Wiele światowych mediów opublikowało zniekształcony obraz Marszu Niepodległości, dający wrażenie, że uczestniczyły w nim tylko i wyłącznie skrajnie prawicowe grupy - podkreśla w tekście zamieszczonym w niedzielę na portalu „Washington Examiner” Stanisław Żaryn.
W ocenie Stanisława Żaryna, rzecznika prasowego ministra koordynatora służb specjalnych, "kluczowym wydarzeniem" tegorocznych obchodów stulecia odzyskania przez Polskę niepodległości był "warszawski marsz setek tysięcy Polaków, którzy uczcili to wielkie narodowe święto z należytą godnością".
"Niestety jednak wiele światowych mediów zrobiło to, co w przeszłości: opublikowało zniekształcony obraz, dający wrażenie, że marsz dotyczył tylko i wyłącznie kilku skrajnie prawicowych grup, które w nim uczestniczyły. To nie jest tym, co wydarzyło się w Warszawie tego dnia (11 listopada - PAP)" - wskazuje rzecznik.
Jednocześnie przyznaje, że podczas marszu doszło do kilku incydentów. Wśród nich wymienia m.in. wybite lusterka w kilku samochodach na trasie pochodu, pobicie, spalenie flagi UE oraz odpalanie pirotechniki w tłumie. "Policja szuka odpowiedzialnych za te incydenty. Ich zdjęcia zostały opublikowane w internecie, a niektórzy z nich już zostali znalezieni i pociągnięci do odpowiedzialności za swoje działania" - zauważa.
Rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych podkreśla również, że "wbrew temu, co sugerowały niektóre media, uczestnicy marszu nie podnosili haseł, które naruszałyby prawo". "Zapewnili to eksperci powołani przez policję, by monitorować hasła i banery występujące w tłumie. Radykalna hasła, jeśli jakieś w ogóle, były incydentalnymi przypadkami" - twierdzi Żaryn. Wskazując, że w marszu uczestniczyło około 250 tys. ludzi oraz że "była to największa impreza masowa w Warszawie od lat", Żaryn ocenia, że "skala incydentów była w rzeczywistości marginalna". "Te niefortunne incydenty nie powinny przysłaniać radosnego i uroczystego zgromadzenia" - podkreśla.
Jak odnotowuje, w przeszłości marsze w 11 listopada "stawały się miejskimi bitwami z władzami niezdolnymi (lub nawet niechętnymi) do podejmowania środków prewencyjnych". Tegoroczny marsz uznaje jednak za "wielki sukces", do którego przyczyniła się - w jego ocenie - praca służb odpowiedzialnych za zapewnienie bezpieczeństwa.
Jak pisze Żaryn, ABW wraz z policją zatrzymały przed marszem około stu osób powiązanych z radykalnymi nacjonalistycznymi grupami, "które planowały przyjechać do Warszawy w celu zakłócenia marszu". Informuje również o tym, że polskie służby nie wpuściły do kraju wielu "radykałów z różnych państw Europy".
W ocenie Żaryna, zakres działań służb "pokazał, że w Polsce jest zero tolerancji dla agresywnych radykalnych grup, które rozprzestrzeniają totalitarną propagandę". "Mimo szerokiego zainteresowania mediów, grupy te są w Polsce marginalne i traktowane przez władze w odpowiedni sposób" - zaznacza.
Dodaje, że inne europejskie państwa "mierzą się ze znacznie większym problemem z takimi grupami niż Polska". "To nie Polska ma problemy z radykalnymi grupami napędzanymi przez nienawiść i przemoc (...)" - wskazuje Żaryn, powołując się przy tym na raport Agencji Praw Podstawowych Unii Europejskiej, według którego "w Polsce drugi rok z rzędu spada liczba antysemickich incydentów". "Niemcy oraz Francja mają obecnie więcej incydentów antysemickich niż Polska" - zwraca uwagę Żaryn.
Jak ocenia rzecznik, w tym roku uroczystości 11 listopada były "szczególnie piękne oraz bezpieczne". "Niestety niektórzy ludzie wykorzystali je jako kolejną okazję do ataku na polskie społeczeństwo i władze, zwłaszcza media, które nie życzą dobrze Polsce i +cierpią na oderwanie od rzeczywistości+" - konkluduje. (PAP)
mobr/ aszw/ krap/