Ignorowanie chrześcijańskich korzeni Europy, niedostateczna krytyka komunizmu, uproszczenia i wiele pominięć na temat Europy Środkowej - to niektóre z zastrzeżeń pod adresem Domu Historii Europejskiej, jakie padły podczas debaty zorganizowanej w Parlamencie Europejskim przez PiS.
Dyskusja z udziałem historyków z Danii, Łotwy, Polski i Włoch, jaką we wtorek w Parlamencie Europejskim zorganizowała eurodeputowana PiS Anna Fotyga z Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR), została zatytułowana "Dom Historii czy Dom Ideologii?".
Zaproszeni przez europosłankę goście, którzy wcześniej zwiedzili wystawę stałą otwartego w tym roku muzeum, mocno krytykowali narrację, jaką oferuje ta ufundowana ze środków UE placówka, aspirująca do przedstawienia historii Starego Kontynentu.
Prof. Micheal Boess z Uniwersytetu w Aarhus w Danii mówił, że w materiałach zaprezentowanych w muzeum nie mówi się nic o chrześcijańskich korzeniach Europy czy klasycznej filozofii. "Czy to jest muzeum, które ma nas skłonić do refleksji, czy przedstawić jakąś opowieść? Myślę, że to drugie" - mówił.
Jak zauważył, główna narracja muzeum głosi, że przeszliśmy od etapu dezintegracji, wojny, konfliktu do etapu integracji. Jego zdaniem placówka nie odpowiada na pytanie o przyczyny konfliktów.
Historyk zaznaczył, że narody są przedstawiane w tej narracji jako negatywne postaci, a wskazywane przez wystawę dychotomie są fałszywe, np. "dobra" demokracja - "zła" tradycja czy federalizm stawiany w opozycji do nacjonalizmu. Według niego muzeum pokazuje, że narody "wykluczają".
Prof. Marek Kornat z Polskiej Akademii Nauk ocenił, że wystawa pomija chrześcijaństwo i jego wpływ na europejską cywilizację. "Wystawa została skonstruowana pod silnym wpływem koncepcji, że najbardziej destrukcyjną siłą w europejskiej historii nowożytnej był nacjonalizm" - ocenił. Jak zauważył, I wojna światowa została pokazana jako tragiczny punkt zwrotny w historii Europy i konflikt wywołany przez nacjonalistów, bez wyjaśnienia, że stały za nim największe potęgi i imperialistyczna polityka.
Z kolei, jeśli chodzi o II wojnę światową, to zdaniem Kornata została ona ograniczona do historii krajów Europy Zachodniej. Pomiędzy Niemcami i Rosją jest luka, nie ma tam nic interesującego - ironizował. Zwracał uwagę, że nie wspominano o Janie Pawle II czy innych postaciach ważnych z punktu widzenia Polski. "Ta wystawa idealnie pokazuje trudności w pokazaniu wspólnej europejskiej przeszłości" - powiedział historyk.
W jego ocenie pozytywne jest jednak to, że autorzy koncepcji zaprezentowali oba reżimy totalitarne XX wieku, zarówno niemiecki, jak i sowiecki na tym samym poziomie.
Inaczej tę kwestię ocenił prof. Bogdan Musiał z Uniwersytetu im. Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, którego zdaniem twórcy wystawy nie pokazali w dostatecznym stopniu zbrodniczego charakteru komunizmu. Zauważył, że jedynym krajem Europy Wschodniej, w którym komuniści doszli do władzy w miarę legalnie, była Czechosłowacja. "To był wyjątek. W Polsce nie było takiej sytuacji" - podkreślał, zwracając uwagę, że na wystawie brakuje pokazania elementów oporu przeciw komunizmowi w krajach naszego regionu.
Zamiast tego - podkreślił naukowiec - jest narracja, że kraje Europy Zachodniej rozwijały się szybciej w drugiej połowie XX wieku, niż te we wschodniej części kontynentu. Tymczasem - zauważył - już w latach 50. wiadomo było, że "system komunistyczny leży".
"Gdzie jest Solidarność, która była wydarzeniem historycznym, globalnym? Jest Okrągły Stół. To jest przekaz już nawet nie lewicowo-liberalny w Polsce, ale to jest przekaz postkomunistów. Oni nie chcą dyskutować o Solidarności, bo musieliby zająć się też stanem wojennym" - podkreślił Musiał.
Łotewski historyk i poseł Edvins Sznore ocenił, że wystawa zbyt łagodnie potraktowała komunizm, który w przeciwieństwie do nazizmu nie został pokazany jako ideologia kryminalna. Jak podkreślił, na wystawie nie wyjaśniono, że teoria Marksa o dyktaturze proletariatu, z natury antydemokratyczna i totalitarna, prowadziła do masowych represji, łamania praw człowieka czy ludobójstwa. "To nie była pomyłka, tylko logiczny wynik wdrożenia teorii Marksa. Nie wspomina się o tym" - ubolewał.
Europoseł PiS Ryszard Legutko podsumowywał, że muzeum jest odzwierciedleniem obecnego stanu ducha w UE. "Jeśli widzisz historię jako coś, co ma być ukierunkowane na finalny wynik, (...) którym jest UE, to wówczas scenariusz, jaki piszesz, jest jasny, ale zbyt uproszczony" - ocenił.
"Śmieszne rozróżnienie między nacjonalizmem a uniwersalizmem: dobry i zły charakter. Jak widzisz historię w ten sposób, jako ukierunkowaną na coś, to mamy pełną ideologię" - dodał.
Dom Historii Europejskiej (HEH) to inicjatywa Parlamentu Europejskiego. Znajduje się w centrum dzielnicy europejskiej Brukseli, w odnowionym budynku im. Eastmana w Parku Leopolda. Wystawy są dostępne we wszystkich 24 językach urzędowych Unii Europejskiej, a wstęp jest bezpłatny.
Przewodniczącym Komisji Naukowej HEH jest profesor Włodzimierz Borodziej. Pomysł utworzenia Domu Historii Europejskiej zaprezentował były szef Parlamentu Europejskiego Hans-Gert Poettering w 2007 r.
Z Brukseli Krzysztof Strzępka (PAP)
stk/ gpal/ akl/ kar/ amac/