2011-06-08 (PAP) - Choć dla Polski konferencja w Jałcie w 1945 r. jest symbolem zdrady sojuszniczej, to dla opinii na Zachodzie co najwyżej przykładem polityki ustępstw wobec światowego komunizmu, bo dała światu najdłuższy okres pokoju w historii Europy - pisze Serhii Plokhy w swej książce "Jałta. Cena pokoju".
Program konferencji dziś jest określany jako tworzenie nowego powojennego ładu światowego. W rzeczywistości składało się na to wiele kwestii szczegółowych, jak ofensywa zimowa armii na zachodzie, kwestia przyszłości Niemiec, podział łupów wojennych, powojenny kształt Bałkanów, wojna na Dalekim Wschodzie. Do najtrudniejszych należała tzw. sprawa polska.
Kontrowersje zapowiadał już sam wybór miejsca spotkania - zwraca uwagę Plokhy. Przytacza on też list Churchilla do jednego ze współpracowników: "Nawet gdybyśmy szukali jeszcze dziesięć lat, nie znaleźlibyśmy gorszego miejsca na odbycie spotkania. To dobre na tyfus i śmiertelne na wszy, które mają się w tych rejonach świetnie". Ale wkrótce zmienił zdanie, bo Stalin zrobił wszystko, by zapewnić jak najlepsze warunki pobytu swym gościom i ich świtom.
Roosevelt i Churchill przybyli do Jałty samolotami przelatując nad Morzem Śródziemnym, Turcją i Morzem Czarnym. Eskortowało ich po sześć myśliwców. Stalin przyjechał pociągiem pancernym z carskimi salonkami w składzie.
Od samego przylotu na lotnisko wojskowe - opisuje Plokhy - gości witały stoły z wystawionym szampanem, wódką, kawiorem i innymi rosyjskimi przysmakami. Do zejścia z pokładu samolotu prezydenta USA, który poruszał się na wózku, użyto specjalnie zaprojektowanej windy. Wzdłuż całej trasy kilkugodzinnego przejazdu kolumny samochodów z delegacjami były pozdrawiane przez szpalery wojsk NKWD, a wśród nich liczne żołnierki.
Na miejscu w Jałcie i jej najbliższych okolicach czekały na gości świeżo wyremontowane pałace. Przygotowaniem zajmował się szef NKWD Ławrientij Beria. Plokhy nie tai uznania dla sprawności szefa NKWD, który miał tylko trzy tygodnie na przygotowaniu terenu Pałacu Liwadyjskiego (siedziba delegacji amerykańskiej) i dwóch pozostałych krymskich posiadłości - pałacu Woroncowa w Ałupce (przeznaczonego dla Brytyjczyków) i pałacu Jusupowa w Koreizie (zarezerwowanego dla delegacji radzieckiej). Beria wywiązał się z zadania po swojemu: dzięki połączeniu terroru, mobilizacji opresyjnego państwa, oraz wytężonej pracy sprowadzonych specjalistów, jeńców i robotników przymusowych.
Prace prowadzono 24 godziny na dobę, na dwie dwunastogodzinne zmiany. Obejmowały one nie tylko odnowienie setek pomieszczeń, ale też ich wyposażenie od nowa (Niemcy po wycofaniu się z Krymu ogołocili wszystkie obiekty), budowę schronów przeciwlotniczych, zainstalowanie łączności, a przy okazji także podsłuchów.
Plokhy zwraca też uwagę, że specjalne warunki stworzono Stalinowi, który miał do dyspozycji dwa samoloty i dziesięć maszyn dostarczających pocztę, sieć telefoniczną wysokiej częstotliwości, ochraniana przez osiem kompanii łączności specjalnej NKWD, które wyznaczyło jednego żołnierza na każdy kilometr kabla telefonicznego. Przestrzeni powietrznej strzegły 244 samoloty i liczne baterie przeciwlotnicze. W sumie jego zwykłą ochronę zwiększono o stuosobowy oddział specjalny i 500-osobowy pułk NKWD, 1,2 tys. "zwykłych" funkcjonariuszy oraz liczący 120 osób pododdział motocyklistów. Do zapewnienia bezpieczeństwa wszystkim uczestnikom konferencji wyznaczono 50 specjalnie dobranych oficerów. Budynki, w których mieszkali szefowie delegacji, były okrążone dwoma liniami patroli za dnia i trzema w nocy.
