70 lat temu, marszałka Philippe'a Petaina - szefa państwa Vichy - skazano na karę śmierci. Ze względu na jego podeszły wiek i wcześniejsze zasługi – zamieniono ją na dożywocie. „Podczas Wielkiej Wojny marszałek Philippe Petain stał się bohaterem, ale podczas II wojny światowej stoczył się na drogę zdrady i kolaboracji” – mówi prof. Jerzy Eisler, dyrektor Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej w Warszawie.
PAP: Jak to się stało, że bohater narodowy Francji z okresu I wojny światowej stał się kolaborantem?
Prof. Jerzy Eisler: Gdyby Philippe Petain umarł przed 1939 rokiem, to prawdopodobnie w każdym większym francuskim mieście byłaby ulica lub plac jego imienia. Ale długie życie – zmarł w wieku 91 lat – niosło ze sobą w jego przypadku pewne przekleństwo. Nie tylko dane mu było dożyć II wojny światowej, ale ją przeżyć, a potem odsiedzieć jeszcze kilka lat w więzieniu za to, co zrobił podczas niemieckiej okupacji Francji.
W ogóle, gdyby nie przypadek, a w tym wypadku przypadek nazywa się I wojną światową, to pułkownik Petain nie przeszedłby do historii i nigdy nie zapisał się czymś doniosłym. Gdy ta wojna wybuchła, to zbliżał się już do wieku emerytalnego. W toku jej trwania kilkakrotnie awansował, a zaraz po niej – w listopadzie 1918 roku – odebrał z rąk prezydenta Francji Raymonda Poincarégo buławę marszałkowską.
O ile do I wojny światowej nie angażował się intensywniej politycznie, to w okresie międzywojennym stanął po stronie reakcyjnej prawicy. W 1934 roku, przez kilka miesięcy, był ministrem wojny, gdy od władzy odsunięto kartel lewicy liberalnej i radykalnie socjalistycznej. W latach 1939-40 był ambasadorem III Republiki Francuskiej w Madrycie u generała Francisco Franco, zresztą swojego ucznia z Akademii Wojskowej.
W 1940 roku ściągnięto go z Madrytu, mianowano premierem i – w czasie kampanii francuskiej - powierzono misję sformowania rządu. Część z tych, która postanowiła sprowadzić go z powrotem do Francji, by objął tekę premiera, myślała – jak się okazało, zupełnie błędnie – że wraca wybitny dowódca, który stawi Niemcom opór. Tymczasem Petain od pierwszej chwili sprawowania urzędu zamiast prawić o wojskowych planach obrony wcielił się całkowicie w rolę polityka, który za wszelką cenę chce przerwać działania wojenne i doprowadzić do zawieszenia broni, co zresztą mu się udało.
Gdyby Philippe Petain umarł przed 1939 rokiem, to prawdopodobnie w każdym większym francuskim mieście byłaby ulica lub plac jego imienia. Ale długie życie – zmarł w wieku 91 lat – niosło ze sobą w jego przypadku pewne przekleństwo.
PAP: Dlaczego chciał pertraktacji zamiast walki?
Prof. Jerzy Eisler: Myślę, że zadecydowały jego cechy charakterologiczne. On był defetystą. Nie wierzył w brytyjskie zwycięstwo nad Niemcami, tak samo jak później w radzieckie czy amerykańskie. Był więc przekonany, że ta wojna będzie pasmem klęsk w starciu różnych państw z Niemcami. On naprawdę bardzo długo wierzył w to, że III Rzesza jest niepokonana. Wychodziło też z niego kabotyństwo francuskiego wojskowego, który jest przekonany, że skoro Francja przegrała w 6 tygodni, to nikt na świecie nie jest w stanie pokonać Niemców.
Poza tym, udzielały mu się nastroje części francuskiego korpusu oficerskiego, który żywił coś na kształt niemieckiego kompleksu i szedł na tę wojnę raczej bez wiary w zwycięstwo.
PAP: Zabrakło ducha walki?
Prof. Jerzy Eisler: Dokładnie tak. O ile u nas w Polsce we wrześniu '39 było go może nawet za dużo, to we Francji w 1940 roku był prawie nieobecny. I cechowało to całe społeczeństwo francuskie, nie tylko wojskowych. To nastawienie promieniowało z armii na cywilów i na odwrót.
