Prof. Krzysztof Szwagrzyk, który zdecydował się pozostać na stanowisku wiceprezesa IPN, powiedział w poniedziałek, że będzie więcej środków finansowych na prace poszukiwawcze tajnych miejsc pochówku ofiar reżimu komunistycznego.
Szwagrzyk powiedział w Polskim Radiu, że powodem jego uprzedniej decyzji o odejściu był fakt, że kierowanie biurem poszukiwań "w sytuacji IPN wydawało się praktycznie niemożliwe, a przynajmniej bardzo utrudnione". Zaznaczył, że rzecz dotyczyła zarówno braku środków finansowych na prace poszukiwawcze, jak i kwestii organizacyjnych; braku kadry, która byłyby w stanie realizować te badania.
Podkreślił, że prace w kraju powinny być realizowane w wielu miejscach jednocześnie przez grupę kilkudziesięciu osób. "Będzie więcej pieniędzy, będzie więcej pracowników, bo przecież zadania, które realizujemy, prowadzimy nie tylko w kraju, ale i za granicą" - zaznaczył. Dodał, że jego "dramatyczna decyzja" miała zwrócić uwagę na pewien problem. "Myślę, że to zostało osiągnięte" - powiedział Szwagrzyk.
Pytany o spór "biurokratyczny" z Pomorskim Uniwersytetem Medycznym w Szczecinie o badania próbek, zaznaczył, że to jedna z wielu kwestii do omówienia.
Specjaliści tej uczelni w ramach Polskiej Bazy Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów dokonują identyfikacji genetycznych ofiar totalitarnych reżimów, w tym zbrodni komunistycznych.
"Chcieliśmy, aby w jednym miejscu gromadzony był materiał genetyczny pobierany ze szczątków odnajdywanych gdziekolwiek w Polsce a także materiał genetyczny pochodzący od najbliższych krewnych. Wydawało się to rozwiązanie optymalne. Tyle tylko, że w międzyczasie doszło do takiej sytuacji, że oczekujemy rok, dwa, trzy na wyniki badań genetycznych ze szczątków, które w naszej ocenie są już zidentyfikowane na podstawie innych danych. I sytuacja, gdy IPN nie ma pełnej kontroli nad działaniami prowadzonymi przecież przez podwykonawcę jest absolutnie nie do przyjęcia" - powiedział Szwagrzyk.
"Jeśli mamy sytuację z Inką i Zagończykiem w Gdańsku, kiedy my na etapie otwarcia jamy grobowej na podstawie charakterystycznych danych antropologicznych, ale także specyfiki tego miejsca, mówimy, że to są szczątki Inki i Zagończyka a potem czekamy siedem miesięcy na identyfikację Inki a siedemnaście na identyfikację Zagończyka, czekamy trzy, cztery lata na identyfikację ludzi z Łączki do dzisiaj, to ta sytuacja jest absolutnie nie do przyjęcia" - dodał.
Podkreślił, że jest przekonany, że prace na "Łączce" zostaną zakończone do czerwca tego roku, uda się dotrzymać tego terminu. Jak dodał, wierzy że uda się tam odnaleźć szczątki rtm. Witolda Pileckiego, gen. Augusta Emila Fieldorfa i płk. Łukasza Cieplińskiego.
Szwagrzyk, pytany o rozszerzenie badań poza granicami Polski, odparł że są podejmowane działania organizacyjne, niezwykle skomplikowane. Zaznaczył, że jest przekonany, że w tym roku przynajmniej kilka miejsc na terenie Litwy i Ukrainy, jeżeli nie Białorusi, uda się przebadać.
"Pamiętajmy jednak, że tych miejsc jest niezwykle dużo. Tu nie chodzi wyłącznie o tych, którzy zostali zabici przez Sowietów, przez komunistów, mówimy tutaj o obywatelach polskich, którzy zginęli w wyniku totalitaryzmów, także tych, którzy zginęli zabici na terenie Ukrainy przez UPA, o tych, którzy zostali zabicie przez Niemców, mówimy o tych, którzy zginęli w walkach 1939 r. a ich mogiły są rozsiana na Kresach Rzeczypospolitej" - powiedział Szwagrzyk. (PAP)
kno/ pat/