27.05.2009 Warszawa (PAP) - W ocenie gen. Wojciecha Jaruzelskiego wybory do Sejmu kontraktowego w 1989 r. zakończyły się przegraną władzy, ale nie był to nokaut. Dodał, że miał wtedy świadomość, że to konieczny krok, dający szansę zachowania kierunku zmian i porozumienia zawartego przy Okrągłym Stole.
"Nawet w swoim przemówieniu telewizyjnym w przeddzień wyborów wzywałem do pójścia do urn,(...), jednocześnie nie agitując i nie wskazując na konieczność celowego głosowania na siły ówcześnie rządzące" - podkreślił.
W ocenie Jaruzelskiego wyniki wyborów były tylko częściowo zaskoczeniem, bo - jak wyjaśnił - rządzący liczyli się z takim scenariuszem. Wskazywały nań chociażby wyniki badań Centrum Badania Opinii Społecznej.
Zdaniem generała "od dłuższego czasu kształtowany jest taki wizerunek wyborów, że jest to nokautująca klęska władzy i zwycięstwo +Solidarności+". Ilustrowane jest to zwłaszcza wynikami wyborów do Senatu, gdzie na 100 miejsc, 99 uzyskali przedstawiciele Solidarności. Tymczasem - według generała - zdecydowało o tym przyjęcie formuły wyborów większościowych do Senatu. "Gdyby to były wybory proporcjonalne mielibyśmy co najmniej 30 senatorów, a więc nie byłaby to już klęska, która miała taką wymowę psychologiczną" - powiedział.
Zwrócił też uwagę, że po podliczeniu głosów w wyborach do Sejmu okazało się, że na opozycję głosowało 5,7 mln osób, a na przedstawicieli władzy 4,2 mln. Czyli "przegrana, ale nie nokaut" - zaznaczył. "Trzeba docenić skalę tej przegranej i uznać to jako ważny czynnik, który potem spowodował ewolucyjny proces" - dodał.
Zdaniem Jaruzelskiego "poważnym błędem" jest mówienie, że "trzeba było w sposób radykalny, zdecydowany się rozprawić z przedstawicielami starej władzy, albo czekać aż ona upadnie".
Zauważył, że władze miały "poważne poparcie", a w swej dyspozycji organy siłowe i aparat państwa. "Ale właśnie w poczuciu odpowiedzialności za kraj, za naród z mojej strony, ze strony moich najbliższych współpracowników nie zaistniała pokusa, żeby unieważnić te wybory, żeby pójść jakąś inną drogą" - podkreślił. W jego ocenie "jest to wielkie zwycięstwo jednej i drugiej strony".
Jaruzelski przypomniał, że przy Okrągłym Stole był nieoficjalnie wskazany jako kandydat na prezydenta. Jednak po wyborach w czerwcu 1989 r., kiedy pojawiły się opinie krytyczne, ogłosił, że nie będzie kandydował. "Miałem tego dosyć, byłem zmęczony całym ciężarem swojej biografii" - wyjaśnił.
Zmienił zamiar m.in. pod wpływem prezydenta Stanów Zjednoczonych George Busha seniora, który 8-10 lipca 1989 przebywał w Polsce. Bush - dodał - napisał w swoich pamiętnikach, że go namawiał do kandydowania na urząd prezydenta.
Zdaniem Jaruzelskiego zmiany w Polsce w roku 1989 miały ogromne znaczenie dla sytuacji w regionie. "Tam żadne zmiany tego typu się nie dokonały, które by wyprzedziły nasz Okrągły Stół i nasze wybory; te aksamitne rewolucje, mur berliński to wszystko było później".
Jaruzelski pozytywnie ocenia sposób "realizacji etapu przejściowego", w którym pełnił funkcję prezydenta, a premierem był Tadeusz Mazowiecki. "Niezwykle go szanuję i lubię i nasza współpraca przebiegała harmonijnie, to pozwoliło ten czas przejść właśnie w taki sposób. Kiedy dojrzała do tego sytuacja ja zrezygnowałem z urzędu prezydenta, prezydentem został Lech Wałęsa" - powiedział generał.
Jego zdaniem zmiany lat 80. w Polsce "należy widzieć jako wielką rzekę". "To był proces, w którym wszyscy uczestniczyli w różny sposób oczywiście, z różnymi intencjami, ale to były te nurty, które się potem połączyły, które znalazły pewną wspólnotę przy Okrągłym Stole" - powiedział.
"Trzeba umieć wznieść się ponad stare podziały i ja to mówię ze szczególnym szacunkiem o Wałęsie, Mazowieckim, Kuroniu, Michniku, innych, którzy siedzieli w więzieniach przez wiele lat i oni potrafili do tego Okrągłego Stołu dojść" - zaznaczył.(PAP)
dom/ pz/ mow/