Polska, ze względu na swą słabość ujawnioną już podczas wielkiej wojny północnej, była w XVIII w. stałym obiektem westchnień rozbiorowych Prus. Nic by z tego jednak nie wyszło bez zgody Rosji, która wielokrotnie dawała Berlinowi do zrozumienia, iż Rzeczpospolitą uważa za teren własnych wyłącznych wpływów i nie zamierza dzielić się nim z Prusami - mówi w rozmowie na temat I rozbioru Polski prof. Zofia Zielińska z Uniwersytetu Warszawskiego.
Czy aneksja części terytorium jakiegoś państwa w wyniku wzajemnego porozumienia krajów sąsiednich, jak to się stało z Rzecząpospolitą, była wydarzeniem bezprecedensowym i czy należy uznać ją za polityczne novum?
Prof. Zofia Zielińska: Trzeba wziąć pod uwagę, że chodziło o aneksję tak dużego państwa, jakim była Rzeczpospolita - kraj, którego byt w Europie był od wieków utrwalony. Skoro mówimy o aneksji, choć niekoniecznie wynikłej z porozumienia innych państw, to dobrym przykładem jest polityka reunionów, realizowana przez Ludwika XIV na początku lat osiemdziesiątych XVII wieku. Pod pretekstem rzekomych dawnych praw Francja zagarnęła wówczas różne części graniczących z nią państw Rzeszy. Ale to jest nieporównywalne z rozbiorem z 1772 roku i to, co dokonało się w Polsce, należy uznać za unikat.
Prof. Zofia Zielińska: Mocarstwa ościenne wykorzystały słabość militarną państwa polskiego i dokonały precedensu, stanowiącego dla reszty Europy groźne memento, że spory między mocarstwami można rozwiązywać kosztem państwa neutralnego. Wywołało to nastroje paniki m.in. w mniejszych państwach niemieckich.
W 2001 roku ukazała się książka brytyjskiego badacza Hamisha Scotta Powstanie mocarstw wschodnich (The Emergence of the Eastern Powers, 1756-1775), przy czym mocarstwa wschodnie to dla Anglika Prusy, Austria i Rosja. Przypomniał on, że rozbiory Polski były unikatowe nie tylko ze względu na rangę rozbieranego państwa, ale i dlatego, że bez konfliktu z tym państwem i w gruncie rzeczy bez specjalnego troszczenia się o prawne uzasadnienie pretensji zagrabiono mu trzecią część terytorium. Mocarstwa ościenne wykorzystały słabość militarną państwa polskiego i dokonały precedensu, stanowiącego dla reszty Europy groźne memento, że spory między mocarstwami można rozwiązywać kosztem państwa neutralnego. Wywołało to nastroje paniki m.in. w mniejszych państwach niemieckich.
Czym można wytłumaczyć zgodną współpracę trzech na co dzień rywalizujących ze sobą potęg - Prus, Austrii i Rosji - w dziele demontowania Rzeczypospolitej?
Prof. Zofia Zielińska: Motywy były różne w wypadku każdego z tych państw. Rosyjska historiografia forsowała - i wciąż forsuje - dwie tezy równie nieprawdziwe. Pierwsza z nich brzmi, że Rosja nie chciała, ale musiała przystąpić do rozbiorów, zmuszona jakoby przez Prusy i Austrię; druga - że Rosja nie wzięła ziem cudzych, a tylko odebrała to, co do niej wcześniej należało. Prusacy specjalnie się nie wypierali swych czynów, Austriacy mogli co najwyżej rozważać, czy rozbiory im się opłaciły.
Rosja była hegemonem Polski. Od schyłku wielkiej wojny północnej sprawowała nad nią de facto protektorat. Długo zatem nie była zainteresowana dzieleniem się Rzecząpospolitą z innymi państwami. Należy postawić pytanie, co takiego się stało, że Rosja przystała na rozbiór. Imperium to wyszło z wojny siedmioletniej jako mocarstwo niezwykle wzmocnione w stosunku do wyczerpanych Prus i Austrii. Nic w Europie Środkowej nie mogło się dziać bez zgody Petersburga. Rozpowszechnioną teorię, że Rosja nie chciała, ale musiała wziąć udział w rozbiorach, można zatem włożyć między bajki.
