Do najciekawszych i najważniejszych, ale jednocześnie nadal jeszcze najmniej znanych aspektów działalności podziemnej „Solidarności” należy radiofonia. Jej nadawanie np. w dniach stanu wojennego jest nie do przecenienia.
Przez ponad osiem lat – praktycznie na terenie całego kraju, od wielkich miast, aż po małe miasteczka – funkcjonowało wiele niezależnych od siebie radiostacji. W przypadku części z nich były to „jedynie” pojedyncze audycje, w innych przypadkach (np. Warszawy, gdzie radio się narodziło) kilkaset audycji i kilka niezależnych od siebie programów Radia „Solidarność”.
Było to możliwe dzięki pomysłowości osób zaangażowanych w tę niebezpieczną i – można zaryzykować stwierdzenie – najbardziej zwalczaną przez władze PRL-u formę działalności podziemnej. Dzięki tej właśnie pomysłowości podziemne radio przybierało różne formy, nie zawsze typowe zresztą dla tej formy przekazu. W efekcie obok klasycznych audycji radiowych (najczęściej na falach ultrakrótkich) emitowano na fonii Telewizji Polskiej, z kolei na wizję telewizyjną „wchodzono” z napisami, wykorzystywano również radiowęzły zakładowe czy w końcu tzw. gadały. „Gadały” były to zestawy składające się najczęściej z magnetofonu, wzmacniacza i głośników. W tym ostatnim przypadku za emisję odpowiadały najczęściej grupy młodzieżowe, nierzadko zresztą niezwiązane formalnie z podziemnym radiem, a działające „na zlecenie” radiowców.
To właśnie przy wykorzystaniu „gadał” przeprowadzono kilka najbardziej spektakularnych akcji. Należały do nich m.in. „audycje więzienne”, które wyemitowano w Warszawie dla osób osadzonych w areszcie śledczym przy ulicy Rakowieckiej czy w Poznaniu dla tych działaczy opozycji, którzy trafili do więzienia przy ulicy Młyńskiej.
Najgłośniejszą z nich była z pewnością ta przeprowadzona w nocy z 31 grudnia 1982 na 1 stycznia 1983 r. w stolicy. Jak wspominała po wielu latach aresztowana w lipcu roku 1982 współzałożycielka podziemnego Radia „Solidarność” Zofia Romaszewska: „W czasie sylwestra 1982 miałam spore szczęście […] Nagle usłyszałam swój głos: +Tu Radio Solidarność+… Udało mi się usłyszeć całą audycję. Była całkowita cisza. Po zakończeniu audycji we wszystkich celach zaczęto walić w drzwi i menażki. Zrobił się niesamowity raban […] Choć brzmi to absurdalnie, był to najpiękniejszy sylwester w moim życiu. To było bardzo podnoszące na duchu”.
Z kolei tak to wydarzenie relacjonował Henryk Wujec (w latach siedemdziesiątych działacz Komitetu Obrony Robotników, a w 1981 r. członek Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”): „Skończyłem właśnie gimnastykę, około jedenastej, położyłem się do łóżka, ale jeszcze nie spałem i nagle usłyszałem znany sygnał Radia +Solidarność+, bardzo głośny […] Klawisze dostali szału, zapalili światło, biegali, krzyczeli, by się kłaść, a my staliśmy zasłuchani. Poleciał cały odcinek i szła powtórka, aż wyłączyli. Niewiele z tego zrozumiałem, bo był jakiś pogłos, ale przeżycie było ogromne”.
Inny działacz opozycji przedsierpniowej i NSZZ „Solidarność” (m.in. członek władz krajowych związku – KK, a wcześniej Krajowej Komisji Porozumiewawczej) Andrzej Gwiazda tak po latach opisywał reakcje swoje i innych osadzonych: „To była euforia […] To było poczucie zwycięstwa: +Ale dokopaliśmy komunie+”.
Audycję tę nadano z inicjatywy osób związanych z Komisją Interwencji i Praworządności Regionu Mazowsze NSZZ „Solidarność”, organizowanej przed stanem wojennym przez twórców warszawskiego radia – Zofię i Zbigniewa Romaszewskich. Jej pomysłodawcami i organizatorami byli Jarosław Kosiński i Anna Jaworska, została ona sfinansowana przez „Solidarność” z Instytutu Badań Jądrowych – pieniądze przekazała pracownica IBJ Joanna Jankowska. Dzięki niej pozyskano również konstruktora sprzętu nagłaśniającego, którym był Andrzej Sikorski. Autorką części audycji była Jaworska, a przemówienie Bujaka przekazało Wydawnictwo CDN.