Podam wiele mówiący przykład. W jednej z pieśni internowani działacze „Solidarności” śpiewali: „Bo lepiej byśmy stojąc umierali, niż mieli klęcząc na kolanach żyć”. W 1935 roku Związek Nauczycielstwa Francji uchwalił dokładnie odwrotne zdanie: „Lepiej żyć na kolanach, niż zginąć na stojąco”. To doskonale obrazuje stan ducha w społeczeństwie francuskim w tamtych latach.
Gdzieś w tle znajdowała się również pamięć o Wielkiej Wojnie, która dla Francji była hekatombą. W tym konflikcie Republika straciła trzy razy więcej obywateli, niż podczas II wojny światowej, choć nie było wtedy ludobójstwa, komór gazowych, nalotów dywanowych...
PAP: … ale była wojna pozycyjna.
Prof. Jerzy Eisler: Tak, wojna „na wyrżnięcie”: my 100 metrów do przodu, połowa z nas ginie, potem wy do 100 metrów przodu, i też połowa z was ginie. I tak aż do podmiany jednostek, bo w pewnym momencie okopy pustoszały, gdyż brakowało żołnierzy. Tę brutalną strategię prowadzenia walki dobrze ujął w strasznych słowach jeden z niemieckich dowódców, który powiedział, że Niemcy muszą „wykrwawić tę armię jedynaków”, mając na myśli to, że francuskie rodziny rzadko miały więcej niż jedno dziecko.
On naprawdę bardzo długo wierzył w to, że III Rzesza jest niepokonana. Wychodziło też z niego kabotyństwo francuskiego wojskowego, który jest przekonany, że skoro Francja przegrała w 6 tygodni, to nikt na świecie nie jest w stanie pokonać Niemców.
PAP: Ostatecznie podpisano zawieszenie broni z III Rzeszą. Część Francji dostała się pod okupację niemiecką, III Republikę zastąpiło kolaboracyjne Państwo Francuskie z rządem w Vichy. Co Hitler i Petain myśleli wzajemnie o sobie w tamtym czasie?
Prof. Jerzy Eisler: Niewiele na ten temat wiadomo. We Francji w latach 30. skrajna prawica, do której – jak już mówiłem – zaliczał się Petain, mawiała, że „lepszy Hitler niż Blum”. Mieli na myśli Leona Bluma, socjalistę i pierwszego francuskiego premiera żydowskiego pochodzenia, w którym widzieli wroga. Marszałek zapewne podzielał to przekonanie.
Hitler i Petain spotkali się w Montoire w październiku 1940 roku. Hitler chciał wciągnąć nowopowstałe Państwo Francuskie do Osi i wykorzystać je w walce z Wielką Brytanią. Pragnął wykorzystać okazję, gdyż nieco wcześniej Brytyjczycy zaatakowali w Oranie francuską marynarkę wojenną, co doprowadziło do zerwania stosunków dyplomatycznych między rządem Vichy a Wielką Brytanią. Ale ten plan się nie powiódł. Wynikało to z niezdecydowania samego Petaina, który nie kwapił się do wypowiedzenia wojny Wielkiej Brytanii. Hitler zrezygnował z dalszych nalegań na członkostwo Francji w Osi, co sprawiło, że kontakty z III Rzeszą przejściowo osłabły. Już nigdy obaj przywódcy nie spotkali się w cztery oczy.
Zresztą, warto to podkreślić, na sposób sprawowania władzy przez Petaina miał wpływ nie tylko jego charakter, ale i wiek. Marszałek po prostu się starzał. Z tego względu nie był w stanie funkcjonować na stanowisku dłużej, niż dwie godziny dziennie. Nigdy też nie odbyło się posiedzenie gabinetu rządowego w pełnym składzie, bo Petain nie mógł rozmawiać jednocześnie z więcej niż 6-7 osobami. Pamiętajmy, że mówimy o człowieku, który w chwili, gdy został szefem państwa, miał 84 lata. W tym wieku nie zaczyna się kariery przywódcy politycznego, co najwyżej pisze się memuary.
PAP: Jeśli spojrzymy na sposób sprawowania władzy w Państwie Francuskim przez Petaina, to narzuca się myśl, że marszałek – jako prawicowy reakcjonista - chciał zawrócić koło historii i cofnąć kraj do epoki przedrewolucyjnej, czasów królestwa...
Prof. Jerzy Eisler: Tak rzeczywiście było. Rewolucyjną triadę „Wolność – Równość – Braterstwo” zamienił na „Praca – Rodzina – Ojczyzna”. Ciekawe jest, że nie usunął rewolucyjnego hymnu, „Marsylianki”.
