Autorskie kompozycje, interpretacje jazzowych klasyków i dużo hip-hopu znajdziemy na nowej płycie Michała Urbaniaka „For Warsaw With Love”, wydanej z okazji obchodów 75. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. „Ta płyta to mój życiorys” – powiedział PAP Urbaniak.
26 lipca w ramach cyklu "Pamiętamy’44" i obchodów 75. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego ukaże się nowa płyta wybitnego jazzmana Michała Urbaniaka "For Warsaw With Love", na której wystąpili m.in. Marcus Miller, Herbie Hancock, Lenny White, James D-Train Williams i Mika Urbaniak.
PAP: Płytę otwiera utwór "Red Bus to Freedom", w którym został wykorzystany fragment nagrania "Czerwony Autobus" Władysława Szpilmana i Kazimierza Winklera w wykonaniu Chóru Czejanda i Andrzeja Boguckiego. Skąd taki wybór?
Michał Urbaniak: To był pierwszy i oczywisty symbol mojego dzieciństwa, a teraz tej płyty. Zaczyna się i kończy wspomnieniem czerwonego autobusu. Jest motywem przewodnim, bo jest bardzo związany z moim życiem - takim autobusem jeździłem do Warszawy - ale też ten motyw wiąże się z powojenną Warszawą. Album jest wspomnieniem, hołdem dla Warszawy, Powstania, mojego życiorysu, który wydaje mi się interesujący, jak historia Polski.
Michał Urbaniak: To był pierwszy i oczywisty symbol mojego dzieciństwa, a teraz tej płyty. Zaczyna się i kończy wspomnieniem czerwonego autobusu. Jest motywem przewodnim, bo jest bardzo związany z moim życiem - takim autobusem jeździłem do Warszawy - ale też ten motyw wiąże się z powojenną Warszawą. Album jest wspomnieniem, hołdem dla Warszawy, Powstania, mojego życiorysu, który wydaje mi się interesujący, jak historia Polski.
PAP: Urodził się pan 22 stycznia 1943 r. w Warszawie, ale podczas powstania już pana nie było w stolicy.
M.U.: Dzień przed wybuchem Powstania Warszawskiego mama, udając Niemkę, wywiozła mnie z Warszawy. Bezpiecznie dotarliśmy do Piotrkowa, do braci mamy, a moich wujków. Być może tak uniknęliśmy katastrofy. Potem z całą rodziną przenieśliśmy się do Łodzi i tam się wychowywałem.
PAP: Wrócił pan do Warszawy jeszcze jako nastolatek.
M.U.: Gdy miałem 15 lat, zamieniłem skrzypce na saksofon. Kiedy pewnego dnia usłyszał mnie Zbyszek Namysłowski, powiedział: "fajnie sadzisz, gdybyś był w Warszawie, to byśmy razem grali". Następnego dnia przeniosłem się do stolicy i grałem z nim. Rok później dostaliśmy propozycje wyjazdu do Stanów z Andrzejem Trzaskowskim - ojcem dzisiejszego prezydenta Warszawy - jako najlepszy zespół jazzowy zza żelaznej kurtyny. Z czerwonego autobusu przesiadłem się do transatlantyckiego samolotu.
PAP: Jaka była Warszawa lat 60., kiedy zaczynał pan swoją jazzową karierę?
M.U.: Świat był wtedy kolorowy i wesoły, bo taki był jazz, nie widzieliśmy tej szarości. Graliśmy i wszystko inne mieliśmy gdzieś. Jazz był naszym protestem przeciwko autorytetom.
PAP: W pańskiej biografii "Ja, Urbanator. Awantury muzyka jazzowego" autorstwa Andrzeja Makowieckiego pada stwierdzenie: "Jazz to niewyobrażalna potęga. Nie czołgi, nie bomby, nie rakiety, tylko jazz właśnie rozwalał z roku na rok szańce komunizmu w Polsce i innych krajach Europy Wschodniej".
M.U.: Tak było. Po latach muzyką protestu stał się hip-hop. Szybko poczułem, że hip-hop ma dużo wspólnego z jazzem, jeśli chodzi o feeling, strukturę rytmiczną. Różnica jest taka, że w jazzie rapowaliśmy bez słów, a w hip-hopie dochodzi przekaz słowny - bardzo ważny.
PAP: Na "For Warsaw With Love" gościnnie pojawiło się kilku raperów, m.in. James D-Train Williams i Walter West.
M.U.: Płyta pierwotnie miała się nazywać "From Warsaw With Love", ale jak pojechałem do Nowego Jorku nagrywać, to okazało się, że moi młodzi, czarni przyjaciele zagłębili się w temat Powstania tak mocno, że niejako wymusili więcej swoich tekstów. Stąd pojawiło się więcej rapu niż planowałem.
Michał Urbaniak: Płyta pierwotnie miała się nazywać "From Warsaw With Love", ale jak pojechałem do Nowego Jorku nagrywać, to okazało się, że moi młodzi, czarni przyjaciele zagłębili się w temat Powstania tak mocno, że niejako wymusili więcej swoich tekstów. Stąd pojawiło się więcej rapu niż planowałem.
