Ulice Polski dzisiejszej wciąż noszą nazwy dowódców armii polskiej, którą z woli Stalina tworzono w Związku Sowieckim w 1943 r. Wciąż spotykamy ich pomniki. Usiłowania społeczne, aby to zmienić, napotykają często na opór. Zygmunt Berling i Karol Świerczewski – generałowie z woli Stalina – mają pomniki i ulice.
Niedawno w Słomnikach pod Krakowem, nieopodal których mieszkam, próba zmiany nazwy osiedla, które w PRL nazwano imieniem Świerczewskiego, przyniosła negatywny rezultat w przeprowadzonym referendum ludności. Nie trudno spotkać stwierdzenia o „chwalebnym szlaku bojowym” ludowego Wojska w opracowaniach historycznych powstających już po upadku reżimu PRL. Siedemdziesiąt lat jakie upływa od bitwy pod Lenino 12 października 1943 r. zdaje się być jakąś okazją, by raz jeszcze spojrzeć na to wszystko co wiąże się z doświadczeniem bojowym oddziałów stworzonych z Polaków na froncie wschodnim.
Przed historykiem staje kilka zasadniczych pytań, na które nie może on uchylić się od odpowiedzi. Jak oceniać to wszystko, co wiąże się z wojenną kartą tworzonych na terenie ZSRR polskich formacji zbrojnych z perspektywy interesu Polski? W jakiej mierze ludowe Wojsko Polski było narzędziem Sowietów? Czym było ono w perspektywie ciągłości narodowych dziejów? Czym winny pozostać w pamięci zbiorowej Polaków? Jakie wobec tego wszystkiego powinno być stanowisko nauki historycznej i polityki pamięci? W jakim stopniu to wszystko, co wiąże się z tą kartą historii, stanowi część polskiego losu w XX stuleciu?
Prof. Kornat: "Stalin dążył do sowietyzacji Polski i na tej drodze posługiwał się Polakami. Uczynił to przy użyciu potęgi militarnej państwa Sowietów, ale znaleźli się Polacy, którzy dali się wykorzystać do tej operacji".
Przede wszystkim trzeba powiedzieć raz jeszcze – niczego nowego nie odkrywając – że Stalin dążył do sowietyzacji Polski i na tej drodze posługiwał się Polakami. Uczynił to przy użyciu potęgi militarnej państwa Sowietów, ale znaleźli się Polacy, którzy dali się wykorzystać do tej operacji.
Przypomnijmy w najzwięźlejszym skrócie fakty znane: Luty 1943 r. przynosi Sowietom przełomowe zwycięstwo pod Stalingradem. W kwietniu tego roku Niemcy odkrywają groby katyńskie. Rząd ZSRR zrywa stosunki dyplomatyczne z rządem polskim na uchodźstwie. W maju powstaje tzw. Związek Patriotów Polskich. Latem Sowieci przystępują do organizowania złożonych z Polaków formacji zbrojnych na Froncie Wschodnim. Na początku lipca ginie w katastrofie lotniczej – do dzisiaj niewyjaśnionej – Generał Sikorski. W październiku po raz pierwszy polskie oddziały zostają użyte na froncie. Styczeń 1944 r. przyniesie powołanie w okupowanym kraju tzw. Krajowej Rady Narodowej. W lipcu tego roku będzie powołany tzw. Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego. Stanie się on rządem dla Polski i otrzyma zadanie przeprowadzenia „nieskrępowanych” wyborów powszechnych, które nieskrępowane nie będą.
W tej sekwencji wydarzeń nie ma niejasności – jest jasny, realizowany z żelazną konsekwencją plan sowietyzacji Polski. Zbudowane miało zostać państwo zawisłe od ZSRR, ostatecznie pozbawione samodzielności w stosunkach międzynarodowych. Ukształtowane na podstawie ideologicznych zasad bolszewizmu. Podporządkowane woli jednego człowieka. Pozbawione na zawsze własnego ośrodka „dyspozycji politycznej”.
To, że „sprawa polska” była przegrana — w tym sensie, iż nie było szans wyjścia Polski z II wojny światowej zwycięsko – jest tak oczywiste i zarazem tak banalne, że stwierdzenie stanu rzeczy nie wymaga zatrzymywania naszej uwagi.
Zawsze byłem przekonany i nigdy chyba nie zmienię zdania, że odpowiedź na to pytanie wymaga zasadniczego rozróżnienia.
