4 czerwca był czasem wielkiej radości i nadziei, że po tylu latach represji, prześladowań i upokorzeń Polacy powiedzieli "nie" systemowi komunistycznemu - powiedział prezes Instytutu Pamięci Narodowej Jarosław Szarek.
Jak ocenił szef Instytutu Pamięci Narodowej, 4 czerwca to "jedna z najważniejszych dat w najnowszej historii Polski i czas wielkiej nadziei".
"To był plebiscyt Polaków, którzy po raz pierwszy od 1947 roku znowu dostali szansę, żeby za pomocą kartki wyborczej wyrazić swój stosunek do komunistów. W 1947 roku wybory, które miały być wolne, zostały sfałszowane. Odbywały się w atmosferze terroru, tysiące członków Polskiego Stronnictwa Ludowego trafiło do więzień, około 150 osób zamordowano. Kilkadziesiąt lat oporu i walki Polaków o wolność zaowocowało tym, że komuniści 4 czerwca zgodzili się na przeprowadzenie wyborów kontraktowych. One nie były zupełnie wolne. Do Sejmu były wolne w 35 proc., i te 35 proc. które były do obsadzenia, w pełni zostało wykorzystane przez kandydatów Solidarności. Do Senatu, który wtedy przywrócono, w 99 procentach. Na 100 senatorów kandydaci Solidarności obsadzili 99 mandatów" - podkreślił Szarek.
Uznał dzień 4 czerwca 1989 r. za "wielkie zwycięstwo". Jak tłumaczył, wyborcy sprzeciwili się wówczas systemowi komunistycznemu, "skreślając również tak zwaną listę krajową, na której byli umieszczeni najbardziej zasłużeni dla reżimu działacze komunistyczni". "Te wybory miały dwie tury, między jedną a drugą zmieniono ordynację wyborczą. Wykreślenie listy krajowej powodowało, że ta bezpieczna przewaga została zachwiana na rzecz Solidarności" - przypomniał.
Prezes IPN Jarosław Szarek: 4 czerwca był czasem wielkiej radości i nadziei, że po tylu latach represji, prześladowań i upokorzeń, Polacy powiedzieli +nie+ systemowi komunistycznemu. Każdy, kto w tym czasie był w komisji wyborczej, ma przed oczami obrazy rosnących stosów kart głosowania na kandydatów +Solidarności+. To był nokaut tych kandydatów.
"4 czerwca był czasem wielkiej radości i nadziei, że po tylu latach represji, prześladowań i upokorzeń, Polacy powiedzieli +nie+ systemowi komunistycznemu. Każdy, kto w tym czasie był w komisji wyborczej, ma przed oczami obrazy rosnących stosów kart głosowania na kandydatów +Solidarności+. To był nokaut tych kandydatów" - dodał Szarek.
Zaznaczył jednak, że na podstawie dokumentów, "które dzisiaj odkrywamy", ocenić można, "że ludziom stojącym wtedy na czele +Solidarności+ zabrakło wyobraźni, a być może odwagi". "Mamy dokumenty, w których jest napisane, że tamci wzywali do tłumienia euforii Polaków. Oni nie wykorzystali tej szansy i o wiele silniejsze niż lojalność wobec wyborców i narodu okazały się te umowy, które zawierano z komunistami" - dodał.
Zdaniem Szarka szansa, żeby odciąć się od systemu komunistycznego nie została w pełni wykorzystana. "Ludziom PRL zostawiono potężne wpływy w gospodarce i mediach, co szybko zaowocowało. Oni stracili władzę polityczną. Solidarność przejęła rządy, ale nie miała właśnie tej władzy. Ta władza była gdzie indziej, kluczowe instrumenty znalazły się w rękach ludzi komunistycznego systemu" - powiedział.
Na świecie dzień 4 czerwca został, jak uznał Szarek, przytłumiony przez wydarzenia na chińskim placu Tiananmen. "Młodzież protestująca przeciwko komunistycznemu reżimowi w Chinach została rozjechana czołgami. To w tym czasie przebiło się na czołówki gazet" - przypomniał.
"Niewątpliwie 4 czerwca to wszystko to, z czym kojarzyła się Polska od sierpnia 1989 roku, czyli Solidarność, która podcięła funkcjonowanie systemu komunistycznego, to, że robotnicy odwrócili się od systemu komunistycznego, co oznaczało śmierć ideologii. To spowodowało, że tamtemu systemowi pozostała już tylko przemoc. W dobie rozpoczynającej się rewolucji informatycznej, przemocą się nie da rządzić" - ocenił.
"To uruchomiło pewne procesy, których następna odsłona była jesienią 1989 roku. Jeszcze nie zwieńczeniem, ale już plastycznym i ważnym elementem tego było zburzenie muru berlińskiego i zjednoczenie Niemiec. Musimy pamiętać, że to, co dziś jest ikoną końca komunizmu, czyli zburzenie muru berlińskiego, to też jakieś zaniechanie. To zaczęło się w sierpniu 1980 roku. To był efekt, skutek tego, co zaczęło się w Polsce wcześniej. Symbolem końca tego powinna być brama Stoczni gdańskiej z portretem Jana Pawła II i Matki Boskiej w kwiatach, entuzjazm robotników, dzięki których masowym zdeterminowanym protestów, udało się zmusić komunistów do ustępstw" - podkreślił prezes IPN.
4 czerwca 1989 r. odbyły się wybory do Sejmu PRL X kadencji. Decyzja o ich przeprowadzeniu zapadła podczas obrad Okrągłego Stołu. Z góry przeznaczono 65 proc. mandatów dla kandydatów koalicji rządowej. O pozostałe 35 proc. mandatów ubiegali się kandydaci Komitetu Obywatelskiego "Solidarność".
Wybory okazały się porażką koalicji rządzącej i ogromnym zwycięstwem obozu Solidarności, który już w pierwszej turze zdobył 160 na 161 możliwych mandatów w ramach puli 35 proc. Zdobyli także przewagę w reaktywowanym Senacie. Wybory do Senatu - w przeciwieństwie do wyborów do Sejmu - były całkowicie wolne. Solidarność zdobyła 99 ze 100 mandatów senatorskich. (PAP)
oma/ pj/ agz/