Tylko historia wyda ostateczny werdykt - komentuje rosyjski dziennik "Moskowskij Komsomolec" udostępnienie w Polsce przez IPN dokumentów dotyczących agenta SB "Bolka". Dziennik podaje, że archiwiści z IPN "potwierdzają autentyczność dokumentów".
"Narodowy przywódca, rozum, honor i sumienie naszej epoki, pierwszy prezydent niepodległej Polski (a w bohaterskiej przeszłości prosty gdański elektryk i przy tym ludowy trybun), laureat nagrody Nobla Lech Wałęsa okazał się banalnym agentem specłużb. Tak, od 1970 do 1976 roku, czyli jeszcze przed wszystkimi rewolucyjnymi wydarzeniami. Sam Wałęsa zaprzecza temu faktowi" - pisze "MK" w komentarzu w środowym wydaniu.
"Co to zmienia? Czy Lech Wałęsa przestaje być tym samym przywódcą narodowym i bohaterem? Uważano go za człowieka z nieskazitelną reputacją. Ale czy tacy istnieją - ludzie z taką reputacją? +Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią (biblijną jawnogrzesznicę) kamieniem+ - mówił w takich sytuacjach jedyny na świecie człowiek z nieskazitelną reputacją. Innych nie było" - pisze autor artykułu.
"Czy można ogółem żyć godnie, ale raz zniszczyć słowem, gestem czy czynem swoją reputację? Kto w ogóle rozwiązuje takie olbrzymie problemy etyczne? Jaka komisja, jaki stwórca? Wszystkich rozsądzi tylko historia. I ona wyda ostateczny werdykt, prędzej czy później" - ocenia komentator.
Przytacza on w artykule przykłady wybitnych Rosjan. "Borys Słucki, wspaniały poeta, żołnierz na froncie. Przez całą drugą połowę życia dręczyło go to, że głosował za wyrzuceniem Pasternaka (ze Związku Pisarzy ZSRR-PAP)" - zauważa autor. Przypomina też samego Pasternaka i jego rozmowę ze Stalinem o aresztowanym Osipie Mandelsztamie; Stalin zwrócił mu wtedy uwagę: "my, starzy bolszewicy, nigdy nie wyrzekaliśmy się swoich przyjaciół".
Komentator przywołuje również postać legendarnego barda, poety i prozaika Bułata Okudżawy, wytykając mu, że w październiku 1993 roku poparł on decyzję Borysa Jelcyna o rozpędzeniu przy użyciu wojska zbuntowanego parlamentu, co wielu Rosjan ma za złe pierwszemu prezydentowi pokomunistycznej Rosji.
Autor artykułu przypomina także Guentera Grassa, który "u schyłku życia przyznał się, że służył w Waffen-SS", i marszałka Philippe'a Petaina, przypominając, że ten ostatni był bohaterem I wojny światowej.
"Lista jest bardzo subiektywna, tak jak subiektywne są nasze oceny tych ludzi" - zaznacza komentator.
"Tylko historia kiedyś zważy wszystko na szalach, oddzieli ziarno od plew, sprawy najważniejsze od nieważnych i wyda swój werdykt" - podsumowuje "MK". (PAP)
awl/ mal/ ro/