To prawda, że zwykły żołnierz nie miał alternatywy, na co zresztą wskazuje zgodnie dotychczasowa literatura przedmiotu, powstała w kraju po roku 1989. Miał on przed sobą perspektywę śmierci w obozach sowieckich, albo wstąpienia do oddziałów pod komendą Zygmunta Berlinga. Takich, którym nie było dane opuścić Rosji Sowieckiej w szeregach armii gen. Andersa, było wielu. Nikt nie może wobec nich formułować zarzutów, że szukali drogi powrotu do kraju – w taki sposób jaki był jedynie dostępny. Ta kwestia jest oczywistością. To samo trzeba powiedzieć o pozbawionych możliwością wyboru tysiącach żołnierzy Armii Krajowej, których wcielono do wojska dowodzonego przez Żymierskiego.
Prof. Kornat: "To prawda, że zwykły żołnierz nie miał alternatywy, na co zresztą wskazuje zgodnie dotychczasowa literatura przedmiotu, powstała w kraju po roku 1989. Miał on przed sobą perspektywę śmierci w obozach sowieckich, albo wstąpienia do oddziałów pod komendą Zygmunta Berlinga. Takich, którym nie było dane opuścić Rosji Sowieckiej w szeregach armii gen. Andersa, było wielu".
Problem tkwi w innym miejscu. W historiografii polskiej – tej kształtującej się po roku 1989 – nie brakuje ocen, które wciąż brzmią mocnym echem propagandy PRL. Jeden z historyków wojskowości pisał nie tak dawno w następujący sposób: „(…) trzeba powiedzieć, że mimo wielu ewidentnych niedociągnięć odniosło ono [ludowe Wojsko Polskie – MK] wiele zwycięstw. Większość dowódców i sztabowców nieźle znała swoje rzemiosło wojskowe, dbała o podwładnych i nie opuszczała swoich żołnierzy nawet w najtrudniejszych sytuacjach. Oficerowie cieszyli się dużym szacunkiem i zaufaniem. Wielu z nich zginęło na szlaku bojowym, walcząc do końca razem ze swymi żołnierzami. Ci co przeżyli, doprowadzili swoich żołnierzy aż do Berlina. Za to należy im się wielki szacunek. Ich i im żołnierzom”.
Ten sam autor ogromne sięgające 30 procent stanu straty 2 Armii Wojska Polskiego – dowodzonej przez Świerczewskiego – w bitwie pod Budziszynem tłumaczy tak oto: „Zdarzały się one [błędy] również wybitnym dowódcom we wcześniej prowadzonych wojnach. Nie ustrzegł się ich nawet Napoleon Bonaparte”. Nie ma w tej wypowiedzi ani słowa na przykład o tym, że dowodzący wydawał rozkazy w stanie nietrzeźwym, co zresztą czynił notorycznie.
Wbrew takim wywodom jak wyżej przytoczony, właśnie chodzi o rozróżnienie oceny dowództwa polskich formacji zbrojnych na terenie ZSRR jak i jego kadry oficerskiej, z jednej strony – oraz spojrzenia na zwykłego żołnierza, który nie miał wyboru swego losu. Wspomniana kadra w olbrzymiej części składała się ona z oficerów sowieckich, odkomenderowanych do tej służby – czego nawet najbardziej ostrożny w ocenach historyk nie może nie przyznać. Ci ludzie nie walczyli o Polskę. Aż 43 procent oficerów ludowego Wojska Polskiego w chwili zakończenia II wojny światowej stanowili obywatele sowieccy.
Pamiętać musimy o zbrodniach. Michał Żymierski podpisywał wyroki śmierci na żołnierzy Armii Krajowej. Ten sam zarzut stawiano już Karolowi Świerczewskiemu – nie bez racji.
Berling odmówiwszy wykonania rozkazów i opuszczenia Rosji wraz z oddziałami armii Andersa latem 1942 r., został przez sąd polowy skazany zaocznie na karę śmierci jako dezerter. Nie uczynił tego z własnej woli, ale na polecenie sowieckich mocodawców. Trudno nie wspomnieć, że Świerczewski, którego propaganda PRL uczyniła ikoną patriotyzmu, walczył w roku 1920 w szeregach Armii Czerwonej przeciwko Polakom. Żymierski – jak przyznają historycy – musiał zostać zwerbowany przez wywiad sowiecki, gdyż inaczej nie dałoby się wytłumaczyć jego biografii po roku 1927, kiedy to opuścił polskie więzienie, odsiadując wyrok po aferze korupcyjnej. Bez względu na stopień powiązań z sowieckimi służbami specjalnymi – co bez akt sowieckich nigdy nie będzie możliwe do pełnego zbadania – jakikolwiek sprzeciw wyższych dowódców wobec mocodawców sowieckich, czy też samo nie wypełnienie ich oczekiwań kładło kres karierze. Było więc zupełnie niemożliwe. Twierdzenia – dobrze znane – jakoby np. Berling podjął na własną rękę próbę przyjścia na pomoc powstańcom Warszawy latem 1944 r., były po prostu mistyfikacją.