Ale chyba najbardziej jest to widoczne na przykładzie relacji z Kościołem Rzymsko-Katolickim. Po latach 80. XVIII stulecia Kościołowi we Francji nigdy nie było tak dobrze, jak w okresie rządów Vichy. Nawet w okresie Restauracji, czy tzw. monarchii lipcowej. Sam Petain reprezentował takie myślenie o Kościele, które dziś nazwalibyśmy integrystycznym.
Ponadto, Petain zachowywał się jak król. Publicznie zwracał się za pomocą formuły „My, Marszałek”, co było zmienioną formą monarchistycznego zwrotu „My, Król”. Miał władzę niemal absolutną. Żartowano, że tylko kobiet nie może zamieniać w mężczyzn, bo odwrotnie to już mu się udało. Jakiś idiota napisał, że Petain poświęca się dla Francji jak Chrystus dla świata. Kult jego osoby osiągnął szczyty znane chyba tylko z Azji.
Petain zachowywał się jak król. Publicznie zwracał się za pomocą formuły „My, Marszałek”, co było zmienioną formą monarchistycznego zwrotu „My, Król”.
PAP: Cieniem na Francji Vichy położył się współudział w niemieckich zbrodniach na Żydach. Francuzi byli aż nadgorliwi w spełnianiu życzeń Hitlera w tym względzie. Sam Petain był zajadłym antysemitą...
Prof. Jerzy Eisler: We Francji w ogóle panował zajadły antysemityzm, choć Francuzów cechowała też w tym względzie pewna wybiórczość. Na przykład żona ambasadora Vichy w Paryżu – choć Żydówka z pochodzenia – nie musiała nosić na swoich pięknych futrach gwiazdy Dawida, gdyż... uczyniono ją „honorową Aryjką”! Ale była to selektywność podyktowana nie odruchem humanitarnym, ale pewnymi sympatiami politycznymi.
Ten stosunek politycznych elit Francji Vichy do Żydów dobrze opisuje pewna przedwojenna polska anegdota. Otóż kiedyś polski dyplomata na przyjęciu, zdaje się, że gdzieś w Brazylii, zobaczył galowo wystrojonego wysokiego rangą żołnierza, który był czarnoskóry. „Co to za murzyn?” - zapytał. „To nie murzyn – odpowiedziano mu – to jest generał de Silva-coś tam-coś tam!”. No bo murzynami to byli tragarze w porcie (śmiech). I ten stosunek Francuzów do Żydów właśnie tak wyglądał, ale z pewnością nie było w nim ani krzty solidarności.
Rzeczywiście jest tak, że sumienie Petaina obciążają poważne zbrodnie w tym względzie: męczarnia Żydów w obozie przejściowym w Welodromie Zimowym - i w obozie w Drancy – deportacje na wschód. A nawet kupczenie losem francuskich Żydów, którego dopuścił się – za wiedzą Petaina – premier Vichy, Pierre Laval. Nie spotkałem się z informacją, by kiedykolwiek wyraził jakąś skruchę z powodu tych wszystkich okropności, choć bardzo lubił obnosić się ze swoim katolicyzmem i pozował na człowieka bardzo moralnego i przyzwoitego.
PAP: Jak społeczeństwo francuskie odnosiło się w tamtym czasie do Petaina?
Prof. Jerzy Eisler: Traktowało go jak bohatera i fetowało jak monarchę. Gdy w 1944 roku przyjechał z wizytą do Paryża, to witały go rozentuzjazmowane tłumy, które w radości machały do niego. Potem – tak na marginesie – tak samo ochoczo machały do Charlesa de Gaulle'a.
Ale jeszcze wtedy widziano w nim tego, kto ocalił Francję. Trzeba podkreślić, że dla Francuzów wojna zakończyła się w czerwcu 1940 roku i na nowo rozpoczęła w styczniu 1944. Zaczęła się, poprzedzająca D-Day, fala alianckich nalotów, podczas której niszczono drogi i mosty, ale bombardowano również Paryż. Zginęło wtedy bardzo dużo cywilów. Wtedy po raz pierwszy od 1940 roku na poważnie Francuzi odczuli grozę wojny.
Mam taki album ze zdjęciami z okupowanej Francji. Mając wiedzę o tym, co działo się w okupowanej Warszawie, człowiek nie wierzy w to, co widzi na tych fotografiach: pękające w szwach ogródki i kawiarnie, roześmiane mieszane francusko-niemieckie towarzystwo. Co to za wojna?