PAP: Łączy pan jazz z hip-hopem, ale też oba gatunki z klasyką.
M.U.: Niedługo będę miał jubileusz 25-lecia wyjątkowego koncertu w Częstochowie, od którego ten miks się rozpoczął. W 1995 r. na koncert z Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Częstochowskiej przywiozłem rapera – Solida. To było rewolucyjne i trudne do połączenia. Na początku, podczas prób, muzycy niepewnie chodzili obok siebie, jakby ich światy były odległe. Raper tak się przejął, że przed koncertem z nerwów spalił swoją koszulę żelazkiem. Ale jak zaczęliśmy grać, okazało się, że jesteśmy muzycznie bardzo blisko. To pokazało też, że muzyka jest jedna, podziały na kategorie nie zawsze mają sens.
PAP: Obok hip-hopu na płycie znalazły się interpretacje standardów Milesa Davisa, który zaprosił pana do studia podczas nagrywania albumu "Tutu" oraz Theloniousa Monka.
M.U.: Każdy utwór na płycie odnosi się do moich korzeni, do fragmentu mojego życia. To są moje perełki harmonizacji. Oprócz rytmu, feelingu i tego wszystkiego, co jest typowe dla prawdziwego jazzu, jestem fanem harmonizacji, szukania nowych harmonii w znanych utworach, które kocham. Dlatego też powracam do kompozycji tak istotnych dla mnie artystów.
Michał Urbaniak: Każdy utwór na płycie odnosi się do moich korzeni, do fragmentu mojego życia. To są moje perełki harmonizacji. Oprócz rytmu, feelingu i tego wszystkiego, co jest typowe dla prawdziwego jazzu, jestem fanem harmonizacji, szukania nowych harmonii w znanych utworach, które kocham. Dlatego też powracam do kompozycji tak istotnych dla mnie artystów.
PAP: Pan do studia zaprosił swoich starych znajomych, jazzmanów z USA, ale też raperów i polskich muzyków.
M.U.: Stworzyliśmy wielokulturową rodzinę. Z Marcusem Millerem znamy się od wielu lat. Grał w moim zespole przez siedem lat, zaczynał jak jeszcze był nastolatkiem. Z perkusistą Lenny White'em też znam się od kilkudziesięciu lat. Na "For Warsaw with love" zagrał również Herbie Hancock, z którym poznałem się w Stanach w połowie lat 70. Hancock jeździł w trasie z zespołem Headhunters, a ja z projektem Fusion. Niezwykle ważna była dla mnie współpraca z moja córką, Miką. Przez wiele lat nie nagrywaliśmy razem, a tutaj, w projekcie dla Warszawy Mika się pojawiła, zarapowała i zaśpiewała. Jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy.
PAP: Na "For Warsaw With Love" skorzystał pan z sampli, nie tylko ze wspomnianej piosenki "Czerwony autobus", ale też fragment filmu "Dzień świra" z tekstem "moja jest racja najmojsza".
M.U.: Ja często sampluje nawet sam siebie. Po latach wracam do swoich płyt i korzystam z pewnych fragmentów. Od lat działa to również w drugą stronę. Jestem jednym z najbardziej samplowanych muzyków według platformy WhoSampled. Samplowali mnie chociażby A Tribe Called Quest, a dziś robią to młodzi muzycy. To pozwala łączyć młode pokolenia hip-hopowców z zasłużonymi jazzmanami.
PAP: Z młodym pokoleniem muzyków współpracuje pan przy okazji warsztatów Urbanator Days, które organizuje od kilkunastu lat.
M.U.: Ja to nazywam antyszkoleniem. To swego rodzaju warsztaty, nie tyle teoretyczne, ile praktyczne. Granie z młodzieżą daje mi dużo frajdy. Wraz z zaproszonymi gośćmi gramy zarówno z tymi, którzy są wykształceni muzycznie, jak i z tymi, którzy nie znają nut. Moim zdaniem jazzu nauczyć się nie można, ale wykształcenie pomaga. To trzeba poczuć i trzeba mieć.
PAP: Płyta "For Warsaw With Love" jest, jak pan mówi, podsumowaniem. Zamierza pan zwolnić tempo?
M.U.: Mam jeszcze dużo do zrobienia i planowania. Chwila odpoczynku i ruszam dalej. Jesienią nagrywam kolejną płytę w Chicago, a później w Nowym Jorku. Nie umiem żyć długo bez muzyki. Sprawiam sobie radość nową muzyką, ona mnie inspiruje. Słucham na przykład dużo młodzieńczego jazzu, ale w wielu wypadkach młode pokolenie gra wtórnie, koncentrując się bardzo na wykonawstwie, a nie tworzeniu muzyki ad hoc. Nasze pokolenie traktowało jazz bardziej twórczo.
Wydawcą płyty "For Warsaw With Love" jest Muzeum Powstania Warszawskiego.(PAP)
autor: Wojciech Przylipiak
wbp/ wj/