W wojnie z Turcją, jaka toczyła się od 1768 roku, Rosja z myślą o przyszłym pokoju zgłosiła tak wielkie roszczenia terytorialne do ziem na Bałkanach, że gwałtownie wystąpiła przeciw temu Austria. Jej niezadowolenie było na rękę Prusom, bo kłopoty Rosji - obok wojny tureckiej, konfederacja barska w Polsce - bardzo chciały one wykorzystać dla swych celów, czyli dobić się zgody na rozbiór Polski. Chęć zażegnania konfliktu z Austrią i Prusami była niewątpliwie najważniejszą przyczyną zgody Rosji na rozbiór, proponowany przez Prusy. Drugą były dążenia aneksyjne w kręgach rosyjskiej elity; części z tych ludzi - koteria Czernyszewów, z których Zachar był szefem Kolegium Wojskowego - nie satysfakcjonował już protektorat nad Rzecząpospolitą, marzyła im się aneksja jej części. Aneksja, a nie rozbiór, czyli dzielenie się Polską z Prusami i Austrią, nie okazała się jednak realna. Katarzyna II obawiała się, że taki krok - a ideę Czernyszewa zaaprobowała już w roku 1763 - zantagonizuje Rosję z obu mocarstwami niemieckimi. Gdy w latach 1770-1771 na tle sporu o Bałkany do tego antagonizmu doszło, apetyty aneksyjne rosyjskiej elity dodane do intencji Katarzyny, by dobrze ułożyć sobie stosunki z najbliższymi mocarstwami, przeważyły szalę na rzecz rozwiązania rozbiorowego, od dawna sugerowanego przez Prusy. Dodajmy, że obłowienie się na zdobytych terytoriach przez Czernyszewów tylko powiększyło grono chętnych do dalszych aneksji - dążenia te uosabiał od 1776 roku Potiomkin - wbrew Katarzynie, która wolałaby nie dzielić się pozostałą częścią Rzeczypospolitej z Prusami i Austrią. Jak się okazało - wolała do czasu.
Prusy inicjowały pomysły rozbiorowe od bardzo dawna. Za Wielkiego Elektora w drugiej połowie XVII wieku uzyskały duży potencjał wewnętrzny. Jak powiedział cytowany już Scott - wielki sympatyk Fryderyka II: jeśli chciały być mocarstwem, musiały uzyskać spory przyrost terytorium. Mocarstwem stały się w latach 1740-1745, kiedy wydarły Austrii Śląsk. Polska, ze względu na swą słabość ujawnioną już podczas wielkiej wojny północnej, była w XVIII wieku stałym obiektem westchnień rozbiorowych Prus. Nic by z tego jednak nie wyszło bez zgody Rosji, która wielokrotnie dawała Berlinowi do zrozumienia, iż Rzeczpospolitą uważa za teren własnych wyłącznych wpływów i nie zamierza dzielić się nim z Prusami. Hohenzollernowie się z tym liczyli, dlatego rozbiór stał się możliwy dopiero wówczas, gdy zainteresowana nim stała się także Rosja, gdy podjęła decyzję o rozbiorze.
Dla Austrii zasadniczą datą jest rok 1740 - napad Prus na Śląsk. Austria nawet bez Śląska pozostała mocarstwem, lecz jego strata dała początek śmiertelnej rywalizacji z Prusami o przewagę w Rzeszy. Osłabiony Wiedeń teoretycznie powinien być zainteresowany wzmocnieniem Polski - potencjalnego sojusznika przeciw Prusom. Realpolitik dyktowała jednak patrzenie nie na Polskę, a na Rosję jako na mocarstwo, które może skutecznie wspomóc Habsburgów w odzyskaniu Śląska.
Prof. Zofia Zielińska: Rosja była hegemonem Polski. Od schyłku wielkiej wojny północnej sprawowała nad nią de facto protektorat. Długo zatem nie była zainteresowana dzieleniem się Rzecząpospolitą z innymi państwami. Należy postawić pytanie, co takiego się stało, że Rosja przystała na rozbiór.