PAP: Kawiarniana.
Prof. Jerzy Eisler: Jest taki film pt. „Dyplomacja”, którego akcja dzieje się w Paryżu w sierpniu 1944 roku, tuż przed wyzwoleniem przez Aliantów. Jeden z bohaterów mówi w nim, że jeszcze dwa tygodnie wcześniej, niemiecki oficer przybywając do Paryża miał przed sobą tylko jedną walkę – o stoliki w kawiarni.
Dlatego Petain był dla Francuzów bohaterem – sprezentował im spokój w czasie strasznej wojny.
Nie spotkałem się z informacją, by kiedykolwiek wyraził jakąś skruchę z powodu tych wszystkich okropności, choć bardzo lubił obnosić się ze swoim katolicyzmem i pozował na człowieka bardzo moralnego i przyzwoitego.
PAP: Biorąc więc pod uwagę ich przedwojenne nastroje, o których mówiliśmy wcześniej, dał im to, czego najbardziej pragnęli?
Prof. Jerzy Eisler: Dokładnie tak. Trzeba dodać, że sami Francuzi byli zaskoczeni zachowaniem Niemców. Powtarzali z niedowierzaniem: „Oni są mili i płacą!”. To postępowanie żołnierzy niemieckiej armii było zrozumiałe, bo wiedzieli, że jeśli czymś podpadną, to – wyrażając się nieco eufemistycznie – jest parę gorszych miejsc, do których mogą zostać wysłani. Na przykład na front wschodni, albo do Afryki, by „poganiać się” z Rommlem po pustyni.
Francuzi też w pewien sposób korzystali z tej okupacji ekonomicznie. Co prawda, warunki zawieszenia broni z 1940 roku mówiły, że koszty pobytu wojsk niemieckich pokrywa strona francuska. Ale w praktyce wyglądało to tak, że ileś tam pociągów z pieniędzmi jechało do Niemiec, ale chwilę później te pieniądze wracały z powrotem – z francuskich kawiarni, burdeli, czy galerii sztuki.
Poza tym, władze francuskie straszyły rodaków słowem „ la polonisation” - „polonizacja” - które oznaczało taki model okupacji, jaki Niemcy zastosowali w Polsce: łapy w górę i pod ścianę. „Musimy być grzeczni – powtarzano – bo inaczej Niemcy zrobią nam tu +la polonisation+”.
PAP: W pewnym momencie wojna się skończyła. Jak wtedy Francuzi podchodzili do osoby Petaine'a?
Prof. Jerzy Eisler: Już dużo mniej entuzjastycznie. Zaistniało tam zjawisko, którego nie było w Polsce – pojawili się „bohaterowie ostatniej godziny”. W 1944 roku – w obliczu nieuchronnej klęski Niemiec – rozrósł się znacznie ruch oporu, do którego wielu starało się „załapać” na ostatnią chwilę. Niektórzy w ten sposób czyścili swoje sumienia, bo wiedzieli, że wcześniej robili rzeczy niechlubne. Petain stał się dla nich wyrzutem sumienia. Trzeba się go było pozbyć.
PAP: Proces Petaina był raczej parodią sprawiedliwości, niż jej triumfem. Na ławie przysięgłych zasiedli sami zajadli przeciwnicy marszałka. Czy z Petaina zrobiono kozła ofiarnego a sam proces był „ucięciem” debaty publicznej o raczej mało zaszczytnym epizodzie w historii Francji?
Prof. Jerzy Eisler: Rzeczywiście, przez długie lata Francja nie rozliczyła się z faktem swojej kolaboracji. Dopiero za prezydentury Francoisa Mitteranda coś w tym temacie drgnęło, gdy ten „przypomniał” sobie, że był urzędnikiem Vichy. Ale czas na poważną debatę nad tym momentem francuskiej historii przyszedł dopiero w latach 90.
PAP: Na koniec pytanie, którego nie może zabraknąć: kim był Petaine – bohaterem, czy zdrajcą?
Prof. Jerzy Eisler: Zdrajcą i bohaterem jednocześnie. Podczas I wojny światowej bardzo wysoko podniósł trójkolowrowy sztandar francuskiego zwycięstwa, ale w czasie drugowojennego konfliktu roztrwonił ten ogromny kapitał i stoczył się na drogę zdrady oraz kolaboracji.
Rozmawiał Robert Jurszo (PAP)