Celem Kornela Morawieckiego i Solidarności Walczącej miało być doprowadzenie do masowych protestów społecznych. Zakładano również ich rozszerzenie na inne kraje bloku sowieckiego. Wówczas niemożliwa byłaby interwencja zbrojna w zbuntowanych krajach „demokracji ludowej”. Taki był plan maksimum – mówi PAP prof. Antoni Dudek, historyk i politolog z UKSW.
Polska Agencja Prasowa: Dlaczego Solidarność Walcząca i jej lider Kornel Morawiecki sprzeciwiali się jakimkolwiek rozmowom z władzami komunistycznymi?
Prof. Antoni Dudek: Członkowie tego środowiska uważali, że komuniści zawsze oszukują. Z tego punktu widzenia niemożliwe było zawarcie rzetelnego porozumienia. Zdaniem Morawieckiego dowodem na to było wprowadzenie stanu wojennego, a więc złamanie uzgodnień z sierpnia 1980 r.
PAP: Według Kornela Morawieckiego jaki miał być cel działania „SW” założonej w 1982 r.?
Prof. Antoni Dudek: Podstawowym celem miało być doprowadzenie do masowych protestów społecznych, które przekształciłyby się w strajk generalny obejmujący cały kraj. Zakładano również jego rozszerzenie na inne kraje bloku sowieckiego. Wówczas niemożliwa byłaby interwencja zbrojna w zbuntowanych krajach „demokracji ludowej”. Taki był plan maksimum. Pozostaje pytanie o skuteczność współpracy z antykomunistami z innych krajów bloku wschodniego. Bez wątpienia żadna inna struktura opozycyjna lat osiemdziesiątych nie prowadziła tego rodzaju działań, nie odważyła się na ich podejmowanie.
PAP: Działania Solidarności Walczącej były postrzegane negatywnie przez dużą część podziemia antykomunistycznego?
Prof. Antoni Dudek: Miażdżąca większość opozycji wykluczała użycie siły w walce z systemem komunistycznym. Kornel Morawiecki miał inny pogląd. Wprawdzie zamachów ze strony Solidarności Walczącej nie było zbyt wiele, to jednak przykład detonacji bomby pod Komitetem Miejskim PZPR w Gdyni w 1987 r. pokazuje, że takie inicjatywy były realizowane. Obawiały się ich zarówno środowiska opozycyjne, jak i władze komunistyczne. Komuniści bali się narastania metod terrorystycznych, a opozycjoniści gwałtownej reakcji władz, czyli nasilenia represji na znacznie większą skalę.
Prof. Antoni Dudek: Miażdżąca większość opozycji wykluczała użycie siły w walce z systemem komunistycznym. Kornel Morawiecki miał inny pogląd. Wprawdzie zamachów ze strony Solidarności Walczącej nie było zbyt wiele, to jednak przykład detonacji bomby pod Komitetem Miejskim PZPR w Gdyni w 1987 r. pokazuje, że takie inicjatywy były realizowane.
PAP: Solidarność Walcząca przykładała dużą wagę do zakonspirowania swoich działań. Na ile Służbie Bezpieczeństwa udało się zinfiltrować to środowisko?
Prof. Antoni Dudek: To zależy od regionu Polski. Największe sukcesy SB odniosła w Rzeszowie. Tam udało się niemal całkowicie rozbić struktury „SW”. W innych miastach nie odnotowała takich sukcesów. Najtrudniejsze zadanie stało przed esbekami w bastionie Solidarności Walczącej – we Wrocławiu. Tam przez większą część lat osiemdziesiątych ukrywał się sam Morawiecki. To dowód na nierozpracowanie tamtejszych struktur tej organizacji. „SW” była silna także w Warszawie, Poznaniu, Trójmieście, Katowicach.
PAP: Solidarność Walcząca była silna m.in. dzięki uczestnictwu wielu młodych działaczy, którzy zaangażowali się w działalność opozycyjną w drugiej połowie lat osiemdziesiątych. Jaki był udział najmłodszego pokolenia w „SW”?
Prof. Antoni Dudek: Bardzo znaczący. Bez zaangażowania osób, które były za młode na uczestnictwo w „pierwszej +Solidarności+”, ale były już dorosłe w drugiej połowie lat osiemdziesiątych, niewątpliwie działalność „SW” wygasałaby. Tymczasem stało się inaczej. Była to cecha nie tylko organizacji pod przywództwem Kornela Morawieckiego, ale wielu nurtów opozycji, które około 1988 r. otrzymały spory zastrzyk nowych sił. Wiedziała to Służba Bezpieczeństwa, która zauważała gwałtowny wzrost liczebny wielu organizacji, m.in. „SW”, Federacji Młodzieży Walczącej i Konfederacji Polski Niepodległej. Bardzo często przynależność do jednej z tych formacji była zależna od miejsca. Jeśli ktoś mieszkał we Wrocławiu, to trafiał do „SW”, jeśli w Krakowie – to do KPN-u. Te dwie organizacje się uzupełniały. Miały podobną retorykę antykomunistyczną i były zorganizowane hierarchicznie wokół odważnych liderów.
Prof. Antoni Dudek: Bez zaangażowania osób, które były za młode na uczestnictwo w „pierwszej +Solidarności+”, ale były już dorosłe w drugiej połowie lat osiemdziesiątych, niewątpliwie działalność „SW” wygasałaby. Tymczasem stało się inaczej. Była to cecha nie tylko organizacji pod przywództwem Kornela Morawieckiego, ale wielu nurtów opozycji, które około 1988 r. otrzymały spory zastrzyk nowych sił. Wiedziała to Służba Bezpieczeństwa, która zauważała gwałtowny wzrost liczebny wielu organizacji.
PAP: Mimo zaangażowania młodych i osoby lidera Solidarności Walczącej – po roku 1990 r. to środowisko praktycznie zanika. Tymczasem podobna do niej Konfederacja Polski Niepodległej odgrywała istotną rolę polityczną jeszcze przez kilka lat. Dlaczego liderzy „SW” nie stworzyli trwałego środowiska politycznego?
Prof. Antoni Dudek: Leszek Moczulski i jego otoczenie okazało się sprawniejsze od „SW”. Udało mu się zbudować strukturę partii politycznej. Morawiecki poniósł wówczas porażkę. Tymczasem KPN po wyborach w 1991 r. miała pięćdziesięciu posłów. Po latach Kornel Morawiecki powrócił do polityki. Wówczas KPN już nie istniała.
Można powiedzieć, że środowisko „SW” rozeszło się, ponieważ na początku lat dziewięćdziesiątych nie było miejsca na radykalizm głoszony przez Kornela Morawieckiego. Lider Solidarności Walczącej konsekwentnie krytykował kontrakt okrągłostołowy i ten sposób wychodzenia z systemu komunistycznego. Do historii przeszła jego reklama wyborcza z 1991 r., gdy przewracał symboliczny okrągły stół. Ta retoryka wtedy nie działała, Morawiecki nie mógł zatem zdobyć szerszego poparcia.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk / skp /