Stworzone w ZSRR ludowe Wojsko Polskie stało się poważnym narzędziem sowietyzacji Polski. Jego oddziały były używane do walki z podziemiem zbrojnym. Wojskowy wymiar sprawiedliwości zapisał straszliwą kartę zbrodni sądowych. Trudno nie wspomnieć o tzw. wychowaniu politycznym, organizowanym na wzór sowiecki. W całej dobie trwania PRL usiłowano wytworzyć kult Sowietów i wpajano hasło „przyjaźni polsko-radzieckiej”, właśnie w oparciu o narrację o „braterstwie broni”. Wszystkie te funkcje nie były bez znaczenia tak w genezie jak i zachowaniu narzuconego Polakom ustroju.
Prof. Kornat: "Pamiętać musimy o zbrodniach. Michał Żymierski podpisywał wyroki śmierci na żołnierzy Armii Krajowej. Ten sam zarzut stawiano już Karolowi Świerczewskiemu – nie bez racji".
Stworzenie Polski pod dominacją Sowietów było dla każdego, kto wówczas – w roku 1944/1945 myślał po polsku – straszliwą klęską. Dzisiejsze racjonalizujące twierdzenia ex post – niczego zmienić tu nie mogą. „To, co teraz zrobiono z Polską — zapisała 27 stycznia 1945 r. w swoich Dziennikach Maria Dąbrowska — przechodzi wszystko, co znane jest w dziejach jako cynizm i narzucenie narodowi obcej woli przemocą. I pomyśleć, że ten nieszczęsny naród po pięciu latach tak straszliwych ofiar, takiej niezłomnej walki i pracy podziemnej przeciw Niemcom nie ma nawet tej satysfakcji, żeby historię tej cudownej walki, pracy, ofiar laurem uwieńczyć. Bo tę naszą krew i walkę opluto, zbezczeszczono, przekreślono. Zaistniał cudowny fakt skupienia się całego narodu pod rządem londyńskim. Znaliśmy jego wady, wiedzieliśmy, że jest tymczasowy i że jak tylko wstąpi na ziemie polskie — ustąpi przed tym, jaki naród wybierze. Lecz pod jakimż rządem mieliśmy się skupić w 1939 i 1940, kiedy Rosja wszak była w sojuszu z Niemcami, a my już krwawiliśmy obficie. Jak śmiano, jak poważono się tak śmiertelną obrazę rzucić w twarz narodowi, aby chwałę tej walki zdeptać, aby cierpienia nasze straszne za nic mieć i jeszcze nam grozić. I pomyśleć, że to wszystko odbywa się przy takiej samej obojętności świata jak rozbiory w końcu XVIII wieku” (Dzienniki powojenne 1945—1955, oprac. T. Drewnowski, Warszawa 1997, t. 1, s. 44).
Warto dodać, że są to słowa pisarki o lewicowych przekonaniach społecznych. Zarazem Dąbrowska wypowiedziała myśli przeważającej większości ówczesnych Polaków. I jej słowa raz jeszcze trzeba powtórzyć.
Do jednej wszakże sprawy trzeba jeszcze się odnieść. Może nawet jest ona najważniejsza. Otóż to prawda, że decyzje Jałty przesądziły o losie Polski. Ale nie można nimi tłumaczyć postępowania ludzi, którzy w służbie Sowietów realizowali swoją karierę. W taki sposób każdy mógłby znaleźć usprawiedliwienie swych czynów. Niewątpliwie ani w polskiej nauce ani pamięci zbiorowej nie powinno być miejsca dla afirmacji postępowania ludzi, którzy byli funkcjonariuszami Armii Czerwonej i NKWD, by następnie z rozkazu swych mocodawców podjąć służbę w mundurach polskich.
Wojsko Polskie – tworzone od 1943 w ZSRR jest częścią polskiej historii, niezbywalną częścią polskiego losu w XX wieku. Nie ma co do tego wątpliwości. Jest tak ze względu na tysiące żołnierzy, będących Polakami, zmierzających do Polski w taki sposób jaki był możliwy. Do polskiego losu nie należy natomiast historia polskich bolszewików w służbie Sowietów.
prof. Marek Kornat
***
Marek Kornat – historyk, sowietolog, publicysta, Profesor na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, Profesor i kierownik Pracowni Systemów Totalitarnych i Dziejów II Wojny Światowej w Instytucie Historii Polskiej Akademii Nauk w Warszawie.
Źródło: Muzeum Historii Polski