Gwizdy i buczenie podczas wtorkowych, głównych uroczystości 60. rocznicy Czerwca’56 to reakcja mieszkańców na decyzję szefa MON ws. apelu pamięci - ocenił w środę prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak.
28 czerwca 1956 roku robotnicy Zakładów Cegielskiego, wówczas Zakładów im. Stalina (ZISPO), podjęli strajk generalny i zorganizowali demonstrację uliczną, krwawo stłumioną przez milicję i wojsko. W starciach na ulicach miasta zginęło, według badań IPN, co najmniej 58 osób, a kilkaset zostało rannych.
Główne uroczystości upamiętniające tamte wydarzenia odbyły się we wtorek wieczorem. Wzięli w nich udział prezydenci Polski i Węgier. Gościem wydarzenia był także wicepremier Piotr Gliński oraz b. prezydent Lech Wałęsa.
Podczas okolicznościowych przemówień mieszkańcy Poznania, tłumnie zgromadzeni przy placu Adama Mickiewicza, gdzie odbywały się uroczystości, swoimi gwizdami, buczeniem i okrzykami zgłuszali przemawiających. Wielokrotnie zgłuszane okrzykami części zgromadzonych było m.in. wystąpienie prezydenta Andrzeja Dudy. Wołano m.in. "konstytucja", "precz z komuną", "Andrzej Duda"; część osób trzymała w rękach konstytucję i czerwone kartki. Zagłuszane były także przemówienia Lecha Wałęsy i Jacka Jaśkowiaka.
Prezydent Poznania komentując przebieg wtorkowych uroczystości powiedział dziennikarzom, że jest mu bardzo przykro, że to takich sytuacji doszło. „Przyzwyczailiśmy się już do tego, że od lat na uroczystościach patriotycznych zwolennicy, szczególnie PiS-u, gwizdali na prezydentów, na premierów. To jest ta sama grupa osób, te same transparenty i to są osoby, które nie przychodzą, żeby coś uczcić, tylko przychodzą po to, żeby tak jak na meczu pogwizdać sobie” – podkreślił.
Zdaniem Jaśkowiaka, okrzyki i buczenie podczas wtorkowej uroczystości to bezpośrednia reakcja poznaniaków na decyzję szefa MON ws. apelu pamięci. Podczas głównych uroczystości, miały być w nim przywołane obok poległych w Czerwcu ’56, nazwiska ofiar katastrofy smoleńskiej. Władze miasta sprzeciwiły się temu, ostatecznie prezydent Jaśkowiak podjął decyzję o rezygnacji z wojskowej asysty honorowej podczas uroczystości.
Wspomnienie ofiar Czerwca ’56 oraz ofiar katastrofy smoleńskiej w ramach apelu pamięci, nastąpiło przed południem w trakcie uroczystości przy Pomniku Poległych w Powstaniu Poznańskim. Wydarzenie z udziałem wojska miało miejsce na ul. Kochanowskiego. 60 lat temu uczestnicy robotniczego protestu przyszli na tę ulicę, pod gmach Wojewódzkiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Publicznego. W kierunku WUBP rzucano kamieniami, z gmachu padły strzały; do szpitala trafili pierwsi ranni.
„W tej chwili ponosimy konsekwencje z jednej strony braku wysłuchania przez ministra Macierewicza woli poznaniaków, kombatantów i rezygnacji z tego apelu smoleńskiego. Akcja wywołuje reakcje. Gdyby nie ta zupełnie bezsensowna decyzja Macierewicza, nie byłoby tego. To on podgrzał te emocje. To był brak poszanowania woli poznaniaków i reakcją właśnie była ta temperatura, którą wczoraj widzieliśmy” – ocenił Jaśkowiak.
Prezydent pytany przez dziennikarzy, czy nie byłoby lepiej, gdyby zgodził się na odczytanie nazwisk ofiar katastrofy smoleńskiej podczas głównych uroczystości Czerwca’56, uznał, że sytuacja wyglądałaby jeszcze gorzej.
„Te emocje byłyby jeszcze większe. Dostałem setki, tysiące listów i gdyby ten apel został wczoraj odczytany, to moim zdaniem mogło dojść do bójek, do przelewu krwi. Uważam, że to była słuszna decyzja. Zresztą uszanowałem wolę kombatantów. Dzień wcześniej kombatanci dziękowali mi za to, że uszanowałem ich uroczystość, ich święto” – podkreślił prezydent.
Dodał, że jego samego bardzo oburzyło zachowanie grupy mieszkańców w stosunku do b. prezydenta Lecha Wałęsy, który - jak podkreślił – „jest wielkim symbolem +Solidarności+, symbolem odzyskanej wolności”.
„Przykro mi jest też, że nawet wśród radnych zdarzyły się osoby, które zachowały się w taki właśnie niegodny sposób krzycząc pewne hasła w odniesieniu do prezydenta Wałęsy” – mówił.
Prezydent odniósł się także do swojej rozmowy z włodarzami miast partnerskich. Jak zaznaczył, oni również zwrócili uwagę na to, że takie sytuacje to niestety „element demokracji”.
„Tak niestety w demokracji prezentuje się różne stanowiska. To jest być może przykre dla tych osób, które akurat stają za mównicą, lub dla gospodarza, że do takich incydentów dochodzi. Natomiast (prezydenci miast partnerskich) stwierdzili, że to jest dużo lepsze, niż takie sytuacje, jakie są w Korei Północnej, gdzie wszyscy klaszczą i wszyscy mówią jednym głosem, bo to właśnie też cecha demokracji” – wskazał Jaśkowiak. (PAP)
ajw/ par/