Tak emisję wspominał po latach Kosiński: „Z tego, co pamiętam, tam było tak dwóch – trzech chłopaków i ze dwie dziewczyny, ubrani jak na sylwestra, z balonikami, no i sprzętem nagłaśniającym. Dzień lub dwa dni wcześniej wymienili kłódkę na strych na własną, więc w sylwestra ten element mieli już +z głowy+. Na taśmie było na początku kilka minut ciszy, więc po ustawieniu i włączeniu sprzętu mieli czas na opuszczenie dachu i samej okolicy”.
Emitowano pod szyldem warszawskiego Radia „Solidarność”, wykorzystując jego sygnał wywoławczy (fragment wojennej piosenki „Siekiera, motyka”) i stosowany przez nie komunikat „Tu mówi Radio +Solidarność+”. Do aresztowanych związkowców przemawiał Zbigniew Bujak kierujący podziemną Regionalną Komisją Wykonawczą „Mazowsze”, przekazując pozdrowienia od siebie, Władysława Frasyniuka, Wiktora Kulerskiego i Zbigniewa Janasa oraz od członków Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej NSZZ „Solidarność” i RKW „Mazowsze”. Nagranie zawierało również informacje o uprawnieniach przysługującym osobom przesłuchiwanym (możliwość odmowy zeznań) oraz ostrzeżenie przed agentami celnymi, a także komunikaty i apele podziemnych władz związku.
Była to pierwsza udana „audycja więzienna” nie tylko w Warszawie, lecz i w kraju. Jednak do pierwszej, jeszcze niestety nieudanej próby, nadania tego rodzaju audycji doszło ponad trzy tygodnie wcześniej – 7 grudnia 1982 r. Miały się na nią składać informacje i komunikaty dotyczące działalności opozycji w podziemiu (np. na temat procesu przywódcy dolnośląskiej „Solidarności” Frasyniuka), przemówienie kierującego Regionalną Komisją Wykonawczą „Mazowsze” Bujaka, wiersz Kazimierza Wierzyńskiego „Na proces moskiewski”, a także piosenki lub ich fragmenty („Solidarni nasz jest ten dzień”, „Żeby Polska była Polską” Jana Pietrzaka oraz hymn Polski – Mazurek Dąbrowskiego). Audycję tę próbowano wyemitować z terenu ówczesnej Szkoły Głównej Planowania i Statystyki.
Na dachu bloku „A” umieszczono popularny wówczas magnetofon marki „Kapral”, wzmacniacz „Akord 40” oraz cztery głośniki marki „Tonsil” (znajdowały się one na drewnianych stelażach i były sprzężone w pary). „Gadała” miała być zasilana „na dziko” przewodem z puszki lampy oświetleniowej. W tym celu urządzenia zamontowane na dachu połączono z nią kablem, owiniętym wokół piorunochronu. W zamyśle organizatorów emisji włączenie lampy o zmroku miało spowodować uruchomienie aparatury umieszczonej na dachu. Nie przewidzieli oni jednak jednej rzeczy – ludzkiej nadgorliwości… Nadanie audycji uniemożliwili pracownicy SGPiS – o przewodzie „łapiącym prąd” przełożonych poinformowała Alicja Turzyńska, a Andrzej Jabłoński i Anna Mikołajewska na ich polecenie zdemontowali kable wystające z puszki. Ich szefowie powiadomili także funkcjonariuszy MO, którzy „zabezpieczyli” sprzęt, który miał być wykorzystany do nadania audycji.
Na szczęście był to jedyny sukces milicjantów i esbeków, podobnie zresztą jak w przypadku kolejnej sylwestrowej audycji. Udanej, bo jej organizatorzy wyciągnęli wnioski z niepowodzenia i 31 grudnia 1982 r. zrezygnowali z podpinania się „na dziko” do sieci elektrycznej, lecz skorzystali z własnego, niezależnego źródła zasilania w postaci dwóch sprzężonych akumulatorów samochodowych. Tym razem wykorzystano też osiem, a nie – jak poprzednio – cztery głośniki. Zmieniono również miejsce emisji – na blok mieszkalny przy ulicy Narbutta.
Na koniec warto przypomnieć, że mimo działań Milicji Obywatelskiej i Służby Bezpieczeństwa (m.in. okresowe kontrole dachów, pozyskanie tajnych współpracowników wśród dozorców budynków w okolicy więzienia, zwiększona ilość patroli milicyjnych) podejmowane były też kolejne próby emisji, np. 1 maja 1983 czy 1 kwietnia 1985 r. – ta ostatnia zakończyła się zresztą interwencją „atandy”, czyli funkcjonariuszy Służby Więziennej uzbrojonych w tarcze i pałki, którzy musieli pacyfikować więźniów demonstracyjnie hałasujących metalowymi naczyniami. Były one dziełem Grup Oporu „Solidarni”, w tym drugim przypadku wspieranych przez działaczy Federacji Młodzieży Walczącej – ale to już inna, równie zresztą ciekawa, historia.
Grzegorz Majchrzak
Autor jest pracownikiem Biura Badań Historycznych IPN
Źródło: MHP