legendy Solidarności i Lecha Wałęsy. Jak zaznaczył dziwi go "wielka emocja związana z +wykopaliskiem+ z domu zmarłego Czesława Kiszczaka, bo tak naprawdę Lech Wałęsa nigdy nie ukrywał, że pewne kontakty i problemy (z SB) w latach 70 miał".
Według szefa partii KORWiN i twórcy pierwszej po 1989 r. uchwały lustracyjnej Janusza Korwin-Mikkego największe nieszczęście polega na tym, że Wałęsa zaprzeczał agenturalnej przeszłości, a nie samej współpracy z SB.
B. działacz opozycji senator Jan Rulewski (PO) przypomniał, że Solidarność na czele z Wałęsą stworzyła polską wolność i nie ma żadnych podstaw do rewidowania historii. Przypomniał, że Wałęsa w 1970 r. wyszedł z robotnikami przed Stocznię Gdańską, w 1976 r. wszedł do Wolnych Związków Zawodowych, a w 1989 przy najmniejszych ofiarach, w warunkach pokoju, dokonał jednej z największych pokojowych rewolucji w świecie.
B. działacz opozycji, wicemarszałek Senatu Bogdan Borusewicz (PO) ocenił, że politycy nie powinni komentować i używać historycznych spraw do bieżących rozgrywek. Zaznaczył, że od oceny i komentowania tej sprawy jest IPN i oczekuje, że Instytut pokaże te materiały i nie tylko wstępnie określi ich zawartość.
B. opozycjonista Władysław Frasyniuk uważa, że atak na Wałęsę to atak na jedyne narodowe, polskie dokonania, a bez niego i jego postawy w latach 80. nie byłoby polskiego podziemia i odrodzenia się ruchu Solidarności. Frasyniuk uważa, że dokumenty powinny być starannie opracowane, by nikt nie miał najmniejszych wątpliwości. Przypomniał, że Kiszczak robił wiele, by Wałęsa nie dostał nagrody Nobla. "Gdyby SB miała materiały go obciążające, to zmasakrowałaby Wałęsę i on by tej nagrody nie dostał” - podkreślił Frasyniuk.
Również b. opozycjonista poseł Jerzy Borowczak (PO) uważa, że być może dokumenty są tymi samymi, które zostały spreparowane i wysłane do Komitetu Noblowskiego, by Wałęsa nie otrzymał nagrody.
Historyk i b. współpracownik Wałęsy Andrzej Drzycimski zaznaczył, że obecnie dokonujemy oceny człowieka poprzez materiały kata, a rewolucji i przemian nie dokonują aniołowie, ale ludzie krwiści, ze swoimi wielkościami i małościami. Nie chciał jednak odnosić się konkretnie do informacji IPN.(PAP)
ago/ par/ malk/