Inicjator budowy w Berlinie pomnika Słowian pomordowanych przez nazistów Peter Jahn uważa, że po uhonorowaniu ofiar Holokaustu nastał czas na stworzenie miejsca pamięci dla milionów ofiar rasistowskiej polityki Hitlera w Polsce i b. ZSRR.
"Po odsłonięciu (w 2005 r.) w Berlinie Pomnika Pomordowanych Żydów Europy stało się jasne, że konieczne będzie upamiętnienie w stolicy Niemiec także innych ofiar nazizmu" - powiedział Jahn w poniedziałek w rozmowie z PAP. W sytuacji, gdy od tego czasu powstało wiele pomników, w tym poświęcone prześladowanym Romom oraz homoseksualistom, nie wolno - jego zdaniem - dłużej zwlekać z upamiętnieniem Polaków oraz narodów Związku Radzieckiego - ofiar zbrodniczej polityki III Rzeszy.
Jahn zainicjował apel o utworzenie miejsca pamięci ofiar nazistowskiej polityki Lebensraumu, dostępny na stronie internetowej muzeum w byłym niemieckim obozie koncentracyjnym Sachsenhausen pod Berlinem.
"Moim celem jest przypomnienie o słowiańskich ofiarach Hitlera i sprowokowanie debaty o sposobie ich upamiętnienia" - wyjaśnia Jahn, były dyrektor Niemiecko-Rosyjskiego Muzeum Berlin-Karlshorst. W tym miejscu marszałek Wilhelm Keitel 8 maja 1945 roku parafował porozumienie o bezwarunkowej kapitulacji Niemiec, podpisane dzień wcześniej przed przedstawicieli aliantów zachodnich w Reims.
Jahn zainicjował apel o utworzenie miejsca pamięci ofiar nazistowskiej polityki Lebensraumu, dostępny na stronie internetowej muzeum w byłym niemieckim obozie koncentracyjnym Sachsenhausen pod Berlinem.
"Od dwudziestu lat szeroka opinia publiczna w Niemczech uświadamia sobie coraz wyraźniej, że oprócz milionów Żydów, którzy znajdowali się w centrum narodowosocjalistycznej polityki zagłady, ofiarą nazistowskiej polityki zagłady padły także miliony mieszkańców Europy Wschodniej" - czytamy w apelu.
Jego autorzy zwracają uwagę, że mieszkańcy Polski i Związku Radzieckiego zostali uznani jako „rasowo niepełnowartościowi" Słowianie za pozbawioną praw masę, która miała być wymordowana lub wypędzona na wschód. "Rasizm oraz ideologia +Lebensraumu+ określały sposób prowadzenia wojny i reżim okupacyjny" - piszą sygnatariusze apelu.
Autorzy zwracają uwagę, że już w 1939 roku przedstawiciele polskich elit zostali deportowani do obozów koncentracyjnych lub rozstrzelani. Nazistowskie plany wojenne przeciwko Związkowi Radzieckiemu z 1941 roku zakładały śmierć głodową kilkudziesięciu milionów ludzi. Ponad trzy miliony jeńców nie przeżyły wojny.
W apelu mowa jest też o zagładzie setek wsi w Polsce i w ZSRR wraz z ich mieszkańcami, ukaranych za stawianie oporu, oraz o rozstrzelaniu podczas powstania warszawskiego ponad 100 tys. nieuzbrojonych, cywilnych mieszkańców miasta.
Jak podkreślają autorzy apelu, fakty dotyczące zbrodni popełnionych w Europie Wschodniej, ze względu na zimnowojenną konfrontację, były po 1945 roku przemilczane lub przedstawiane jako skutki uboczne okrutnej wojny. "Wiedza o tych ofiarach została w RFN w znaczniej mierze usunięta ze zbiorowej pamięci" - czytamy.
"Upamiętnijmy ich!" - piszą autorzy apelu, proponując na lokalizację pomnika miejsce w berlińskim parku Tiergarten, naprzeciwko istniejącego od 1945 roku pomnika żołnierzy Armii Czerwonej przy ulicy 17 Juni.
W Tiergarten odsłonięto w zeszłym roku pomnik zamordowanych w czasie II wojny światowej Romów; znajduje się tam również miejsce upamiętniające prześladowanych przez nazistów homoseksualistów. Nieopodal zlokalizowany jest też Pomnik Pomordowanych Żydów Europy.
Wśród sygnatariuszy apelu są: wiceprzewodniczący klubu parlamentarnego SPD Gernot Erler, Egon Bahr, najbliższy współpracownik byłego kanclerza Willy'ego Brandta, czołowy polityk Lewicy Gregor Gysi, były burmistrz Berlina Walter Momper, znani historycy Peter Jahn, Peter Brandt, Hans Ottomeyer, Johannes Tuchel i Michael Wildt oraz długoletni korespondent niemieckiej telewizji ARD w Warszawie i Moskwie Klaus Bednarz. Projekt wspiera też dziennikarka Lea Rosh, inicjatorka powstania Pomnika Pomordowanych Żydów Europy.
"Od dwudziestu lat szeroka opinia publiczna w Niemczech uświadamia sobie coraz wyraźniej, że oprócz milionów Żydów, którzy znajdowali się w centrum narodowosocjalistycznej polityki zagłady, ofiarą nazistowskiej polityki zagłady padły także miliony mieszkańców Europy Wschodniej" - czytamy w apelu.
Pytany o brak na liście przedstawicieli partii tworzących koalicję rządową - CDU, CSU i SPD - Jahn zaznaczył, że partie chadeckie przez długi czas po wojnie nie chciały uznać Polaków i Rosjan za ofiary. "Socjaldemokraci tworzyli awangardę sił, którym zależało na upamiętnieniu ofiar. Chadeków trzeba było popychać w tym kierunku" - wyjaśnił historyk.
Jak podkreślił, jest świadomy trudności, jakie mogą powstać - "ze względu na historyczne zaszłości" - przy próbie wspólnego upamiętnienia ofiar z Polski i Rosji. "Dla nazistów oba narody były +niepełnowartościowymi rasowo Słowianami+" - podkreślił. Jako przykład przezwyciężenia narodowych zastrzeżeń wskazał na upamiętnienie ofiar stalinizmu w Katyniu, gdzie obok polskich oficerów pochowane są ofiary z Rosji i Ukrainy.
Wspólny pomnik jest jego zdaniem jedynym wyjściem, gdyż - jak podkreślił - nie wyobraża sobie, by w Berlinie mogły powstać miejsca pamięci oddzielnie dla wszystkich prześladowanych narodów - Rosjan, Białorusinów, Ukraińców i innych.
Środowiska polonijne w Niemczech od dawna domagają się upamiętnienia w stolicy Niemiec polskich ofiar nazizmu. O utworzeniu takiego miejsca pamięci rozmawiano w 2011 roku podczas polsko-niemieckich obrad okrągłego stołu w sprawie wspierania Polonii w Niemczech. Pełnomocnik premiera ds. dialogu międzynarodowego Władysław Bartoszewski apelował w listopadzie 2012 r. o realizację tego postulatu. Wiceminister w MSW Christoph Bergner w grudniu powiedział PAP, że niemiecki rząd traktuje bardzo poważnie propozycję Bartoszewskiego.
Z Berlina Jacek Lepiarz (PAP)
lep/ mc/ kot/