Konferencja rozpoczęła się 4 lutego. Stalin nie był dobrego zdania o swoich rozmówcach. W przeddzień lądowania aliantów w Normandii mówił o Churchillu i Roosevelcie: "Nic nie jest im milsze jak oszukać swych sprzymierzeńców. Podczas pierwszej wojny światowej stale oszukiwali Rosjan i Francuzów. A Churchill? Churchill to taki typ, że jeśli go nie przypilnujesz, wyciągnie co ostatnią kopiejkę z kieszeni. Tak jest, kopiejkę z kieszeni! A Roosevelt? Roosevelt jest inny. Wyciąga rękę tylko po grubsze pieniądze".
Gospodarz spotkania dobrze był do niego przygotowany. Radzieccy szpiedzy informowali go o strategiach negocjacyjnych Amerykanów i Brytyjczyków. Dokument zdobyty w Londynie dał mu nawet pełen wgląd w stanowisko szefa brytyjskiego rządu. W sumie Rosjanie zdawali sobie sprawę z tego, w których punktach zachodni alianci się zgadzali, a w których różnili, oraz z planowanego sposobu podejścia do Stalina we wszystkich kwestiach. Ponadto dysponował stenogramami z rozmów delegacji, które przygotowywała grupa "podsłuchiwaczy" sprowadzonych z Moskwy.
Wszyscy trzej najważniejsi uczestnicy konferencji w Jałcie uważali kwestię Polski za najtrudniejszą w porządku obrad, ale kwestia granic w zasadzie była już przesądzona. W notatce służbowej z 1 lutego 1945 roku Anthony Eden pisał do Churchilla: "Jeśli chodzi o wschodnią granicę Polski, rząd Jego Królewskiej Mości uzgodnił już z Rosjanami i ogłosił publicznie, że powinna nią być linia Curzona, przyznająca Lwów Związkowi Radzieckiemu. Amerykanie mogą jednak naciskać na Rosjan, żeby pozostawić Lwów Polsce".
Od kwestii granic rozmówcy przeszli do kwestii polskiego rządu. Roosevelt zaproponował, żeby stworzyć radę prezydencką, która mianowałaby rząd złożony z przedstawicieli pięciu największych polskich partii, w tym komunistów. Gdyby projekt przyjęli Rosjanie to - według niego - Bierut byłby zdominowany w tej radzie w stosunku przynajmniej pięć do jednego. Jednak zarówno on jak Churchill uważali, że Polska nie powinna myśleć o żadnym "wrogim planie czy intrydze przeciwko ZSRR".
Stalin był nieugięty i nie zgodził się na żadne ustępstwa w sprawie Polski, także na demokratycznie wybrany rząd. Churchill miał tego świadomość i obawiał się - nie bezpodstawnie - ataków po powrocie do Londynu ze strony opozycji i rządu londyńskiego. 27 lutego przedstawił w parlamencie rezultaty konferencji w przemówieniu, które trwało dwie godziny. Bronił swej pozycji negocjacyjnej, ale "prywatnie premier był rozdarty. Gdy długo rozmyślał nad tym co się stało, nawiedzały go wspomnienia Monachium" - pisze autor książki.
Otwarta krytyka rezultatów Jałty nie była obca przywódcom amerykańskim, ale - jak podkreśla w swej publikacji Plokhy - przyszła znacznie później. George W. Bush mówił 6 maja 2005 r. w Rydze: "Porozumienie jałtańskie wpisało się w niesprawiedliwą tradycję Monachium i paktu Ribbentrop-Mołotow. Jeszcze raz, gdy negocjowały potężne rządy, wolność małych państw była w jakiś sposób pomijana". Wcześniej - za prezydentury Billa Clintona - zastępca sekretarza stanu przyznał: "Po drugiej wojnie światowej wiele krajów na Wschodzie cierpiało niemal pół wieku w cieniu Jałty".
Autor przytacza też mniej pesymistyczne oceny Jałty. Podczas tych ośmiu dni Wielka Trójka - jak nazywano Churchilla, Roosevelta i Stalina - zdołała poskładać elementy międzynarodowego systemu, który pomógł zachować trwający najdłuższy w dziejach Europy okres pokoju.
Na zakończenie konferencji gospodarze zaproponowali swoim gościom, aby każdy z nich zabrał ze sobą gałązkę z drzewka cytrynowego z owocami. Zrobili to ochoczo, czyniąc mimowolnie cytrynę pierwszym symbolem Jałty.
Autor publikacji "Jałta. Cena pokoju" jest profesorem historii Ukrainy na Harvard University; napisał kilka książek na temat współczesnej historii Rosji i Ukrainy. Mieszka w Arlington w stanie Massachusetts w USA.
Książka, w której jest sporo nigdy dotąd niepublikowanych zdjęć, ukazała się nakładem wydawnictwa Rebis. (PAP)
ls/ abe/