W okresie polskiego bezkrólewia po Auguście III Austriacy - obawiając się rozbioru Polski, a o takie dążenia podejrzewali Prusy i Rosję - wprost występowali przeciw temu. Z 1763 roku pochodzą rozważania kanclerza Kaunitza, który twierdził, że gdyby nawet Austrii zaproponowano współudział w zaplanowanym przez Petersburg i Berlin rozbiorze, powinna odmówić, dlatego że nigdy nie przyłączy gruntownie polskich ziem leżących za Karpatami, natomiast Prusy, integrując swoje terytorium przez zabór Pomorza Gdańskiego, wzmocnią się ogromnie i staną się tym groźniejszym wrogiem Wiednia. Gdy jednak w 1771 r. Wiedeń został zaproszony do rozbiorowej spółki, przeważyły inne rachuby. A zaproszony został dlatego, że w Petersburgu i Berlinie rozumiano, iż dzięki współudziałowi w rozbiorze trzech mocarstw utrwali się stworzony przez rozbiór układ, podczas gdy pozostawienie Austrii poza nim groziłoby z jej strony działaniami destabilizacyjnymi. Wiedeń podejmował decyzję przez cały rok, zakładając - słusznie - że bez niego Rosja i Prusy i tak rozbioru by dokonały, a państwo Fryderyka II stałoby się relatywnie jeszcze silniejsze. Decydując się na udział w rozbiorze Austria częściowo pomniejszała tę różnicę, równocześnie jednak utrwalała układ, tak dla Prus korzystny. I dobrze zdawała sobie sprawę, że bierze udział w wielkim bezprawiu - słynne łzy Marii Teresy.
Czy można w jakiś sposób wyjaśnić, dlaczego państwa ościenne potrzebowały aż trzech kroków do całkowitego demontażu Polski?
Prof. Zofia Zielińska: W 1772 roku Rosjanie nie mogli być całkowicie pewni, jak zareagują pozostałe mocarstwa: Anglia i Francja, nie chcieli też Prusakom i Austriakom za dużo dawać z Polski, którą uważali za swoją strefę wpływów. Z punktu widzenia Katarzyny II wydawało się, że rozbiór spełnił zadania: pozwolił zlikwidować konflikt międzynarodowy, ukarać Polskę za konfederację barską i wcześniejsze reformatorskie próby Stanisława Augusta, a równocześnie porozbiorową Rzeczpospolitą przywrócił pod pełny i wyłączny rosyjski wpływ. Z punktu widzenia imperatorowej nie było więc sensu podziału rozszerzać. Inaczej myśleli ci członkowie rosyjskiej elity, którzy nie zdążyli się obłowić, tak jak Czernyszewowie. Opcja aneksyjna po pierwszym precedensie zyskała w rosyjskich kręgach rządzących na sile i stała się bardzo silnym elementem presji na II rozbiór, w 1793, który stanowił karę za reformy Sejmu Czteroletniego, przede wszystkim za Konstytucję 3 maja.
Można zapytać, dlaczego drugi rozbiór nie dokończył dzieła zniszczenia. Tego dokładnie nie wiemy, ponieważ ciągle nie mamy dostępu do tych rosyjskich materiałów, które ukazują, jak zapadały decyzje rozbiorowe.
Można się domyślać, że ponieważ Austria nie brała udziału w drugim rozbiorze, Rosja znowu - tak jak przy pierwszym - była skłonna nie kończyć dzieła, bo miało je na długo utrwalać zbliżenie trzech państw rozbiorczych. I rzeczywiście sojusz trzech cesarzy przetrwał do lat siedemdziesiątych XIX wieku. Poza tym toczyła się wojna z rewolucyjną Francją; Rosja chciała występować w charakterze państwa przywracającego stary porządek i niszczącego jakobinizm, a nie agresora; przypomnijmy, że wojna z Polską w 1792 roku toczyła się w imię ochrony rzekomego konstytucyjnego ładu i przeciw bezprawiu, jaki miała jakoby stanowić Ustawa Rządowa 3 maja. Może dlatego nie wypadało rozbioru przeprowadzić do końca, a jedynie Polskę ukarać.
Rozmawiał Wojciech Kozłowski
Prof. Zofia Zielińska - historyk, pracownik Instytutu Historii Uniwersytetu Warszawskiego; zajmuje się historią Polski XVIII wieku.
źródło: muzhp.pl, Muzeum Historii Polski