Prezydent Bronisław Komorowski weźmie w sobotę udział w uroczystości z okazji 25. rocznicy podpisania porozumienia "Solidarności", Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego i Stronnictwa Demokratycznego, które doprowadziło do powstania rządu Tadeusza Mazowieckiego.
Uroczystość odbędzie się w Pałacu Prezydenckim. Uczestniczyć w niej mają m.in. sygnatariusze porozumienia o zawarciu koalicji sprzed 25 lat: były przewodniczący NSZZ "Solidarność" i były prezydent Lech Wałęsa, były przewodniczący Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego Roman Malinowski oraz były przewodniczący Stronnictwa Demokratycznego Jerzy Jóźwiak.
17 sierpnia 1989 r. w Pałacu Myślewickim w warszawskich Łazienkach odbyło się spotkanie Wałęsy, Malinowskiego i Jóźwiaka. Uczestnicy spotkania zawarli porozumienie o powołaniu koalicji Solidarność-ZSL-SD. Koalicja ta doprowadziła do powołania 12 września 1989 r. rządu kierowanego przez pierwszego niekomunistycznego premiera od czasu zakończenia II wojny światowej - Tadeusza Mazowieckiego.
Prof. Tomasz Nałęcz podkreślił, że porozumienie było niesłychanie ważnym wydarzeniem, bo przekreślało "i tak już słabnące, ale ciągle jeszcze żywe, podtrzymywane plany PZPR utrzymywania się przy władzy"."To był znakomity ruch Lecha Wałęsy, wtedy bardzo lojalnie wspieranego przez braci Kaczyńskich" - stwierdził Nałęcz.
Prezydencki doradca, historyk prof. Tomasz Nałęcz podkreślił w rozmowie z PAP, że 17 sierpnia 1989 r. doszło "do bardzo istotnego zwrotu politycznego, praktycznie wywrócenia znacznej części umowy Okrągłego Stołu". "Przewodniczący Solidarności Lech Wałęsa porozumiał się wtedy z prezesem ZSL i przewodniczącym SD, dwóch ugrupowań (...) do tej pory satelickich PZPR i zawarli trzej panowie, w imieniu swoich oczywiście środowisk, porozumienie o koalicji parlamentarnej, koalicji, która miała większość w parlamencie" - powiedział Nałęcz.
Podkreślił, że porozumienie było niesłychanie ważnym wydarzeniem, bo przekreślało "i tak już słabnące, ale ciągle jeszcze żywe, podtrzymywane plany PZPR utrzymywania się przy władzy". "To był znakomity ruch Lecha Wałęsy, wtedy bardzo lojalnie wspieranego przez braci Kaczyńskich" - stwierdził Nałęcz. Jak mówił, nowo powstała koalicja uświadomiła kierownictwu PZPR, że plany utrzymania władzy rozsypują się jak domek z kart. "Pozostawiona +na spalonym+ PZPR nie miała innego wyjścia, tylko przyłączyć się do tej koalicji, już na zasadzie nie dyktującego warunki, ale uboższego krewnego" - powiedział prezydencki doradca.
Nałęcz podkreślił, że porozumienie otworzyło drogę do powstania rządu pierwszego niekomunistycznego premiera po II wojnie światowej - Tadeusza Mazowieckiego. "Dzięki temu porozumieniu, otwierającemu drogę do rządu właśnie Solidarności - choć stojącej na czele szerokiej koalicji - do rządu kierowanego przez pierwszego niekomunistycznego premiera (...), Polska nie traciła czasu, a czas był wtedy na wagę złota" - zaznaczył.
W jego opinii, gdyby do porozumienia nie doszło, to "Polska by trwała, kto wie jak długo, na jałowym biegu". Nałęcz podkreślił, że wybory z 4 czerwca 1989 r. były nokautem dla rządzących PRL-em, "ale oni po tym nokaucie się otrząsnęli i gotowi byli dalej realizować kontrakt Okrągłego Stołu, dający im możliwość rządzenia krajem przez najbliższe cztery lata".
Podkreślił, że ogromne poparcie dla Solidarności, które miało swój wyraz w wynikach wyborów parlamentarnych 4 czerwca 1989 r., "nie mogło się zamienić na większość w parlamencie, bo przecież na mocy kontraktu Solidarność mogła zdobyć tylko 35 proc. miejsc i wszystkie zdobyła zresztą".
Widać było - dodał - że naród odrzucił w głosowaniu komunizm, ale "ci odrzuceni gotowi byli ciągle trwać przy władzy" i gdyby nie porozumienie "S"-ZSL-SD, to w momencie, gdy "bardzo ważny był każdy dzień, tydzień, miesiąc, bylibyśmy skazani na dryfowanie i marnowano by czas".(PAP)
sdd/ mok/ gma/